Reklama

Mało kto pamięta, że w XIX wieku pokonanie leżącego na granicy szwajcarsko-włoskiej Matterhornu było niedościgłym marzeniem wielu wspinaczy. Ten, kto wejdzie na szczyt jako pierwszy mógł być pewien sławy i szacunku współczesnych i potomnych.
Wielkie ambicje w tym względzie mieli zwłaszcza Włosi. To oni ufundowali nagrodę dla przyszłego zwycięzcy w tym specyficznym wyścigu, oni też byli pewni wygranej.
Ostatecznie na placu boju pozostało dwóch wspinaczy: pochodzący z Włoch Jean-Antoine Carrel i Brytyjczyk Edward Whymper. Zanim ruszyli do decydującej rozgrywki ten pierwszy próbował pięciokrotnie, drugi był pod szczytem aż osiem razy. Każdy z nich zebrał ekipę złożoną z doświadczonych alpinistów. Whymper wspinał się granią Hornli, od strony północno – wschodniej, Carrel – od strony Włoch, czyli południowego zachodu.
Wyprawa Whympera ruszyła 13 lipca 1865 roku. Po noclegu na wysokości 3350 m n.p.m., jeszcze przed świtem siódemka śmiałków poszła dalej. Wreszcie 14 lipca o godzinie 13:40 na szczycie zameldowali się Edward Whymper i jeden z członków jego ekipy, Francuz Michel Croz, na co dzień przewodnik alpejski.
Co ciekawe, gdy Anglik zdjął bluzę i zawiesił na maszcie od namiotu, który wbili w śnieg, dostrzegli to kibice Carrela z okolicznych wiosek. Przekonani, że to ich idol zameldował się na szczycie, zaczęli wiwatować.
Tymczasem zespół Włocha był jeszcze bardzo daleko od wierzchołka i początkowo nie zwrócił uwagi na zdobywców. Dopiero gdy ci zaczęli rzucać w ich stronę kamienie i kawałki skał, Włosi zatrzymali się i zrezygnowani zawrócili. Długo nie mogli uwierzyć, że Matterhorn jako pierwszy zdobył obcy, a więc człowiek urodzony poza Alpami.
Ale ten sukces Whypera nie był – niestety – końcem całej historii. Podczas zejścia ze szczytu poślizgnął się jeden z członków jego zespołu, Brytyjczyk Douglas Hadow. Zaczął spadać w przepaść, ciągnąc za sobą przywiązanych do niego liną towarzyszy. W najbardziej dramatycznym momencie akcji, lina pękła, w przepaść runęło czterech alpinistów: trzej Brytyjczycy i Francuz. Przeżyli, obok Whympera, dwaj Szwajcarzy - przewodnicy alpejscy z Zermattu: Peter Taugwalder - ojciec i Peter Taugwalder - syn .
Do dziś sprawa budzi emocje. Do dziś nie wyjaśniono, dlaczego podczas zejścia do asekuracji użyto najsłabszej, zapasowej liny. Prawdopodobnie mocniejsza lina zapobiegłaby tragedii. Według wersji Taugwaldera-ojca powodem była zbytnia ambicja Whympera, który jeszcze wchodząc na szczyt celowo przeciął najlepszą z lin, łączącą go z pozostałymi, tylko dlatego, by szybciej zameldować się na wierzchołku.
Wtedy nikt sędziwemu Szwajcarowi nie uwierzył. Dziś ta teoria uważana jest za bardzo prawdopodobną. 9 lipca w Zermatt odbyła się nawet premiera sztuki „The Matterhorn Story”, poświęconej tej historii. I jest to raczej historia Taugwaldera niż Whympera.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama