Potomkowie wikingów twierdzą, że nie ma złej pogody, są tylko ludzie nieodpowiednio ubrani. Tak właśnie się teraz czuję – mam na sobie kilka warstw najcieplejszych ciuchów, jakie znalazłam w szafie, a mimo to marznę. Opieram się o barierkę odgradzającą mnie od lodowiska wylanego na Spikersuppa, głównym placu Oslo, i podziwiam popisy łyżwiarzy ubranych w podkoszulki. Słyszałam, że Norwegowie to jeden z najbardziej wysportowanych narodów Europy i nawet w grudniu – najbardziej mrocznym i ponurym miesiącu w roku, kiedy to słońce pojawia się na godzinę dziennie, a sam dzień trwa jakieś 6 godzin – nie są w stanie wysiedzieć w domach. Wystarczy że na chwilę zaświeci słońce, a oni natychmiast chwytają za narty i w ciągu 15 minut z dowolnego miejsca Oslo ruszają na łono natury. A jeśli nie ma pogody? W ogarniętej przedświąteczną gorączką stolicy nie brakuje atrakcji (przewodnik po nich na kolejnej stronie). