Fascynujące, zdradzające lokalne zwyczaje, pozwalające zdobyć rzeczy, o których w domu można było tylko pomarzyć. Oto poradnik Travelera, jak przeżyć zakupową przygodę (nie tylko na końcu) świata. I wciąż mieć za co wrócić do domu. Czy słyszeliście już o SDP – „Syndromie Dnia Przedostatniego”? Cierpi na niego wielu turystów i podróżników. Chronicznie. Objawia się on szałem kupowania pamiątek i prezentów w przeddzień wyjazdu. Często współwystępuje ze zdenerwowaniem, z niezadowoleniem i z irracjonalnymi decyzjami o zakupie rzeczy zupełnie nietra? onych. W skrajnych przypadkach przeradza się w SDO, czyli „Syndrom Dnia Ostatniego”. Na szczęście SDP jest w pełni uleczalny, a terapia dość prosta. Wystarczy zdać sobie sprawę, że w wakacyjnych zakupach nie chodzi tylko o rzeczy, ale także, a może przede wszystkim, o kulturalne doświadczenie, możliwość interakcji i poznania lokalnego kolorytu. O przygodę! Żeby w takim podróżniczym shoppingu znaleźć frajdę, trzeba wyzbyć się starych nawyków. Przede wszystkim odrzucić stereotypowe myślenie na temat cen i towarów i zawsze umieć odegrać znawcę lokalnych zwyczajów. Wtedy, oprócz doświadczenia, można kupić coś znacznie ciekawszego niż sztandarową pamiątkę (prawdopodobnie wyprodukowaną w Chinach) i wyszukać jakieś oryginalne ubrania, tradycyjną biżuterię czy egzotyczne przyprawy. I nieważne, czy wybierasz się na targ warzywny w Maroku, czy na Piątą Aleję w Nowym Jorku. Wszędzie zakupy mogą stać się niezapomnianą przygodą.

Przewodnik: co, gdzie, za ile

POZA 1: NIEUGIĘTY NEGOCJATOR

Nigdy nie pokazuj zbytniego zainteresowania towarami. To zasada numer jeden w trakcie zakupów na azjatyckich i afrykańskich targach. Bo tylko wtedy masz szanse na dobicie satysfakcjonującego targu. Jeżeli sprzedawca wyczuje zbytnie zainteresowanie z twojej strony i to, że ma do czynienia z niedoświadczonym turystą, nie będzie traktował cię poważnie. Zasada numer dwa: zawsze trzeba się targować. Nie spodziewaj się ustalonych cen towarów. Wszystko jest relatywne. Cena to kwestia momentu i relacji, jakie uda ci się zbudować ze sprzedawcą. W Afryce zdarza się, że zamiast transakcji gotówkowej kupcy wolą handel wymienny. Krem Nivea albo porządne skarpetki można wymienić na piękne hebanowe - gurki lub ciekawą afrykańską biżuterię. Targowanie to coś pomiędzy tradycją a sportem narodowym, w którym obydwie strony mają być na końcu zadowolone. Jeżeli więc chcesz poczuć lokalny klimat, za wszelką cenę ćwicz sztukę negocjacji. Nie poddawaj się naciskom, nie wierz w opowieści o wielodzietnej rodzinie sprzedawcy, która przez ciebie będzie głodna, ani o tym, że kupisz coś po kosztach produkcji. To wszystko świetnie wyreżyserowana gra. Sprzedawcy doskonale wiedzą, gdzie postawić granicę, i nigdy nie sprzedadzą towaru bez zysku. Hindusi radzą, by na bazarach nie płacić więcej niż 50 proc. ceny wyjściowej. Ale każde miejsce ma swoją specyfikę, dlatego zasada numer trzy mówi: nigdy nie rób zakupów pierwszego dnia pobytu i nie kupuj na pierwszym napotkanym stoisku. Wyczuj, jakie są ceny innych produktów, porozmawiaj z ludźmi, podpatrz, jak kupują lokalni mieszkańcy.

W Afryce często dobicie targu ma miejsce dopiero po paru dniach, więc uzbrój się w cierpliwość. Zasada numer cztery: nie zgub się w gąszczu wąskich uliczek, charakterystycznych dla wielkich bazarów, bo zanim dotrzesz do interesujących cię towarów, możesz paść ze zmęczenia. Na pierwszy rzut oka chaotyczne, bazary te mają zazwyczaj jakąś swoją wewnętrzną logikę. Na Chandni Chowk, jednym z największych bazarów w Delhi, znajdziesz wszystko, ale musisz wiedzieć, do której części targu się udać – na Dariba Kalan kupisz perły i złoto, w alejce Khari Baoli znajdziesz aromatyczne przyprawy, a w uliczce Katra Neel przymierzysz wymarzone sari czy tradycyjne męskie okrycie dhoti. Koniecznie wybierz się też na targ z jedzeniem. To kopalnia wiedzy o lokalnej kulturze. Przechadzaj się po nim jak po gastronomicznym muzeum, wąchaj, smakuj, oglądaj. Jeżeli widzisz jakieś dziwne produkty – nie bój się zapytać, jak się je spożywa. Sprzedawcy chętnie ci o nich opowiedzą, a często dadzą trochę na spróbowanie. Czasem są to rzeczy tylko dla ludzi o mocnych nerwach, jak na przykład popularny w Indiach durian – owoc o bardzo specyficznym smrodku, czy tajwańskie jądra koguta. Ale czyż nie do odważnych świat należy?

POZA 2: MÓW MI UNDERGROUND

Różowe włosy, za krótkie spodnie, rzeczy wyszukane w lumpeksie, czyli pełen luz i zupełny brak konwenansów. Tak należy podchodzić do zakupów w Nowym Jorku, Londynie czy Berlinie, gdzie ludzie bawią się modą, a mieszkańcy są otwarci na inność. Tu można dać się ponieść fantazji, wyszukiwać rzeczy nietypowe, oryginalne. Era tanich lotów do Stanów, ogłoszona parę lat temu z powodu niskiego kursu dolara, odeszła w zapomnienie. Już nikt nie lata specjalnie do USA po elektronikę czy sweterki. I może na szczęście, bo Nowy Jork ma ciekawsze rzeczy do zaoferowania. Trzeba tylko trochę wysiłku, by znaleźć niebanalne butiki schowane w uliczkach SoHo, Brooklinu czy Noho.

W Londynie wybierz się do Notting Hill czy bardziej alternatywnego Camden Town. W Berlinie odwiedź Kreuzberg i Prenzlauer Berg, gdzie łamie się stereotypy o tym, jak i co można sprzedawać. Ciekawe butiki zazwyczaj znajdują się w pobliżu niezależnych galerii sztuki i modnych klubokawiarni, do których możesz wpaść pomiędzy zakupami. To właśnie do takich miejsc należy się wybrać, jeżeli chcesz poznać lokalną śmietankę towarzyską. Zwłaszcza mając mało czasu na zakupy, odpuść sobie centra handlowe, nawet te bardzo znane. Berliński KaDeWe czy londyński Harrods nie wywołują już takiego szoku kulturowego, jaki przeżywano tam jeszcze w latach 90., a ceny towarów są wyższe niż u nas. Pamiętaj, nie musisz (czytaj: nie powinieneś) do domu wracać z reprodukcją Bramy Brandenburskiej, Big Bena czy ? gurką Statui Wolności. Berlin, Londyn i Nowy Jork są kreatywne. Bądź i ty.

4 targi, które musisz odwiedzić choć raz w życiu

1. CHANDNI CHOWK, STARE DELHI, INDIE

Ten największy bazar w północnych Indiach przyprawia o zawrót głowy. Nie tylko z powodu ilości i różnorodności towarów, ale też z powodu chaosu i tłoku, jaki na nim panuje. Nie licz na to, że przez pół godziny zdołasz coś zobaczyć. Tu wszyscy podążają w żółwim tempie za tłumem przechodniów, riksz, rowerów, krów. Warto jednak podjąć to zakupowe wyzwanie i wczuć się w tę prawdziwie indyjską atmosferę. Pozytywny szok kulturowy gwarantowany. No i udane zakupy.

Co warto wiedzieć:

  • Chandni Chowk podzielony jest na sektory według produktów, więc się nie przeraź, gdy znajdziesz się w miejscu, gdzie sprzedaje się, np. jedynie papier lub same kwiaty. Po prostu przejdź parę ulic dalej, a znajdziesz zupełnie inne towary.
  • Przy okazji zakupów możesz zwiedzić jedną z ki lkunastu świątyń znajdujących się w okolicy, np. świątynię Gauri Śankar, i odwiedzić Czerwony Fort.
  • Dużo sprzedawanych produktów to potencjalne podróbki. Szczególnie uważaj na perły i antyki. Nie bój się odmówić i odejść.
  • Najlepszym środkiem transportu po bazarze są rowerowe riksze. Rikszarze to często też najlepsi (i najtańsi) przewodnicy. Co kupić: Dostać tu można prawie wszystko. My polecamy hinduskie słodycze, takie jak jalebi (maślane pozwijane ciasteczka) lub chikki (blok orzechowy).
  • Ceny: złota, materiałów, wyrobów miedzianych nie są wyjątkowo okazyjne, dlatego trzeba uważać, by nie przepłacić. Za jedno jalebi zapłacisz ok. 70 gr; przyprawa do indyjskiej herbaty, chai masala, kosztuje ok. 4 zł.

2. PIKE PLACE MARKET, SEATTLE, USA

Ma 103 lata, co jak na amerykańskie warunki oznacza prawie prehistorię. Jest najstarszym nieprzerwanie działającym targiem w Stanach. Najprościej jest go opisać słowem „świeżość”, bo kupisz tu pyszne organiczne warzywa, ziołowe oliwy, pachnące kwiaty, oryginalną biżuterię i poczujesz przyjemną bryzę z zatoki Elliott, nad którą znajduje się bazar. Będąc tu, nie można przegapić targu rybnego, na którym można kupić najlepsze owoce morza i ryby. A przede wszystkim zobaczyć, jak wprawni sprzedawcy radośnie przerzucają sobie kilku-, a nawet kilkunastokilogramowe ryby z rąk do rąk. Bezcenne. Co warto wiedzieć:

  • Niedaleko Pike Place Market znajduje się pierwsza na świecie kawiarnia Starbucks, w której można podziwiać stare, mniej pruderyjne, logo słynnej firmy.
  • Świeże ryby i owoce sprzedawcy mogą zapakować tak, by nadawały się do zabrania w podróż. Choć niestety nie za ocean.
  • Co kupić: owoce morza, nietuzinkową biżuterię z recyklingu, świeży chleb i piękne kwiaty Ceny: Nie jest tanio, ale biorąc pod uwagę jakość produktów, warto wydać te parę dolarów więcej. Za kilogram kraba królewskiego zapłacimy 65 dol., za wiązankę kwiatów 25 dol.

3. VRIJMARKT W DNIU KRÓLOWEJ, AMSTERDAM, HOLANDIA

Raz do roku, 30 kwietnia, Holandię ogarnia prawdziwe pomarańczowe szaleństwo – obchody Dnia Królowej. Przede wszystkim w Amsterdamie, ale też w innych miastach chodniki przeistaczają się w wielkie targowisko. W tym dniu bowiem każdy może stać się sprzedawcą i handlować na ulicy bez licencji i bez płacenia podatków. Stare ubrania, książki, płyty, niepotrzebne łańcuchy do roweru, zużyte zabawki, stolik od babci – można wystawić na sprzedaż wszystko. Targu dobija się zazwyczaj przy akompaniamencie muzyków, którzy stoją pomiędzy kramikami. Vrijmarkt (dosł. otwarty targ) to świetne miejsce jeżeli marzysz o odkurzaczu z lat 60., albo szukasz bardzo starego wydania National Geographic. Tylko nie zapomnij się ubrać na pomarańczowo!

