O skutkach przebywania na dużych wysokościach wiadomo dużo. O możliwości nurkowania na kilku tysiącach metrów powyżej poziomu morza – niewiele. Wiedza na ten temat kończy się wraz z granicą 3000 m. Jakich użyć gazów? Jak się do tego zabrać? Takie pytania zadawałem sobie, przygotowując się do pierwszej wyprawy – na wulkan Licancabur (5920 m) wznoszący się nad pustynią Atakama. W środku stożkowatego krateru utworzyło się słodkowodne jeziorko, w którym jest życie! To najwyżej położony ekosystem świata.

W odpowiedzi na trudne pytania pomogła dr Natalie Cabrol, astrobiolog z NASA, która kierowała projektem „The Mars Underwater”. Eksperymentalne nurkowania w jeziorze wulkanu Licancabur zaczęto już w latach 80., a NASA prowadziła tam badania ze względu na liczne podobieństwa tego miejsca do Czerwonej Planety. Dr Cabrol dała nam szereg wskazówek, m.in. dotyczących sprzętu, i ostrzegła przed burzami z piorunami, które przeniosły na tamten świat niejednego śmiałka chcącego zakłócić sen wulkanu. W 2009 r. stanęliśmy na jego szczycie. Do dzisiaj nie wiem, czy to cząsteczki naładowanego elektrycznie powietrza, czy euforia, w jaką wpadliśmy, nastroszyła nam włosy. Widok z kaldery był dla nas spełnieniem marzeń. Potężne kratery sąsiednich wulkanów, jasnożółte połacie suchej trawy i szaroczerwony pustynny żwir przenosił prosto na Marsa. Jakby tego było mało, u podnóża góry niczym plamy na palecie malarza rozciągały się lazurowe jeziora. Zawartość połowy tablicy Mendelejewa w tych akwenach sprawia, że zmieniają one kolor pod wpływem siły i kierunku wiatru.

W kraterze Licancabur przeprowadziliśmy dwa udane nurkowania. Sfotografowaliśmy miliony maleńkich endemicznych skorupiaków, którym zabójcze na tej wysokości promieniowanie ultrafioletowe najwyraźniej nie przeszkadzało. Przy okazji udało nam się ustanowić nowy rekord świata w długości nurkowania na wysokości 5916 m. Spędziłem pod wodą ponad godzinę, zaś mój poprzednik – słynny meksykański płetwonurek i himalaista Ricardo Torres Nava – 18 min.

Połechtani sukcesem w Ameryce Południowej jeszcze w tym samym roku zorganizowaliśmy wyprawę nad najwyżej położone akweny w Europie – Matscherjochsee (3185 m) we Włoszech oraz Schwarzsee (2800 m) w Austrii. Tam z przykrością stwierdziliśmy, że oba są zanieczyszczone środkami ochrony roślin, w tym DDT, którego stosowania zakazano w Europie ponad ćwierć wieku temu. Jakim cudem w alpejskich jeziorach znalazły się środki owadobójcze? Śledztwo zaprowadziło nas do… Egiptu. W kraju faraonów wciąż walczy się z różnymi plagami, między innymi komarów. Tam DDT jest ciągle w użyciu. Nadmierna jego ilość paruje, gnana ciepłym wiatrem przenosi się nad Morzem Śródziemnym i wraz z deszczem i śniegiem trafia do alpejskich potoków, które zasilają wysokogórskie jeziora.

Kolejny rok przyniósł podróż nad najwyżej położone jezioro w Ameryce Północnej – meksykańskie Jezioro Słońca (4200 m), które od kilkuset lat czczone jest jako dom boga Tlaloca, pana deszczu i pioruna. W dzisiejszych czasach mógłby on być patronem płetwonurków, miał przecież władzę nad wszystkimi wodami (deszczem, rzekami, jeziorami). Co ciekawe, przedstawiano go zazwyczaj w masce z charakterystycznymi dużymi pierścieniami wokół oczu, a w ręku trzymał błyskawicę. Skojarzył się nam z polującym płetwonurkiem z trójzębną kuszą.

Dotarcie ze sprzętem nurkowym do samego jeziora nie było zbyt trudne technicznie. Przeszliśmy przez niewielki lodowiec i stanęliśmy na krawędzi potężnego krateru. W dole rozciągała się niesamowita panorama na święte jezioro Azteków, w którym Indianie składali ofiary z kadzidła, wiklinowych ozdób, ceramiki, obsydianowych narzędzi, a także ludzi. Część z artefaktów odnaleziono. Ja także natrafiłem na coś ciekawego, choć nie był to legendarny złoty skarb Azteków ukryty przed samym Cortesem. Znalazłem gliniany garnek z doskonale zachowanymi rysunkami. Według ekspertów naczynie liczyło ok. 200 lat i było wykorzystywane przez wyznawców voodoo.

W 2012 r. postanowiliśmy zmierzyć się z jeziorami w Himalajach.