Wynurzając się z nory na słońce, sprawiała wrażenie ciekawskiej i śmiałej; nie zwracała uwagi na skrzeczące na drzewach wiewiórki. Jej matka straciła już pięcioro młodych – pożarły je hieny, pawiany lub inne drapieżniki. Jaki los czeka tę młodziutką samiczkę?

W przeciwieństwie do lwów czy gepardów lamparty prowadzą życie skryte i samotne. Polują w pojedynkę, przemykają się w cieniu, polegają na własnej przemyślności. Wytropić lamparta nie jest łatwo, więc gdy odkryliśmy samicę z córką w gęstwinie akacji i hebanowców w okolicy zwanej Mombo, postanowiliśmy śledzić ich losy.

Od pierwszych dni Legadema – jak nazwaliśmy córkę (imię to w języku ludu Tswana oznacza światło z nieba) – narażona była na nieustanne niebezpieczeństwa. Raz stado pawianów próbowało ją wyciągnąć z nory, innym razem w pobliże podkradły się hieny; śmierć zawsze krążyła nieopodal. Poważną groźbę dla młodych lampartów stanowią lwy, a w tej części rezerwatu Moremi ich nie brakuje. To jednak nie powstrzymywało Legademy przed poznawaniem okolicy na własną rękę, gdy matka, udając się na polowanie, zostawiała ją samą na całe dnie. Dokądkolwiek poszła, koczkodany o rozbieganych oczach spostrzegały ją z odległości kilometra, a wiewiórki wszczynały alarm. Z czasem nauczyła się więc skradać i ukrywać.

Matka, cierpliwa instruktorka, demonstrowała jej rzeczy niezbędne drapieżnikowi do przeżycia: jak osaczyć zwierzynę albo gdzie zacisnąć szczęki, by szybko udusić ofiarę. Dopiero gdy młoda samica po mistrzowsku opanuje te i wiele innych umiejętności, stanie się samodzielnym łowcą, jak każdy dorosły lampart.