Co warto wiedzieć:

  • Można tu dostać nie tylko starocie, ale także oryginalne usługi. Na przykład „królewskie odprężenie”, czyli sesję relaksacyjną na specjalnych fotelach wystawionych na ulicy.
  • Mimo że królowa Beatrycze urodziła się 31 stycznia, świętuje 30 kwietnia (czyli w urodziny swojej matki, królowej Juliany). Litościwa Beatrycze wiedziała, że w zimie nie byłoby takiej zabawy.
  • W parku Vondelpark w Dniu Królowej rządzą głównie dzieci, które tu sprzedają swoje stare zabawki, książki, a także zabawiają publ iczność pokazami artystycznymi. I oczywiście nie robią tego całkowicie bezinteresownie.
  • Bank ING wyliczył, że w 2007 roku na vrijmarkt można było zarobić średnio 111 euro.
  • Co kupić: typowo holenderską łyżkę pottenlikker, służącą do wydłubywania resztek ze słoików bądź butelek. Lub łopatkę do krojenia holenderskiego sera gouda.
  • Ceny:  Rzeczy wystawiane na vrijmarkt są zazwyczaj bardzo tanie. Mimo to należy się targować – sprzedawcom zależy, żeby wyprzedać cały towar i są skłonni schodzić z ceny. Pottenlikker powinien kosztować ok. 2 euro. Tyle samo łopatka do sera. Oczywiście w zależności od stanu zużycia produktu. Najbardziej wytrwali mogą znaleźć pojedyncze porzucone towary następnego dnia.

4. TARG MAJÓW, CHICHICASTENANGO, GWATEMALA

Chichicastenango, w skrócie „chichi”, to miasto położone na prawie 2 tys. m n.p.m. Zamieszkują tu Majowie K’iche’. W każdy czwartek i niedzielę organizują jeden z najbardziej kolorowych targów w Ameryce Łacińskiej, na który zjeżdżają się Majowie z pobliskich wiosek. Szczególnie warte uwagi jest lokalne rękodzieło. „Chichi” przyciąga głównie niesamowitym kolorytem. Można tu usłyszeć mieszankę lokalnych języków Majów, hiszpańskiego i czasem angielskiego. Do tego poczuć feerię smaków i zapachów, pogryzając chrupiące tortille świeżo smażone na targu. Czysta uczta dla zmysłów.

Co warto wiedzieć:

  • W tutejszym  400-letnim kościele Św. Tomasza oprócz mszy odprawia się także tradycyjne obrzędy Majów.
  • Sprawdzaj jakość kupowanych rzeczy – dość łatwo można odróżnić rękodzieło od masówki.
  • Różne wzory spódnic noszonych przez kobiety wskazują na pochodzenie z różnych wiosek.
  • Co kupić: pięknie malowane ceramiczne misy, lokalne zioła lecznicze, ręcznie tkane pledy w intensywnych kolorach
  • Ceny: Targ robi się popularny wśród turystów, więc ceny poszły w górę. Konieczne jest zacięte targowanie się (cena wyjściowa może być zawyżona nawet o 80 proc.).

POZA 3: KUZYN GUCCIEGO

Mediolan. Okolice teatru La Scala. Piękne kamienice, stary bruk, który pamięta czasy Napoleona. Tu znajduje się tzw., quadrilatero della moda – siatka ulic, na których swoje domy mody mają najlepsi projektanci świata. Armani, Dolce&Gabbana, Roberto Cavalli, Prada… (więcej o Mediolanie na s. 56). Ciężko się tu obłowić – mało kto może pozwolić sobie na kupno chociażby jednej rzeczy, bo ceny nie schodzą poniżej kilkuset euro. Ale przecież nie o to chodzi. Sam zakup jest tu rzeczą wtórną. Ważne jest, żeby bywać, przechadzać się, podziwiać i żeby poczuć prawdziwe mediolańskie dolce vita, którego mottem jest: „ktokolwiek mówi, że pieniądze nie przynoszą szczęścia, po prostu nie wie, gdzie chodzić na zakupy”. To przesłanie świetnie pasuje także do innych, najbardziej luksusowych ulic świata jak Causeway Bay w Hongkongu, Pola Elizejskie w Paryżu czy Piąta Aleja w Nowym Jorku. W każdym z tych miejsc warto podziwiać przepiękne witryny, wstąpić do najciekawszych sklepów, które często są wnętrzarskimi majstersztykami, przechadzać się pewnym krokiem wśród innych wyjadaczy mody i smakować najnowsze trendy. Jeżeli chcesz kupić jakiś ? rmowy dodatek, wystrzałową kreację albo piękne buty, to jedź do stolic mody w styczniu lub pod koniec czerwca – wtedy są najlepsze przeceny. Tylko nie zapomnij o dużych okularach przeciwsłonecznych, niezależnie od pogody, i odpowiednio modnej stylizacji. W takich miejscach każdy zachowuje się jak krewny Armaniego czy kuzyn Gucciego. Dlaczego, dla odmiany, i wy nie mielibyście wziąć udziału w tej grze?

