Coraz częściej potępia się warunki, w jakich słonie są trzymane, skuwanie ich łańcuchami, zmuszanie do pracy bez chwili przerwy. I trening, który muszą przejść te zwierzęta. Przypomnijmy to jeszcze raz. Słonia trzeba wytresować – póki jest mały i póki jego siłę można okiełznać. Słoniątko wsadzane jest do klatki bądź dołu, w którym nie może się ruszyć. Regularnie bije się je, dźga, pozbawia snu i jedzenia. Razi prądem. Straszy ogniem. W najdelikatniejsze części ciała – uszy i stopy – wbijane są gwoździe. Ten proces oswajania słonia nazywa się phajaan, czyli łamanie duszy. Trwa dopóty, dopóki słoń stanie się obojętny i zrezygnowany.
Kiedy słoń ma już złamaną duszę, można go wytresować. Uczy się go reagować na komendy – bólem. A kiedy już je opanuje, zwierzę przyzwyczaja się do siodła na grzbiecie. I nie ma znaczenia, że według naukowców kręgosłupy słoni wcale nie są wytrzymałe. Obciążając ich szkielet, powodujemy bolesne zwyrodnienia. Przecież tresowane słonie są już do bólu przyzwyczajone. Tylko czy na pewno chcemy go im zadawać?

Według Sangduen „Lek” Chailert, Tajki, która założyła Save Elephant Foundation, w Tajlandii żyje w niewoli 6,5 tys. słoni. Łatwo potępić mahoutów – opiekunów i treserów słoni – za bestialskie traktowanie zwierząt. Ale pamiętajmy, że dzisiaj robią to, bo my chcemy na słoniach jeździć. Jeśli więc chcemy obcować z tymi niezwykłymi zwierzętami, lepiej wybrać się właśnie do jednej z fundacji, która ratuje słonie z niewoli. I która nie oferuje przejażdżek na ich grzbietach przez dżunglę. 

 

Zaśmiecony raj

Pamiętam, jak na Ko Phi Phi, jednej z najpiękniejszych tajlandzkich wysp (to takie miejsce, gdzie piękno aż boli, jest tak nieznośnie kiczowate), kiedy wychodziłam rano na plażę – ta pełna była potłuczonych butelek, zużytych prezerwatyw, plastikowych torebek, petów i puszek po piwie. A przecież to park narodowy! W specjalnym raporcie dla Phuket Gazette Chutharat Plerin pisze, że codziennie na Phi Phi produkuje się 25 ton śmieci. W sezonie liczba ta wzrasta nawet do 40 ton. Na wyspie, której powierzchnia wynosi 10 km²!

Każdego dnia przyjeżdża tu tysiąc turystów – hotelowe kanalizacje nie są na to przygotowane. Na blogach turystów odwiedzających rajską wyspę pojawia się zaskoczenie, kiedy opisują strumienie ścieków płynących w stronę krystalicznie błękitnego morza.

To, co dzieje się na Phi Phi, pokazuje, jak masowa turystyka obciąża środowisko Tajlandii. Chwilami to kwestia estetyki, a nie etyki, ale jeśli pomyśleć o tym, co z tego raju zostawiamy jego mieszkańcom i przyszłym pokoleniom (również turystów), to sprawa nabiera innego wymiaru. Zaczynając od zniszczenia krajobrazu hotelowymi molochami, przez nadmierne zużycie wody (której zwłaszcza na wyspach nie ma tak dużo – a my z Europy przywozimy nasze europejskie przyzwyczajenia co do kąpieli), po plastikowe torebki, które zaśmiecają całe wybrzeże i zatykają żołądki ptaków i żółwi. Nie wspominając o systematycznie niszczonej rafie koralowej – z której przecież Tajlandia słynie. Już w 1998 r. naukowe raporty mówiły o tym, że prawie połowa tajlandzkiej rafy koralowej jest w złym stanie.

Kiedy znikną białe piaszczyste plaże, kiedy na wyspach uschną kokosowe palmy, kiedy nie będzie już żółwi składających tutaj jaja ani podwodnego świata rafy koralowej – co wtedy będzie przyciągać turystów do Tajlandii?