Nocą amazońska puszcza nie śpi. W całkowitej ciemności lasu rozbrzmiewa dudniąca mieszanka dźwięków: monotonny koncert cykad, chrzęst pękających gałęzi, gwałtowny pisk małp titi, trzepot skrzydeł ptaków, bzyczenie owadów. Z tysiącami odgłosów zlewa się gardłowy śpiew miñe – szamana plemienia Huaorani. Miñe to „syn jaguara”, najpotężniejszego zwierzęcia według wierzeń tego liczącego 1,5 tys. osób ludu. Od wieków zamieszkują serce tropikalnej puszczy na terenie Ekwadoru. Rytmiczne zaśpiewy wprowadzają szamana w trans, w trakcie którego podróżuje na ramieniu dzikiego kota przez świat przodków. Duch jaguara jest niespokojny. Nigdy wcześniej Huaorani nie byli w takim niebezpieczeństwie.

– Przez 20 lat dokumentowałem ich życie – opowiada fotograf Pete Oxford. – Kiedy dotarłem do ich osady, byłem pierwszym białym człowiekiem, jakiego widzieli. Dziś wielu nosi T-shirty i pracuje w mieście. Zmiany są ogromne. Niegdyś Huaorani wierzyli, że cały świat jest puszczą. Do lat 50. XX w. żyli w całkowitej izolacji w niedostępnych zakamarkach Amazonii. Obecnie mieszkają w okolicznych miejscowościach i zajmują się handlem. Kiedyś to koczownicze plemię przemieszczało się w poszukiwaniu żywności, a cały dobytek myśliwi przenosili na własnych barkach. Przy polowaniach używali tradycyjnych dmuchawek na strzały z drzewa kapokowego. Teraz część posługuje się strzelbami, a łupy nierzadko transportują samochodami. Niegdyś Huaorani swobodnie wędrowali na terenie liczącego prawie 10 tys. km² Parku Narodowego Yasuni. Dziś mają do dyspozycji jedną trzecią tego obszaru. A przez środek ich terytorium przebiega droga. Od zawsze Huaorani bronili swoich terenów – przed czarami i obcymi. Dziś walczą ostatkiem sił o przetrwanie kilkuwiekowych tradycji i samej dżungli. Punktem zwrotnym był rok 1937. Wtedy na zamieszkiwanych przez nich terenach odkryto złoża ropy naftowej. Ich wielkość oszacowano na 900 mln baryłek, co sprawiło, że wydobycie czarnego złota okazało się priorytetem ekwadorskiego rządu. Wśród ogromnych drzew amazońskiej puszczy wyrosły szyby naftowe i przepompownie.

– Huaorani to lud wojowników – tłumaczy Oxford. – Obrona terytorium jest elementem ich tradycji. Ale teraz są bezradni. Część wycofała się w głębsze rejony lasu i nie chce mieć kontaktu z cywilizacją. Inni obserwują, jak degraduje się ich środowisko. – Swoją pracą próbuję zatrzymać ten proces. Między innymi dlatego stworzyłem album fotograficzny The spirit of Huaorani. Pokazuję w nim ludzką stronę tych amazońskich wojowników i co stracimy, jeśli nie powstrzymamy dalszej destrukcji – opowiada Oxford, który obronę Huaorani traktuje jako osobistą misję. Mówi, że przebywanie z nimi to dla niego czysta przyjemność. Szczególnie że znani są oni z bardzo dużego poczucia humoru. Podobno wybuchają śmiechem przy każdej możliwej okazji. Ważne, by nie przekształcił się on w przyszłości w śmiech przez łzy.

Warto wiedzieć: Pete Oxford Wraz z żoną Reneé Bish podróżował po całym świecie, fotografując rdzennych mieszkańców i przyrodę. Ich zdjęcia były publikowane między innymi w National Geographic, BBC Wildlife, Geo, Smithsonian i Nature. Pete Oxford jest jednym z założycieli International League of Conservation Photographers (www.ilcp.com) i zgodnie z misją organizacji przez fotografie próbuje zwiększać świadomość ekologiczną i szacunek dla rdzennych kultur.