5 najlepszych stref wolnocłowych

1.LIVIGNO, WŁOCHY

  • Gdzie leży: przy granicy włoskoszwajcarskiej, w regionie Lombardii.
  • Przykładowe ceny: kawa Lavazza Oro – ok. 18 zł; litr paliwa diesel ok. 3,2 zł; perfumy – tańsze do 40 proc. w porównaniu do Polski; 1 l Jacka Danielsa – ok. 48 zł.
  • Co poza zakupami: 115 km tras narciarskich i mikroklimat, dzięki któremu na nartach można tu szaleć nawet w kwietniu.
  • Kiedy jechać: Livigno to przede wszystkim kurort narciarski , dlatego najlepiej zjawić się tam w sezonie zimowym (XI–IV).
  • Co warto wiedzieć: Wyjeżdżając z Livigno, trzeba liczyć się z dokładnymi kontrolami celnymi.
  • Ile można kupić: 2 l alkoholu poniżej 15 proc., litr alkoholu powyżej 15 proc., 200 papierosów i prezenty o wartości do 300 franków szwajcarskich na osobę.

2. ANDORA

  • Gdzie leży: w Pirenejach, pomiędzy Francją a Hiszpanią
  • Przykładowe ceny: 1 l Jacka Danielsa – ok. 55 zł
  • Co poza zakupami: przede wszystkim Pireneje, po których można wędrować, jeździć na rowerze lub na nartach
  • Kiedy jechać: latem lub zimą. Latem warto tu wpaść w drodze z Francji do Hiszpanii na parę dni i odkryć urok tutejszych gór. Zimą można przyjechać na tygodniowy wyjazd narciarski. Andora oferuje 290 km tras.
  • Co warto wiedzieć: Językiem urzędowym jest kataloński.
  • Ile można kupić: 1,5 l alkoholu powyżej 22 proc., 3 l alkoholu poniżej 22 proc., 300 papierosów.

3. WYSPY DZIEWICZE USA

  • Gdzie leży: w Ameryce Środkowej, w basenie Morza Karaibskiego, poniżej Portoryko.
  • Przykładowe ceny: 1 l paliwa – 2,4 zł; 1 l rumu Captain Morgan – 35 zł
  • Co poza zakupami:  tropikalne plaże, rafy koralowe, możliwość żeglowania i surfowania.
  • Kiedy jechać: Cały rok świeci tu słońce, jednak lato (VI–X) to okres huraganów.
  • Co warto wiedzieć: Żeby wjechać na terytorium Wysp Dziewiczych Stanów Zjednoczonych (to pełna nazwa), trzeba posiadać ważną wizę amerykańską. W skład Wysp Dziewiczych wchodzi ponad 50 wysepek i trzy większe wyspy: St. Thomas, St. John i St. Croix.

4. LOTNISKO CHANGI, SINGAPUR

  • Gdzie leży:  na południowym wschodzie Singapuru.
  • Przykładowe ceny: 1 l Johnnie Walkera (Black Label) – ok. 103 zł Towar, który wyróżnia to lotnisko, to maść tygrysia, którą można kupić już od 8 zł za sztukę.
  • Co warto wiedzieć: Jest możliwość internetowego zamówienia towarów i odbioru, jak będziemy wylatywać z Singapuru. Ceny podawa- ne są tu w dolarach singapurskich (1s$ = 0,74 USD).

5. LOTNISKO SHEIKH  RASHID, DUBAJ, ZEA

  • GDZIE LEŻY: Lotnisko znajduje się na północny - wschód od centrum miasta.
  • PRZYKŁADOWE CENY: woda toa- letowa Bleu de Chanel 50 ml/190 zł; biżuteria, w tym zegarki, często ok. 10 proc. taniej.
  • WARTO WIEDZIEĆ: W 2008 roku w strefie bezcłowej lotniska w Dubaju zrobiono 21 milionów transakcji. Z lotniska Sheikh Rashid można zobaczyć najwyższy budynek na świecie Burdż Chalifa (828 m).

