Proszę pójść zobaczyć dziecko – powiedział Samir Saha. – Po prostu przy niej posiedzieć. Pewnie będą tam jej brat i siostra, których życie też na zawsze się zmieniło. Dlatego szczepionka jest tak ważna – mówi Saha. – Chcemy zmniejszyć tę liczbę do minimum, najlepiej do zera. Tak by nie przytrafiało się to innym dzieciom.

Działo się to w Dhace, stolicy Bangladeszu. Pogrążony w smutku Saha siedział na tylnej kanapie swego samochodu. Jego toyotę prowadził kierowca w uniformie, mijając taksówki zbiorowe, motocykle, riksze, ciężarówki i rozklekotane autobusy z uwieszonymi na zewnątrz pasażerami. – Zobaczy pani, jak to wygląda, to pani zrozumie – dodał.

Saha jest światowej sławy mikrobiologiem znanym ze swoich badań nad bakteriami, pneumokokami. Jego laboratorium mieści się w narożniku Dhaka Shishu, największego szpitala dziecięcego w Bangladeszu. Krótki odcinek korytarza dzieli je od dużych sal pełnych łóżek. W godzinach odwiedzin na każdym z nich leży chore dziecko i siedzą liczni opiekujący się nim najbliżsi.

Pneumokoki są w dzisiejszym świecie wszechobecne. Łatwo się przenoszą, drogą kropelkową i poprzez zwykłe kontakty międzyludzkie. Mogą trwać w jamie nosowo-gardłowej ludzi o sprawnych układach odpornościowych, nie powodując u nich objawów chorobowych. Kiedy jednak naturalny system obronny zawiedzie, pneumokoki są w stanie migrować, namnażać się i wywoływać groźną chorobę zakaźną. Najbardziej narażone są dzieci żyjące w miejscach, gdzie dostępność opieki zdrowotnej i antybiotyków jest mała. Na początku XXI w., kiedy w USA i Kanadzie pojawiła się na rynku pierwsza szczepionka chroniąca przed pneumokokami, choroby powodowane przez te bakterie zabijały na świecie ponad 800 tys. dzieci rocznie. Tyle dzieci w wieku poniżej pięciu lat umiera nie z powodu jakiejś epidemii, o której krzyczą nagłówki prasowe, ale na zapalenie płuc lub opon mózgowych czy też zakażenie krwi wywołane przez powszechnie występujące drobnoustroje. Ogromna większość ofar śmiertelnych tych bakterii przypada na ubogie kraje, takie jak Bangladesz.

W 2015 roku tzw. skoniugowana szczepionka przeciwko pneumokokom, do stosowania u dzieci, dotarła i do Bangladeszu. Zespół prof. Sahy bacznie obserwuje skutki jej stosowania. Jeśli szczepionki tego typu rzeczywiście okażą się na całym świecie tak skuteczne, jak mają nadzieję eksperci, śmiertelność ogromnie spadnie. Będzie to oznaczało wiele tysięcy ocalonych małych dzieci, znacznie mniej chorób, mniej cierpienia.

Lecz jeszcze pilniejszym i bardziej złożonym wyzwaniem jest międzynarodowa współpraca w celu dostarczania nowych szczepionek dzieciom w krajach rozwijających się, gdzie jaskrawo widoczne jest cierpienie wywołane chorobami, którym mogą zapobiec szczepionki. Prof. Saha codziennie widzi na korytarzach szpitala przerażonych najbliższych swoich małych pacjentów.

Dlatego posłał mnie do 11-letniej Sanjidy Sahajahan, córki mechanika naprawiającego riksze. – Proszę iść – ponaglił mnie profesor, gdy zajechaliśmy pod bramę szpitala. – A kiedy pani wróci, porozmawiamy o tym, co pani zobaczyła.

Szpitalna furgonetka podskakiwała na dziurawych, zatłoczonych ulicach Dhaki, które stawały się coraz węższe i węższe, aż w końcu mijaliśmy o centymetry wystawione na sprzedaż stosy batatów, używane ubrania, części samochodowe. Wreszcie w uliczce nie było już miejsca na samochód. Z Jamalem Uddinem, który jest lekarzem i Tasmim Sultana Lipi, pielęgniarką środowiskową, ruszyliśmy dalej piechotą. Posuwaliśmy się między krytymi blachą zabudowaniami, przez kraty w oknach widać było kolejne rodziny żyjące w pojedynczych izbach. Lipi wskazała ruchem głowy wejście do jednego z mieszkań, schyliła się i weszła do środka.

Sanjida trafła do szpitala Dhaka Shishu jako trzylatka chora na, jak się okazało, pneumokokowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Teraz usadzono ją na plastikowym foteliku obok rodzinnego łóżka. Zapalenie czasem powoduje nieodwracalne uszkodzenia opon, czyli błon otaczających mózg i rdzeń kręgowy. Sanjida nie panuje nad własną głową, grymasami twarzy ani wydawanymi odgłosami. Dziewczynka nie jest w stanie artykułować słów. Gdy przyjechaliśmy, matka Sanjidy, Nazma, była akurat poza domem z najmłodszym dzieckiem. W ich budynku dziewięć rodzin mieszkających w pojedynczych pokojach dysponuje dwoma wspólnymi toaletami i jednym kranem. Nazma weszła do mieszkania, usiadła na stołku i ujęła dłoń Sanjidy.

Opowiedziała nam przebieg zdarzeń: jej inteligentna, gadatliwa trzyletnia córeczka dostała tajemniczej gorączki. Sąsiedzi poradzili kupić dostępny w pobliskim sklepie paracetamol. Po przyjęciu przez Sanjidę tabletek gorączka zmalała, ale później znów wzrosła. Wreszcie po kilku dniach dziecko dostało konwulsji. Przerażona rodzina przewiozła Sanjidę do szpitala. Kiedy Sanjida znalazła się w rękach lekarzy, już traciła przytomność. Jej ostatnie zrozumiałe słowa brzmiały: „Przytul mnie. Bardzo źle się czuję...”

Opowieści Nazmy słuchał w milczeniu Mohammad, ojciec Sanjidy. Przyszedł też ich 14-letni syn. Wziął na ręce najmłodszą siostrzyczkę i także stanął, bo nie było już na czym usiąść. Pod łóżkiem tkwił rozmontowany wózek inwalidzki. Jak wyjaśniła Nazma, otrzymali go w ramach pomocy charytatywnej, ale mieszkanie okazało się za małe na wózek. Szafa na ścianie mieściła zabawki i talerze. Mohammad wyjął z szuflady żółtą kartę zdrowia Sanjidy. Widniała na niej m.in. data urodzenia dziewczynki. Sierpień 2005 r.

Sześć tygodni później dokonano kolejnego wpisu: odnotowano szczepienia dziecka. Podobnie jak jej starszy braciszek, Sanjida otrzymała wszystkie szczepionki, które obejmował ówczesny plan szczepień ochronnych w Bangladeszu. Terminowo i za darmo. Zaszczepiono ją przeciwko krztuścowi, odrze, błonicy, gruźlicy, tężcowi, wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, chorobie Heinego-Medina. Przeciwko ospie nie, ponieważ dzięki ogólnoświatowemu programowi szczepień w 1980 r. ta choroba została już wypleniona z całego globu. Dwa stulecia po tym, jak angielski lekarz Edward Jenner opublikował swój słynny traktat o celowym zakażaniu dzieci krowianką, łagodną wirusową chorobą, która, jak się okazało, wzbudzała odporność na nieporównanie cięższą ospę.

Niewielka żółta karta zdrowia Sanjidy streszczała na swój sposób niezwykłą historia postępów w ochronie zdrowia na całym świecie. Nikt nie jest w stanie podać dokładnej liczby istnień ludzkich ocalonych przez szeroko zakrojone programy szczepień – pozostają one w każdym razie jednym z największych osiągnięć medycyny. Na przykład odra w latach 80. zabijała rocznie ponad 2 mln dzieci, a w 2015 r., według danych Światowej Organizacji Zdrowia, dzięki szczepieniom liczba zgonów spadła do 134 200. Masowe szczepienia zlikwidowały chorobę Heinego-Medina we wszystkich krajach oprócz trzech. Spytałem Nazmę, w jaki sposób po raz pierwszy dowiedziała się o szczepieniach, co sprawiło, że uznała za dobry pomysł wożenie zdrowych niemowląt na zastrzyki. Nazma spojrzała na mnie ze zdumieniem. – Przecież każdy Banglijczyk o tym wie! – odpowiedziała.

Rodzina Sahajahanów ma ustawiony na ściennej szafce telewizor. Piosenkarze i sportowcy opowiadają w telewizji, w ramach państwowych kampanii społecznych, o tym, że szczepienia ochronne to dar ratujący życie. Z tysięcy minaretów padają nawoływania nie tylko do modlitw, ale i do szczepień. Bangladesz to muzułmański kraj. Pod koniec lat 80. urzędnicy opracowali wraz z przywódcami islamskimi plan rozgłaszania w meczetach potrzeby szczepień przeciwko chorobie Heinego-Medina. Miałam okazję rozmawiać z imamem ze wsi pod Dhaką, który z dumą podwinął rękaw i pokazał mi ślad po swoim ostatnim szczepieniu przeciwko gruźlicy. – Ochrona własnego zdrowia to obowiązek pobożnego człowieka – oznajmił. – Wierzący rodzice mają także obowiązek chronić zdrowie swoich dzieci.

Rozprowadzanie szczepionek po Bangladeszu nie jest łatwe: kraj poprzecinany jest rwącymi rzekami, a drogi są ledwie przejezdne. Aby szczepionki nie straciły swoich właściwości, muszą być utrzymywane w odpowiednio niskiej temperaturze. Zachowywanie owego „łańcucha zimna” w ramach realizacji programu szczepień to priorytet we wszystkich gorących krajach o niepewnych systemach energetycznych. Jedna zepsuta lodówka czy awaria prądu na wsi potrafią sprawić, że cała partia szczepionek nadaje się do wyrzucenia. W Bangladeszu prowadzono jednak wytężone działania w celu zapewnienia odpowiednio niskiej temperatury dla szczepionek na wszystkich etapach ich przewozu i przechowywania: wyposażono lokalne ośrodki zdrowia w baterie słoneczne, zadbano o rowery i łodzie, którymi przewozi się szczepionki do tych najodleglejszych przychodni.

Wracając szpitalną furgonetką do Dhaka Shishu, siedzieliśmy całą trójką w milczeniu, smutni. Zrozumiałam, co chciał mi pokazać Samir Saha. W 2005 r., kiedy Sanjida otrzymała wszystkie przewidziane szczepionki, w USA rutynowo stosowano już u dzieci tę nową, przeciwko pneumokokom. Rozpowszechniano ją szybko we wszystkich krajach rozwiniętych. Problemy miały za to państwa takie jak Bangladesz, potrzebujące tej szczepionki o wiele bardziej, lecz niedysponujące wystarczającymi funduszami na zapłacenie jej producentowi ustalonej przez niego ceny.

Do niedawna Światowa produkcja szczepionek była zdominowana przez kilka wielkich amerykańskich i europejskich koncernów farmaceutycznych. Gdy organizacje pomocowe w rodzaju Lekarzy bez Granic naciskają na obniżenie cen (albo na pokazanie przez te koncerny ksiąg rachunkowych w celu udowodnienia, dlaczego nie są w stanie sprzedawać leków taniej), producenci podkreślają, że opracowanie nowej szczepionki jest wyjątkowo kosztowne i trwa latami.

W przypadku skutecznej i odpowiedniej dla dzieci szczepionki przeciwko pneumokokom jej opracowanie trwało nawet dekady. Na początku lat 80. były już dostępne na rynku dobre szczepionki dla dorosłych, lecz nie wywoływały one oczekiwanej odpowiedzi immunologicznej u małych dzieci. Dopiero pod koniec lat 90. Badaczom udało się wreszcie zmodyfikować biologicznie skład szczepionek dla dorosłych, skoniugować je, jak się to nazywa, w taki sposób, żeby rozpoznawały je niedojrzałe układy odpornościowe.

Pneumokoki stanowią trudne wyzwanie pod jeszcze jednym względem: Saha i inni naukowcy zidentyfikowali prawie sto odmian – inaczej: serotypów – komórek pneumokoków. Serotypy mogą się różnić w zależności od obszaru geograficznego i z nierozpoznanych jeszcze w pełni powodów tylko niewiele z nich jest niebezpiecznych. (Na przykład serotyp 1 powoduje relatywnie niewiele chorób w USA, tymczasem w Afryce i południowej Azji jest najbardziej śmiercionośnym pneumokokiem). Dlatego dopracowana szczepionka, która działa u dzieci i uodparnia na dokładnie te serotypy, na które potrzeba, to w rzeczywistości wiele szczepionek zlanych do jednej folki.

Wszystkie wymienione komplikacje przyczyniły się do tego, że pierwsza dziecięca szczepionka przeciwko pneumokokom należała do najdroższych w historii. Wypuszczony na rynek na początku 2000 r. Prevnar został opracowany tak, aby działać przeciwko siedmiu serotypom pneumokoków odpowiedzialnym za większą część powodowanych przez te bakterie chorób – w USA, które były w stanie wdrożyć szczepionkę kosztującą 232 dolary za serię czterech potrzebnych zastrzyków. Pośród tych niebezpiecznych pneumokoków, których Prevnar nie zwalczał, był m.in. serotyp 1. Lecz to właśnie w najuboższych regionach Afryki i Azji Południowej prawdopodobieństwo, że zakażenie pneumokokami zabije dziecko albo zmieni je w osobę niepełnosprawną, jest największe. Nie tylko dlatego, że rodzice nie są w stanie na czas dotrzeć do lekarza, ale również dlatego, że bakterie wyrządzają dodatkowe szkody w ciałach dzieci już osłabionych z powodu niedożywienia, innych chorób przewlekłych oraz skutków nadmiernego narażenia na działanie dymu z domowych palenisk.

Kiedy rozpocząłem nad tym pracę, nie mogłem spać, myśląc o nierówności na świecie – mówi Orin Levine, dyrektor ds. dostarczania szczepionek z Fundacji Billa i Melindy Gatesów.

– W zamożnej części świata prawdopodobieństwo, że dziecko umrze na chorobę wywołaną pneumokokami, było stukrotnie niższe – opowiada. – Dlaczego moje dzieci mogły zostać zaszczepione, a dzieci z Mali nie mogły, chociaż bardziej potrzebowały szczepionki?

 Oczywiście wiedział dlaczego. Najłatwiej osiągalny przez producentów szczepionek zysk nie bierze się z reagowania przez nich na najbardziej palące potrzeby...

GAVI – Globalny Sojusz na rzecz Szczepionek i Szczepień – to partnerstwo publiczno-prywatne dysponujące miliardami dolarów. Powstało w 2000 r. – tuż po tym, jak skoniugowana szczepionka przeciwko pneumokokom weszła na amerykański rynek. W rozpoczęciu działalności pomogła Sojuszowi suma 750 mln dolarów obiecana przez Fundację Gatesów. GAVI przekierowuje środki z bogatych państw – fundusze prywatnych filantropów oraz pomoc rządową takich krajów jak USA, Wielka Brytania i Norwegia – na rzecz wsparcia programów szczepień w ubiegających się o tę pomoc ubogich krajach. GAVI pośredniczy w negocjacjach z producentami szczepionek w celu uzyskania niższych cen zakupu ich konkretnych, bardzo dużych partii.

To radykalnie zmieniło sytuację. Duże środki finansowe oraz determinacja ze strony podmiotów na całym świecie: ludzi, producentów i państw – mówi Katherine O’Brien, kierująca Międzynarodowym Ośrodkiem Dostępu do Szczepionek przy Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa. – GAVI nie został powołany tylko do pomocy przy upowszechnieniu szczepionki przeciwko pneumokokom – podkreśla. – Początkowo skupiał się na zwiększeniu dostępności dłużej istniejących szczepionek dla dzieci, takich jak przeciwko tężcowi czy WZW typu B.

Skoniugowane szczepionki przeciwko pneumokokom znalazły się na liście dopiero w 2010 r., po latach dalszych testów oraz negocjacji. Popyt ze strony krajów rozwijających się okazał się tak wysoki, że wkrótce GAVI zaczął przeznaczać po pół miliarda dolarów od darczyńców rocznie na wspieranie programów dotyczących właśnie tych ostatnich szczepionek. Obecnie szczepionki te produkują tylko dwie firmy, Pfzer i GSK, i specjalne porozumienie z nimi ma zapewnić wystarczającą podaż. Obaj producenci obiecali wytwarzać tyle szczepionki, za cenę uwzględniającą wynegocjowaną przez GAVI zniżkę, ile tylko zgodzą się kupić kraje odbierające ten produkt.

Gdy już zawarto wyżej opisane umowy, producenci opracowali nowe wersje szczepionek przeciwko pneumokokom, skuteczne także w przypadku dzieci żyjących daleko od Stanów Zjednoczonych i Europy. W 2010 r. Pfzer wypuścił na rynek wersję o nazwie Prevnar 13, która uodparnia także na serotyp 1, i jeszcze pięć innych, które nie były uwzględnione w pierwszej mieszance szczepionek. Sprzedawany od 2009 r. produkt firmy GSK także uodparnia na serotypy rozpowszechnione w Afryce i Azji. Od marca 2015 r., kiedy wysocy urzędnicy odpowiedzialni za ochronę zdrowia w Bangladeszu odebrali pierwszą dostawę tych szczepionek, po cenie obniżonej dzięki GAVI, co trzy miesiące przylatują tam samolotami ich kolejne partie, z centrum dystrybucyjnego koncernu GSK w Belgii.

 – Przychodzą w małych przenośnych lodówkach podobnych do tych, jakie ludzie zabierają na biwak – wyjaśnił mi Saha. Tylko trochę bardziej skomplikowanych, z układem monitorowania temperatury.

Urzędnicy zajmujący się ochroną zdrowia twierdzą, że szczepionki te docierają do rodzin w całym kraju. Jak dotąd w Bangladeszu nie słychać, by ludzie wahali się, czy warto szczepić dzieci. W innych krajach Azji Południowej podejrzenia czy wrogość wobec szczepień utrudniły realizację ostatnich kampanii na ich rzecz. Na przykład przed kilkoma laty w Pakistanie zmuszano do zawrócenia lub atakowano ludzi, którzy prowadzili szczepienia przeciwko chorobie Heinego-Medina. Przyczyną ataków były rozpowszechnione pogłoski – w części fałszywe, a w części prawdziwe. Te fałszywe głosiły, że szczepionki to element zachodniego spisku przeciwko islamowi, a te prawdziwe – że CIA posłużyła się chodzącymi od domu do domu osobami realizującymi program szczepień w celu zlokalizowania Osamy bin Ladena. W pierwszej połowie tego roku złamała się kampania szczepień przeciwko odrze i różyczce w niektórych regionach Indii, po tym jak w mediach społecznościowych zaczęto publikować anonimowe posty, według których szczepionki były niebezpieczne lub nawet miały doprowadzić do ubezpłodnienia dzieci z mniejszości religijnych.

Prof. Saha mówił mi, że nawet w otwartym na szczepionki Bangladeszu zdarzają się ludzie, którzy zastanawiają się, po co dodawać do i tak ambitnego narodowego programu szczepień te przeciw pneumokokom, dotyczące dzieci. – W telewizyjnym talk-show żona pewnego bankiera zapytała mnie: „Po co ciągle opowiada pan o tych szczepieniach? Sam pan mówił, że zapalenie płuc i inne choroby wywołane pneumokokami można wyleczyć penicyliną”. Odparłem na to: „Proszę pani, chce pani czekać, aż rozwinie się zapalenie płuc, i dopiero je leczyć?”.

Gdyby tamta żona bankiera pochodziła razem z nim po salach szpitala Dhaka Shishu, zobaczyłaby pozbawione sił dzieci leżące w maskach tlenowych, ich najbliższych zgromadzonych przy łóżkach, czekających na efekty działania antybiotyków. Piszę tu o rodzinach, którym udaje się dotrzeć do szpitala. – W przypadku najbardziej oddalonych miejsc szczepienie ochronne to jedyne narzędzie, jakim dysponujemy – przyznał prof. Saha. We wsiach i najbiedniejszych slumsach miast chore z powodu pneumokoków dzieci nadal tysiącami umierają w domach.

