„Im więcej kupujesz, tym mniej płacisz. Buduj z nami amerykańską tradycję”. Wesoły jingiel radiowy odrywa nas od zamyślenia. Promienie słońca przebijają drogę ogrodzoną bezmiarem pól. Na pustkowiach mijamy żeliwne pompy do wydobywania ropy, której potencjał w Dakocie Północnej wydaje się być imponujący. Piskliwa reklama radiowa w firmowym vanie rozpoczęła bujną dyskusję, a właściwie powyborczy monolog naszego kierowcy.

James, jako patriota z krwi i kości głosował przede wszystkim sercem. - Gospodarka i tradycja. To ma znaczenie! Na szczęście Trump nie wstydzi się Ameryki - zapewnia z ekscytacją w głosie. Okazuje się bowiem, że ówcześnie nowo wybrany 45. Prezydent Stanów Zjednoczonych, jako jedyny wie jak odbudować tę wieczystą potęgę. Jednak ta analiza przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Zza łuku właśnie wyłania się horyzont, którego fragment miał stać się dla nas tymczasowym domem.

Perełka Midwestu 

Jest czerwiec roku 2017. Tysiące kilometrów od Warszawy, w stanie Dakota Północna na północy Stanów Zjednoczonych znajduje się Ona. Medora. To miasteczko poza sezonem zamieszkuje zaledwie 100 osób. W sezonie wakacyjnym, tj. od maja do września, staje się jednak numerem jeden na liście obowiązkowych destynacji tysięcy amerykańskich rodzin. Wszystko za sprawą kilku atrakcji, które w kanonie rozrywek Medory zajmują czołową - jeśli nie jedyną - pozycję.

Profesjonalne pole golfowe „Bully Pulpit”, rozległy Park Narodowy Theodore’a Roosevelta, spacery konne przez wyżyny zwane Badlands, czy słynne na cały kraj country show „Medora Musical”. To wszystko przyciąga Amerykanów z najdalszych krańców Stanów Zjednoczonych. Zresztą, stekom nakłuwanym na widły i smażonym w wielkich beczkach nie odmówi żaden kowboj. 


Amerykanie przyjeżdżają tu od pokoleń. Jako dowód pokazują podręczne albumy. Wyciągając zdjęcia z dawnych lat nie ukrywają dumy. - My jesteśmy z Arkansas. Ale w tym roku przyjechała z nami rodzina męża z Teksasu. To już trzecie pokolenie - mówi chórem starsza para. Kobieta już na samo wspomnienie ściska ochoczo najmłodszego przedstawiciela swojej rodziny. I choć przybyło im zmarszczek, na twarzach pojawia się uśmiech i błysk w oku. Ma się wrażenie, że ta tradycyjna wyprawa z roku na rok sprawia im większą radość. Mimo że scenariusz pobytu nie zmienia się od ponad 20 lat.