POZA 4: NIEPOPRAWNY PRAGMATYK

Tych, którzy w zakupach doceniają uniwersalność bardziej niż odkrywanie lokalnych smaczków albo po prostu na wakacjach szukają okazji cenowych, zachęcamy do zakupów w strefach wolnocłowych, czyli miejscach, gdzie nie obowiązują opłaty celne. Pierwsze sklepy wolnocłowe pojawiły się w 1947 roku na irlandzkim lotnisku w Shannon i od tego czasu można je znaleźć w prawie każdym międzynarodowym porcie lotniczym. Najciekawsze oferty czekają na singapurskim lotnisku Changi International (warte uwagi są wyroby z jedwabiu), w Tokio – ulubionym lotnisku młodych miłośników Hello Kitty, czy na londyńskim Heathrow, gdzie warto zajrzeć do sklepu British Museum, w którym ceny za reprodukcje i inne pamiątki są znacznie bardziej korzystne niż w samym muzeum. Nie musisz jednak lecieć samolotem (lub płynąć statkiem), by obkupić się we francuskie perfumy, luksusowe alkohole czy wykwintne czekoladki. W Europie zakupy wolnocłowe można zrobić we włoskim Livigno czy w fińskim Aland – choć oficjalnie są częścią Unii Europejskiej, nie podlegają unii celnej. Niewielu wie, że bezcłowe produkty można kupić także w Watykanie. Oprócz korzystnych cen i dużego asortymentu strefy wolnocłowe mają inną ważną cechę – kupując tam, nie musisz nikogo udawać ani się stylizować. Zapomnij o targowaniu, emocjach, odkrywaniu nowych zwyczajów. Są środowiskiem w prawie stu procentach kulturowo neutralnym. Rządzą się tylko jedną zasadą „kupuj dużo, okazyjnie i luksusowo”. No i są często ostatnią deską ratunku dla tych, którzy się z SDP jeszcze nie wyleczyli, a terapię rozpoczną dopiero w trakcie następnego urlopu.

Zakazane pamiątki z podróży

Nim kupisz egzotyczny przedmiot, sprawdź, czy nie został wykonany z zagrożonego zwierzęcia lub rośliny. Jego przewiezienie przez granicę może być niezgodne z prawem.

Polacy zwykle przywożą muszle, fragmenty koralowców i skóry dzikich zwierząt. Kiedyś popularne były kobrówki – zatopione w alkoholu kobry. Popyt na nalewki sprawił, że gady te zostały mocno przetrzebione i teraz do butelek są wkładane inne węże. Takich pamiątek nie można przewozić bez specjalnego zezwolenia – jeśli się takiego nie posiada, popełnia się przestępstwo. Przedmioty są rekwirowane na lotnisku przez służby celne, a ich właściciel staje przed sądem. Na liście zwierząt i roślin zagrożonych wyginięciem z powodu nielegalnego handlu żywymi okazami lub wykonanymi z nich przedmiotami jest ponad 30 tys. gatunków. Zostały one objęte tzw. Konwencją Waszyngtońską (Konwencją CITES), która ów handel reguluje na poziomie międzynarodowym.

NIE KUPUJ

  • skór dzikich zwierząt: kotowatych, niedźwiedzi, wilków, zebr, węży, waranów, krokodyli, wielorybów i delfinów, oraz innych wyrobów wykonanych z tych zwierząt (torebki, buty, portfele);
  • szali z wełny antylopy tybetańskiej, tzw. szal shathoosh;
  • muszli, koralowców (także tych znalezionych na plaży) i żółwi morskich (skorup i innych części, również szylkretu);
  • specyfików azjatyckiej medycyny – tabletek, maści, plastrów i proszku zawierającego kości tygrysa, rogu nosorożca, substancji pochodzących z niedźwiedzia, piżma;
  • wypchanych ptaków drapieżnych i ich piór (wszystkie ptaki drapieżne są chronione);
  • wyrobów z kości słoniowej, rogu nosorożca, zębów hipopotama (np. figurki);
  • nalewek z wężem;
  • przedmiotów z tropikalnego drewna, żywych kaktusów, storczyków i sukulentów;
  • żywych okazów zwierząt i przedmiotów wykonanych z gatunków znajdujących się na liście CITES.