Sanjidę Sahajahan udało się przewieźć do Dhaka Shishu, a jednak lekarze niewiele mogli dla niej zrobić. Prof. Saha jest szczególnie zasmucony jej przypadkiem. W jego laboratorium zidentyfikowano bakterię, która zaatakowała mózg dziewczynki: pneumokoka serotypu 1, czyli jednego z tych, przeciwko którym nie chroniła pierwsza wersja szczepionki Prevnar. A zatem gdyby nawet w 2005 r. Bangladesz było stać na jej zakup, i tak nie uchroniłaby Sanjidy.

Nie tylko ona przestała normalnie funkcjonować – tłumaczył mi Saha. – Jej matka też. Nie może donikąd pojechać. Tak naprawdę każdy z członków tamtej rodziny jest na wpół umarły. Umilkł, po czym dodał: – Daliśmy im wózek inwalidzki. Czy mała z niego korzysta?

Wyjaśniłam, że wózek tkwił pod łóżkiem, rozmontowany. Profesor aż się skrzywił. – Ale rodzice Sanjidy pokazali nam także kartę zdrowia jej dwumiesięcznej siostrzyczki, Jannat, i w karcie była nowa kolumna z wpisem: skoniugowana szczepionka przeciwko pneumokokom – pocieszyłam. Jeżeli szczepionka zadziała, Jannat będzie zabezpieczona przed patogenem, który zrujnował życie jej starszej siostry. Saha westchnął, rozmyślając o smutku i nadziei, które razem mieściły się jakoś w miniaturowym mieszkanku.

Rozlegle zakłady w belgijskim mieście Wavre to największa fabryka szczepionek na świecie. W dniu, w którym poznałam prezesa ds. szczepionek koncernu GSK, Luca Debruyne’a, dwukrotnie kazano mi zmienić ubranie, jeszcze zanim go zobaczyłam. Biologiczne procesy wytwarzania oraz mieszanie każdego spośród rodzajów szczepionek odbywają się w osobnych, hermetycznie szczelnych budynkach. Wejście do tych specjalnie wzniesionych budowli wymaga całkowitego przebrania się: włożenia kombinezonu, starannie oczyszczonych białych butów, okularów ochronnych oraz czepka zakrywającego włosy.

Pan Debruyne poinformował mnie, że w to centrum do wytwarzania szczepionek zainwestowano w ciągu ostatnich 10 lat ponad 5 mld dolarów. – To dochodowy interes – podkreślił prezes. – Musi być dochodowy, żeby się kręcił, żeby możliwe było wytwarzanie olbrzymich ilości po przystępnych cenach dla krajów rozwijających się. Dostarczane przez GSK do Dhaki szczepionki przeciwko pneumokokom do stosowania u dzieci są produkowane na dwóch przeciwległych krańcach globu: mieszanie zaczyna się w fabryce GSK w Singapurze, partie szczepionek są wysyłane do Belgii, a następnie Francji w celu przetworzenia, wreszcie folki z gotowymi szczepionkami wracają do Belgii, skąd są eksportowane. Spoglądając w Wavre przez gogle na srebrzyste maszyny i kadzie, byłam świadkiem procesu wytwarzania kolejnego produktu GSK: szczepionki przeciwko rotawirusom. Patogen ten jest główną przyczyną biegunki u dzieci. W najbiedniejszych krajach subsaharyjskiej Afryki i południowej Azji rotawirusy zabijają setki tysięcy istnień. Także w Dhaka Shishu leży mnóstwo dzieci, które lekarze starają się uratować przed śmiercią z tego powodu.

