Morze jest całkiem spokojne, za lewą burtą pojawia się  „Mała Saltee”, na którą niestety nie da się wejść. Czapa chmur zostaje za nami i zaczyna grzać mocne lipcowe słońce. Pełne morze odbija jego coraz mocniejsze promienie. Po parunastu minutach dopływamy na kawałek lądu, który na pierwszy rzut oka nie kryje nic niesamowitego. Skalistą ścieżką w górę mijamy jedyny stojący tam budynek, dom, który wraz z wyspą należy do rodziny Neale od 1943r. Dalej ku klifom polem dzikich jeżyn.


Fot. Jakub Wojciechowski