Za próbę wwiezienia do Polski bez zezwolenia przedmiotów ujętych w Konwencji Waszyngtońskiej grozi pięć lat więzienia. Przeważnie jednak zasądzane są kary pieniężne – od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych. Tłumaczenie przed sądem, że się nie wiedziało, niczego nie zmieni. Po zakończeniu postępowania pamiątka trafia do magazynu jednej z 16 izb celnych w Polsce. Eksponaty są wykorzystywane do szkoleń lub jako materiał porównawczy dla biegłych. Czasem otrzymują je wyższe uczelnie jako materiał dydaktyczny. W 2009 r. celnicy interweniowali 253 razy, zatrzymując ponad 26 tys. okazów (w tym 1020 żywych!). W ciągu ostatniej dekady zarekwirowano ich prawie 300 tys. Większość pochodzi z Egiptu, ale są też z Chin, Tajlandii, Peru i Chile.

CO MOŻESZ PRZYWIEŹĆ

  • kawior z gatunków jesiotra (do 125 g na osobę);
  • pałeczki deszczowe z kaktusów (do trzech sztuk na osobę);
  • muszle skrzydelnika olbrzymiego (do trzech sztuk na osobę);
  • muszle przydaczni (do trzech okazów na osobę, ale nie więcej niż 3 kg) – jako okaz traktuje się jedną nieuszkodzoną muszlę lub dwie pasujące połówki;
  • pławikoniki, czyli koniki morskie (do czterech sztuk na osobę, ale tylko martwe okazy);
  • wyroby z krokodyli, z wyłączeniem mięsa (do czterech okazów na osobę, ale tylko z gatunków opisanych w Aneksie B do CITES).

Myśl globalnie, kupuj lokalnie

  1. Staraj się kupować lokalne produkty w lokalnych sklepach lub na targach. Zamiast znanych ci z kraju marek wybieraj miejscowe odpowiedniki.
  2. Uważaj na „masowe rękodzieło”, czyli rzeczy, które wyglądają na autentyczne, a tak naprawdę są masowo produkowane w Bangladeszu czy Chinach. Jeżeli na paru straganach zobaczysz takie same afrykańskie maski, identyczną biżuterię czy meble, zrezygnuj z ich kupna.
  3. Wspieraj lokalne inicjatywy, np: Thanda Zulu (RPA) – piękna biżuteria z koralików, robiona przez kobiety z regionu KwaZulu Natal. Za swoją pracę dostają nawet siedmiokrotność płacy minimalnej . Zyski ze sprzedaży wykorzystywane są między innymi na wspieranie sierot i dzieci dotkniętych HIV. Qilasaaz (Indie) – jedwabne chusty wyszywane starą metodą chikanakari, męskie kurty i torby. Firma ta wspiera kobiety z regionu Uttar Pradeś i ich rodziny. Julio Pagliani (Meksyk) – oryginalna biżuteria robiona przez lud Tarahumara. Projekt ten wspiera mieszkańców oddalonej od cywilizacji wioski Norogachi. Tibet Beads Project (Indie) – Dunka, Aagaard, zapoczątkowała projekt mający na celu zmniejszenie bezrobocia wśród Tybetańczyków na uchodźstwie. 12 Tybetańczyków i ich lider, wybrany przez samego dalajlamę, mieli szansę się nauczyć, jak wyrabia się szklane koraliki i projektuje nowe wzory. Wszystko po to, żeby mogli zacząć na siebie zarabiać, prowadząc profesjonalny sklep z biżuterią. Oryginalną biżuterię można kupić w sklepie w McLeod Ganj w indyjskich Himalajach.
  4. Zwracaj uwagę na znak Fair Trade, gdy kupujesz kakao, kawę czy rzeczy z bawełny – mimo że często zniechęcają ceną, to warto czasami zrezygnować z jakiejś przyjemności i ponieść ten wydatek. Przeciwdziałasz wykorzystywaniu pracowników z krajów Trzeciego Świata.