Naukowcy badający czaszkę największego znanego gryzonia odkryli, że ten prehistoryczny roślinożerca miał szczęki mocne jak tygrys. Co więcej, zakrzywione 30-centymetrowe siekacze były w stanie wytrzymać nacisk trzykrotnie większy niż ten wytwarzany przez mięśnie szczęki. Wniosek? Daleki kuzyn świnki morskiej „ewidentnie wykorzystywał zęby do innych czynności niż tylko jedzenie” – wyjaśnia Philip Cox z Uniwersytetu w Nowym Jorku. Ale do jakich?

Przedstawiciele gatunku Josephoartigasia monesi sprzed 2 mln lat raczej nie napotykali wielu przeszkód podczas peregrynacji po dorzeczach i deltach rzek w Ameryce Południowej. Cox podejrzewa, że mocne zęby służyły J. monesi również w potyczkach z rywalami i do obrony przed drapieżnikami. – Ta hipoteza pozwala sądzić, że siekacze gryzonia pełniły podobną funkcję jak ciosy u słoni – wyjaśnia Cox. Rozmiary stworzenia wykluczają jeszcze jedną funkcję, jaką jego zębiska mogły pełnić. Jak twierdzi Cox, gryzoń o wysokości półtora i długości trzech metrów „był zdecydowanie za duży, by kopać sobie w ziemi jamy”. 

 

Autor: Rachel Hartigan Shea