GAVI wypracowała zgodę na otrzymywanie przez Bangladesz szczepionki GSK przeciwko rotawirusom koncern zacznie ją tam dostarczać prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Dzięki wynegocjowanej zniżce oraz dodatkowemu wsparciu fnansowemu rząd Bangladeszu będzie płacił po mniej więcej 50 centów za każdą potrzebną podwójną dawkę szczepionki, podczas gdy amerykańskiego lekarza kosztuje ona w tej chwili 220 dol. Dla systemu opieki zdrowotnej ubogiego kraju to szansa, z której nie sposób nie skorzystać. Jest jednak pewien szkopuł: pomoc GAVI jest z założenia tymczasowa. Ma służyć temu, by biedne kraje zdołały wychować więcej zdrowych dzieci, dzięki czemu będą mogły poprawić stan swoich gospodarek na tyle, żeby same fnansowały sobie zakupy niezbędnych szczepionek. Kiedy dochód narodowy na mieszkańca danego kraju otrzymującego pomoc przekroczy poziom, powyżej którego państwo to przestanie być zaliczane do najbiedniejszych na świecie, dotacje GAVI mają być stopniowo wycofywane. – Nazywa się to „okresem przejściowym” – tłumaczy doradczyni ds. polityki szczepionkowej Lekarzy bez Granic Kate Elder. – Słyszałam jednak, że ministrowie zdrowia nazywają to „wyrzuceniem” z programu. Utrata dotacji i tak oznacza dla nich olbrzymi wzrost kosztów. Na przykład w Bangladeszu koszt szczepionki GSK przeciwko pneumokokom wzrósłby z 60 centów do 9,15 dolara na jedno dziecko.

Wydaje się, że to i tak niezmiernie niska cena, skoro amerykański lekarz płaci ponad 50 razy tyle. Lekarze bez Granic i inni krytycy dowodzą jednak, że ceny, za jakie wielkie amerykańskie i europejskie frmy farmaceutyczne sprzedają szczepionki dla dzieci, są nieakceptowalnie wysokie, nawet przy uwzględnieniu zniżki. Trzecia część krajów świata do tej pory nie włączyła skoniugowanej szczepionki przeciwko pneumokokom do swoich programów szczepień. Głównym tego powodem są koszty. Ze strony frm farmaceutycznych w kółko słyszymy: „Dlaczego nie cieszycie się z tego, ile dzieci ma teraz dostęp do tych szczepionek”? A my im odpowiadamy: „Cieszymy się, ale chcemy, żeby jeszcze więcej dzieci było szczepionych” – opowiada mi pani Elder.

Poprawę sytuacji może przynieść m.in. pojawiająca się konkurencja firm farmaceutycznych spoza USA i Europy: z Indii, Brazylii, Wietnamu, Kuby, Korei Południowej, a nawet z Bangladeszu, gdzie pewne przedsiębiorstwo z Dhaki sprzedaje obecnie ok. 10 rodzajów szczepionek, przy czym używa składników importowanych z innych krajów. Ogromna indyjska firma Serum Institute wytwarza od początku do końca ponad miliard dawek względnie tanich szczepionek rocznie.

Jest jeszcze za wcześnie, żeby jednoznacznie ocenić, jak wielkim sukcesem okazało się sprowadzenie skoniugowanej szczepionki przeciwko pneumokokom do Bangladeszu. Jednak kiedy ostatni raz szłam z Sahą korytarzem szpitala Dhaka Shishu, profesor był w optymistycznym nastroju. Tamtego dnia tylko troje pacjentów leżało na oddziale ogólnym z powodu pneumokoków. Życie żadnego z tych pacjentów nie wydawało się zagrożone. Na monitorze komputera jednego z naukowców współpracujących z profesorem widać było wykres słupkowy pokazujący niezwykły spadek zachorowań jesienią 2016 r. Niski słupek za sześcioma wysokimi słupkami obrazującymi zachorowania o tej samej porze roku w sześciu poprzednich latach.

Saha przystawił sobie krzesło i uważnie przyjrzał się wykresowi. – Zaczekajmy, zobaczmy, co będzie w przyszłym roku – zawyrokował; ale się uśmiechał. – Mniej zapaleń płuc w naszym szpitalu. Mniej śmierci. – Wykonał szeroki gest w stronę schylonych nad mikroskopami laborantów. – Wszyscy oni stracą pracę! – zażartował.