Kto przyjechał na narty w rejon niemieckiego Ostallgäu w Bawarii lub do wschodniej Austrii (okolice Zugspitze), musi sobie zrobić dzień odpoczynku od białego szaleństwa i zobaczyć iście baśniową budowlę, która stała się pierwowzorem pałacu znanego wszystkim z Disneyowskich kreskówek. Zamek Neuschwanstein (co znaczy „Nowy Łabędzi Kamień”) stoi na wzgórzu niedaleko wsi Hohenschwangau. 

Został wybudowany w drugiej połowie XIX w. przez króla Ludwika II Bawarskiego, którego podwładni zwali Szalonym. Wnętrze nigdy nie zostało ukończone, ale już wystrój 30 udostępnionych turystom komnat przyprawia o rozkoszny „estetyczny” zawrót głowy. To istna orgia przepychu w najrozmaitszych stylach, feeria detali, kolorów i złoceń, które świadczą o tym, że król nie szczędził pieniędzy na urzeczywistnienie swych wizji. Pamiętam, na przykład: bogato rzeźbioną sypialnię monarchy, nad którą przez ponad cztery lata pracowało czternastu rzeźbiarzy, bizantyjską salę tronową pełną złota, kości słoniowej oraz marmurów, Salę Śpiewaków, gdzie miały być wystawiane opery Wagnera (Ludwik II był jego gorącym wielbicielem). Nawet jeśli znawcy określają wystrój wnętrz mianem kiczu, to chylę czoła przed jego twórcami, bo z pewnością jest to kicz-majstersztyk.

Niestety, rozrzutność króla i jego romantyzm nie znalazły zrozumienia ówczesnego rządu bawarskiego. Monarchę uznano za psychicznie chorego i w 1886 r. zmuszono do podpisania aktu abdykacji. Ale gdyby nie zwariowane królewskie wizje, nie byłoby dziś tego niezwykłego zamku.
 

Więcej: www.neuschwanstein.de