Mam Wam coś do powiedzenia.

Właśnie zbierałam się do wyjścia, po tym jak wygłosiłam wykład o Inferior (Gorsza) – mojej książce dokumentującej historię seksizmu w nauce  i jego skutkach – gdy podeszła do mnie pewna kobieta. Powiedziała mi, że właśnie doktoryzuje się z informatyki na brytyjskim uniwersytecie i jest jedyną kobietą w grupie. Jej przełożony nie przestaje robić seksistowskich żartów. Nigdy też nie wysyła jej na warsztaty lub konferencje.

– Każda interakcja jest dla mnie niezręczna. Czuję się zastraszona. Przez większość czasu po prostu liczę każdą minutę – powiedziała. Jej plan polegał na przetrwaniu do chwili uzyskania tytułu i zapomnieniu o przeszłości.

W ciągu dwóch lat od wydania książki miałam setki takich krótkich spotkań – wydających się odzwierciedlać seksizm, którego doświadczają w swoim życiu badaczki i kobiety inżynierowie na całym świecie. Kiedy kobiety podchodziły do mnie, by po cichu podzielić się swoimi historiami, odkryłam, że przede wszystkim pragną empatii.

Karol Darwin opisał kobiety jako intelektualnie gorsze od mężczyzn.  W epoce oświecenia przypadającej na XVIII w. utrzymywano, że w środowisku akademickim nie ma dla nich miejsca. Wiele uniwersytetów do XX w.  odmawiało przyznawania kobietom stopni naukowych.

W nauce rutyną było przypisywanie zasług mężczyznom za badania prowadzone przez pracujące obok nich kobiety. Dotyczyło to nie tylko koleżanek z pracy, ale również żon czy sióstr. W ten sposób jeszcze w 1974 r.  astrofizyczka Jocelyn Bell Burnell straciła Nagrodę Nobla za pracę nad odkryciem pulsarów, którą otrzymał jej przełożony, Antony Hewish.  W geście niezwykłej hojności w ubiegłym roku, gdy przyznano jej Nagrodę Fizyki Fundamentalnej, Bell Burnell przekazała całe 3 mln dolarów na stypendia dla kobiet i innych grup niedostatecznie reprezentowanych w fizyce.

 

Nawet 84% młodszych badaczek zgłosiło seksualne nękanie, a 86% napaść. Takie były wyniki ankiety przeprowadzonej wśród ponad 660 naukowców na temat ich doświadczeń związanych z terenowymi pracami badawczymi.

 

Nawet tam, gdzie drzwi do świata nauki zostały otworzone, seksizm  i mizoginia wciąż dochodzą do głosu. Niedawna analiza autorstwa prawie 7 tys. raportów z badań publikowanych w czasopismach naukowych wykazała, że gdy współautorem nadzorującym badanie była kobieta, średnio 63 proc. współautorów też było kobietami. Gdy zaś współautorem nadzorującym był mężczyzna, tylko ok. 18 proc. współautorów stanowiły kobiety.

Jak pokazują historie, które słyszałam, przynajmniej część problemu dotyczy niektórych mężczyzn i instytucji przyzwalających na seksizm. Wiemy, że dziewczęta i młode kobiety coraz częściej wybierają kierunki przyrodnicze i techniczne, ale szybko z nich wypadają, gdy zaczynają piąć się po szczeblach kariery. Pewną rolę odgrywają tu ciąża i rodzicielstwo, ale nie są to jedyne aspekty. Znany mi mężczyzna, fizyk, który głośno walczy o prawa kobiet, niedawno znalazł liścik wsunięty do szuflady biurka  w miejscu swojej pracy. Autor notatki za twierdzenie, że kobiety są tak samo „umysłowo wyposażone” jak mężczyźni, nazwał go głupcem i dodał, że panie nie potrafią myśleć w sposób abstrakcyjny tak jak panowie.  Takie fałszywe twierdzenia z pewnością sprawiają, że kobiety nie czują się mile widziane w świecie nauki i porzucają go.

Drugą, jeszcze mroczniejszą chmurą kładącą się cieniem  na środowisko akademickie jest molestowanie seksualne. Globalne zjawisko #MeToo zwróciło uwagę na kobiety zmagające się ze skutkami napaści seksualnych, a także rzuciło światło na związane z nimi nadużycia i zastraszanie. Istnieją powody, by sądzić, że te doświadczenia są bardziej powszechne, niż może się wydawać. Kiedy Kathryn Clancy z University of Illinois wraz  z kolegami przeprowadziła ankietę wśród ponad 660 naukowców na temat ich doświadczeń w terenie, 84 proc. młodszych badaczek zgłosiło nękanie, a 86 proc. napaść. Ta ankieta była jedną z pierwszych, która ujawniła skalę problemu.

Fizyczkę Emmę Chapman z Imperial College w Londynie prześladowanie ze strony starszego kolegi dotknęło tak bardzo, że stała się główną reprezentantką kobiet znajdujących się w podobnej sytuacji.

– Odkryłam, że wpadłam w krąg bardzo niekomfortowej kultury, w której nieformalność przekroczyła akceptowalne granice, prowadząc do niechcianych uścisków i ingerencji w życie osobiste – mówi.

Dochodzenie zakończyło się wydaniem dla mężczyzny dwuletniego zakazu zbliżania się do poszkodowanej. Chapman została poproszona o podpisanie klauzuli poufności, a jej prześladowca utrzymał stanowisko. – Zwolnienia są bardzo rzadkie – mówi mi. Jednak uważa się za szczęściarę, bo w prawie wszystkich takich przypadkach kariera kobiet kończy się, gdy odważą się zabrać głos.


Dziennikarz naukowy Michael Balter, który zajmuje się przypadkami molestowania seksualnego, twierdzi, że zachowania te utrzymują się m.in. dlatego, że nauka jest bardzo zhierarchizowana. Szef laboratorium lub dyrektor instytutu mają ogromną władzę. Pomóc mogłaby demokratyzacja nauki i osłabienie relacji podległości. Dochodzenie swoich praw w kwestii nękania jest też trudne z prawnego punktu widzenia. Azeen Ghorayshi, reporterka BuzzFeed News, doświadczyła tego w 2015 r., kiedy opublikowała raport na temat oskarżeń o molestowanie seksualne wysuwanych wobec wybitnego astronoma Geoffa Marcy’ego, wtedy pracującego na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Marcy był tak znany ze swych zachowań, że tamtejsze kobiety przestrzegały inne przed pracą z nim. Ale kobietom tak trudno jest nagłośnić zarzuty dotyczące nagannego postępowania, że gdy w końcu do tego doszło, okazało się, że Marcy robił to przez prawie dekadę.

Ghorayshi mówi, że odkąd zaczęła pisać o Marcym, zgłosiło się do niej dziesiątki innych kobiet, co dowodzi, jak powszechne jest to zjawisko w głównych instytucjach w USA i innych krajach. – W wielu przypadkach zaangażowane kobiety opuściły pole walki. Chodzi o podatność na zagrożenia, o to, kto jest bezbronny, a kto nietykalny – wyjaśnia Ghorayshi.

W dzisiejszym świecie nauki funkcjonuje ukryte założenie, że kariery młodych kobiet można poświęcić, podczas gdy kariery starszych mężczyzn muszą być chronione za wszelką cenę, nawet jeśli oznacza to ukrywanie niedopuszczalnych zachowań i narażanie większej liczby ludzi na szkodę. W wyniku akceptowania tej sytuacji szkody ponoszą nie tylko jednostki, co jest wystarczająco straszne. Szkody dotyczą także nauki.