Na czele Wielkiej Północnej Ekspedycji Badawczej jedzie Robert O’Hara Burke. Wysoki, bladoniebieskooki, specjalnie na tę okazję wystroił się w mundur. Z zawodu jest policjantem, z pochodzenia Irlandczykiem. Choć w pracy nadinspektora może pochwalić się licznymi sukcesami, nie ma żadnego doświadczenia w eksploracji nieznanych terenów, badaniach naukowych ani podróżach, szczególnie tych po australijskim outbacku. Wręcz przeciwnie, jego znajomi zgodnie twierdzą, że Burke potrafi zgubić się w drodze z pubu do domu. Jak napisał dziennik Mount Alexander Mail: Nie umie wskazać północy (…), a wyznaczanie kierunku w nocy przy pomocy Krzyża Południa stanowi dla niego nieustanną zagadkę. Jego ulubionym zajęciem są za to kąpiele w wannie ustawionej w ogrodzie. Sąsiedzi mawiają, że bierze je nago, jedynie z założonym na głowie policyjnym hełmem. Lubuje się w też w teatrze. W nim spotkał swoją ukochaną, aktorkę Julię Matthews. Ta jednak nie odwzajemniała jego uczucia. Gdy Burke dowiedział się o naborze do ekspedycji, zwęszył okazję na dokonanie czegoś, po czym nie oprze się mu żadna kobieta. Nawet piękna Julia.
 

Dlaczego właśnie on został mianowany liderem tak trudnej przeprawy? Nie wiadomo do dziś. Podejrzewa się, że Komitet Badawczy, czyli organizator wyprawy, był wewnętrznie skłócony. Nieznany Burke okazał się po prostu najwygodniejszym z kandydatów. Poza tym jego postawna postura i wizerunek twardziela robiły wrażenie nie tylko na członkach komitetu, ale też dziennikarzach, którzy początkowo prześcigali się w opisywaniu jego zalet.
 

Funkcję nawigatora, meteorologa, geodety ekspedycji pełnił William John Wills, młody angielski naukowiec. Skryty i cichy, bardziej od samego zdobycia północy interesowały go naukowe aspekty odkrywania Australii. To z jego codziennych zapisków dziś wiemy o wycieńczających przejściach przez pustynię, tropikalnych deszczach, nieznanych dotąd gatunkach roślin czy nieprzyjaznych Aborygenach. Już w drodze Burke mianował Willsa swoim zastępcą. Wszystko by grało, gdyby nie to, że główną jego zaletą nie było doświadczenie w ekstremalnych wyprawach, a jedynie szczere chęci. Jak z przekąsem opisuje liderów wyprawy Bill Bryson: Do największych atutów obu panów należało wyjątkowo bujne owłosienie twarzy.
 

Uderzenie chińskiego gongu budzi co rano  członków ekspedycji. Wyczołgują się ze swoich namiotów, rozpalają ogień na śniadanie. Później następuje mozolne pakowanie obozowiska, z którego wyjeżdżają dopiero o 9.30 rano. Mimo że jadą 12 godz. dziennie, w pierwszym tygodniu pokonują zaledwie 100 km. Droga jest ciężka, do tego brak umiejętności przywódczych coraz bardziej daje się we znaki innym uczestnikom wyprawy. Niezadowoleni odchodzą lub zostają zwol-nieni przez Burke’a. W mocno osłabionym składzie i z rozpadającymi się wozami karawana dochodzi wreszcie do osady Menindee nad rzeką Darling. Ostatniej zasiedlonej wioski w drodze na północne wybrzeże. Wyczyn ten zajął im dwa miesiące. Tę samą drogę dyliżans pocztowy regularnie przebywa w tydzień. Burke zdaje sobie sprawę, że w takim tempie nie uda mu się dotrzeć na północne wybrzeże kraju. Decyduje się więc podzielić ekspedycję. Ze sobą zabiera siedmiu śmiałków, z mocno ograniczonym bagażem, 19 koni i 16 wielbłądów. Reszcie każe zostać w Menindee. Obiecuje, że jak tylko znajdzie miejsce na obóz, wyśle człowieka, który po nich przyjedzie.
 

Burke zachwycony jest tym, o ile sprawniej idzie teraz wyprawa. Już po paru tygodniach przedzierania się przez suchą i monotonną pustynię, widzi strumienie wody o kolorze kawy z mlekiem. Dojechali do Cooper Creek! Burke nie posiada się ze szczęścia i rzuca się do orzeźwiającej wody. Przebył już prawie połowę drogi na północ Australii. I do sławy. Przed nimi najtrudniejszy etap: wyprawa w nieznane.
 

Lider po raz kolejny dzieli ekspedycję. Zabiera ze sobą jedynie nawigatora Williama Willsa, żołnierza Johna Kinga i żeglarza Charlesa Greya. Pozostałą trójkę zostawia pod opieką Niemca Williama Brahego. Każe im czekać w „obozie 65” w Cooper Creek przez „trzy miesiące lub dłużej”. Jeżeli odkrywcy w tym czasie nie wrócą, Brahe może wrócić do Melbourne. Twardo stąpający po ziemi Wills przed samym wyjazdem szepcze na ucho Niemcowi: „poczekajcie cztery miesiące”.
 

Przez początkowe ślimacze tempo najtrudniejszy etap eksploracji przypadnie na sam środek australijskiego lata. Burke zdaje sobie z tego sprawę, ale jako mieszczuch ignoruje przeciwnika, jakim jest 40-, a nawet 50-stopniowy upał.