– Czechy Wschodnie? A może jednak Centralne? – zastanawiam się, patrząc na GPS. Kierowca coraz śmielej odbija na zachód. Minęliśmy już Ostrawę i Ołomuniec. Przy ulicy wyrastają kolejne drogowskazy kierujące do Pardubic i miasta Hradec Kralove. Jak się zaraz dowiem, nazwa Czechy Wschodnie może być myląca. Nie odnosi się bowiem do geograficznego położenia regionu, a jego historii. W rzeczywistości na wschodzie Republiki Czeskiej znajdują się Morawy.

Z tą wiedzą dojeżdżam do Kraju Pradubickiego. Region słynie z wielu tradycji ludowych i folklorystycznych, w tym z unikatowego rękodzieła. O tym, jak bardzo są zróżnicowanie, niech świadczy, że przede mną wizyta w: manufakturze bombek choinkowych, skansenie etnograficznym oraz muzeach kamieniarstwa, szewstwa i… lalkarstwa.

Tak wygląda karnawał w Czechach Wschodnich

Głównym powodem mojego przyjazdu jest karnawał. Wiele krajów i regionów świętuje ten czas według własnych tradycji. I tak w Rio De Janeiro organizowane są taneczne parady, a w Wenecji imprezowicze chowają się za maskami. Czechy Wschodnie w pewnym sensie łączą oba te elementy. Jest muzyka i pochód. Są też maski. Ale po kolei.

Szybkie śniadanie i znów w drodze. Tym razem kierunek na skansen Veselý Kopec. Znajduje się tam około trzydziestu budynków oddających realia codzienności rolników od połowy XIX wieku do połowy XX wieku. Bogate wyposażenie domków sprawia wrażenie, jakby mieszkańcy mieli za chwilę wrócić.

W pochodzie zapustowym biorą udział mężczyźni w różnym wieku / fot. Czech Tourism

I choć w domkach nikt nie mieszka, w sobotni poranek aż roi się od ludzi. Na parkingu przed skansenem stają kolejne samochody i autobusy. Wszyscy przyjechali tu, żeby obejrzeć tradycyjny pochód zapustowy. Biorą w nim udział tylko mężczyźni – w tym roku mieszkańcy wsi Vortova. Każdy ma przydzieloną rolę: laufra, kobiety, Turka, słomianej kukły, rakarza, kominiarza lub handlarza. Towarzyszy im grupa muzyków.

Jeszcze przed wystartowaniem panowie chętnie robią sobie zdjęcia z turystami. Niektórzy – mniej lub bardziej dyskretnie – rozgrzewają się alkoholem. Wysokoprocentowe trunki dodadzą im też animuszu. Przyda się za chwilę.

Figle i amory w śniegu

Po udzieleniu pozwolenia na pochód przebierańcy chodzą od chaty do chaty, gdzie gospodynie mają przygotowany dla nich poczęstunek i napitek. Widzowie także biorą aktywny udział w zabawie: uciekając lub poddając się figlom kominiarzy, handlarzy i słomianych kukieł. Chwila nieuwagi i sam mam twarz umazaną na czarno. To ponoć na szczęście.

Każdy może zostać umazany na czarno / fot. Czech Tourism

Gwarantem szczęścia mają być też amory przebierańców z paniami. W krótkich chwilach uniesienia dwójka ląduje na śniegu, a między nogami pojawia się drewniana laska. Wszystko trwa chwilę, a śmiechom nie ma końca. Śmieją się i kominiarze i zaczepiane kobiety. To przykład czeskiego dystansu i poczucia humoru. Przez myśli przechodzi mi, że w Polsce takie zabawy mogłyby nie spodobać się wielu osobom. Tymczasem Czesi uczynili masopusta – bo tak nazywa się karnawałowa zabawa – swoim dziedzictwem. Pochód kilka lat temu został wpisany na listę UNESCO. To dodatkowa nobilitacja dla Czechów, aby kultywować tradycję.

– Nie wyobrażam sobie, żeby ten zwyczaj miał zostać zapomniany. Na co dzień mam normalną pracę, ale ten jeden raz w roku przebieram się i podtrzymuję tradycję przekazaną przez ojca i dziadka. Mój syn także bierze udział w zabawie – mówi Petr w stroju handlarza.

– Tego dnia wszystko jest dozwolone – dodaje jego kolega, śmiejąc się.

Gdzie leży Betlejem? W Czechach!

Czesi nie są uważani za szczególnie religijny naród. Mogą jednak pochwalić się przepięknymi kościołami i własnym Betlejem. Mowa o skansenie Betlém w Hlinsku – kilkanaście kilometrów od skansenu Veselý Kopec. Na jego terenie znajduje się urokliwa gospoda u św. Huberta. Po umazanych na czarno twarzach gości domyślam się, że nie tylko ja spędziłem przedpołudnie z kominiarzami.

Czeskie Betlejem można odwiedzać przez cały rok / fot. Czech Tourism

W Betlém stoją chaty z drugiej połowy XVIII wieku. Prezentowane są w nich dawne warsztaty rzemieślnicze, między innymi tkacki i szewski. W jednej z chat – prawdopodobnie młodszej niż pozostałe – Josef Fidler do dziś zajmuje się tradycyjnym tkactwem szenilowym. Jego dzieła są pracochłonne, a więc i drogie.

– Klientów dzielę na trzy grupy: kobiety, które miały žinylkę w rodzinnym skarbach, panie chcące mieć w garderobie coś, co je wyróżni i delegatów szukających regionalnych prezentów – wymienia.

Zrób własną bombkę

Goście odwiedzający manufakturę mogą kupić bombki lub ozdobić własne / fot. Czech Tourism

W pewnym sensie Boże Narodzenie trwa w Kraju Pradubickim przez cały rok. To zasługa nie tylko czeskiego Betlejem. W wiosce Oflenda znajduje się manufaktura ozdób choinkowych Koulier. Na miejscu pracownicy ręcznie wytwarzają bombki o różnych kształtach. Od Mikołajów, przez bałwanki i pszczółki, po różne zwierzątka. Ozdoby zachwycają nie tylko kształtami. Wszystkie są też ręcznie zdobione – wiele z nich na wzór twórczości Alfonsa Muchy. Malowanie bombki może potrwać nawet kilka godzin.

Największa i najdroższa bombka z oferty kosztuje około 500 zł. Sporo ale uczciwie. Po godzinie w manufakturze Koulier nabieram szacunku do tych małych dzieł sztuki i całego rzemiosła. Z Oflendy wyjeżdżam z dwiema ozdobami. Jedną z nich przyozdobiłem sam, co też polecam wszystkim odwiedzającym manufakturę Koulier.

Czechy Wschodnie: co warto zobaczyć?

Czechy Wschodnie to idealny kierunek na kilkudniowy wypad z rodziną. Te miejsca warto odwiedzić, będąc na miejscu:

  • Muzeum Kultur Lalkarskich  w Chrudimiu – historia czeskiego lalkarstwa sięga połowy XVIII wieku. „Lalkarstwo na Słowacji i w Czechach” od 2016 roku znajduje się na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO.
  • Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – trójnawowy gotycki kościół bazylikowy o romańskich fundamentach jest wizytówką miasta Chrudim.
  • Muzeum Regionalne w Chrudimiu – w stałej ekspozycji znajduje się między innymi wystawa poświęcona plakatom Alfonsa Muchy.
  • Pałac Slatiňany – zamknięty dla zwiedzających od 1 stycznia do 30 kwietnia.