Choć władze Peru wprowadziły generalny zakaz podróży po kraju, reporter CNN dostał zgodę i zaproszenie od plemiennego wodza w Caimito, Juana Carlos Mahua. Zarządzana przez niego wieś to jedna z wielu osad plemienia rozrzuconego po całej Amazonii. W zależności od szacunków, liczbę Shipibo określa się na 20 do 35 tys. osób. Ich szamani wytwarzają słynny psychodeliczny napój, ayahuaskę.

Leczenie umysłu wywarem z magicznych ziół nic jednak nie daje w starciu z koronawirusem atakującym receptory ACE2 w płucach, nerkach czy jelitach. Niezależnie od skuteczności medycyny naturalnej, nie pomaga też, jak napisał dziennikarz CNN, że ”trzy dni przed jego przybyciem” w lecznicy w Caimito skończył się nawet wysyłany przez władze paracetamol a wraz z pierwszymi oznakami obecności wirusa wioskowy lekarz zniknął, korzystając z kończącego się kontraktu.

Wódz Mahua, który chciał z pomocą CNN pokazać światu dramatyczną sytuację swoich ludzi, sam zachorował i witał reportera na brzegu Ukajali w grupie innych kaszlących mężczyzn. Wie, że ma COVID-19, bo niedawno przypłynęli lekarze z Limy i przeprowadzili na 20 osobach testy. Był jedną z nich. Elias Magin, pielęgniarz, też zachorował, ale postanowił zostać w wiosce.

W lecznicy, w której chory Magin ma do dyspozycji stetoskop i niewiele więcej (o respiratorach nie ma co marzyć), trudno oczekiwać opieki lekarskiej. Gdyby któryś z chorych nawet zdecydował się na tę 8-godzinną podróż do Pucallpa, to ”tamtejszy szpital i przychodnie wypełnione są chorymi, a przed budynkami leżą ciała zmarłych”.

Według dr. Ricardo Muñante, zarządzającego specjalnym oddziałem chorych na COVID-19, przeżywa tylko 1 na 10 pacjentów na oddziale intensywnej terapii. Wygląda na to, że koronawirus opanował całe miasto. Nie tylko to jedno w regionie. Koronawirus jest w całym dorzeczu Ukajali – serwis rozgłośni RPP. W Peru jest 261 tys. zarażonych i 8 tys. zmarłych.

Choć jak w wielu innych krajach, tak władze Peru wprowadziły powszechny ”lockdown”, to przedłużające się wstrzymanie bardzo nieformalnej tam gospodarki nie dawało się po prostu utrzymać.

Zbyt wielu ludzi nagle zostało bez pracy, pieniędzy i jedzenia. Choć transport publiczny i prywatny między dużymi aglomeracjami został zatrzymany, setki tysięcy ludzi pozbawionych zajęcia na piechotę wróciło do swoich domów na wsi. A z nimi wirus.

Paradoksalnie, nawet mieszkańcy Caimito niewiele sobie robią z ograniczeń narzucanych na nich przez władze. Choćby w kwestii izolowania się od innych.

Elias Magin służący reporterowi CNN za przewodnika po wiosce wziął na swoje plecy (dosłownie) obowiązek przypominaniu o konieczności dystansowania się. Z głośnikiem na plecach i mikrofonem w ręku chodzi po uliczkach Caimito i prosi, by ludzie zaczęli traktować COVID-19 poważnie. – Jeżeli nadal będziemy się spotykać, grać w piłkę, chodzić do kościoła, jeżeli nie zmienimy swoich przyzwyczajeń, to nadal będziemy umierać – powtarza pielęgniarz.

Jan Sochaczewski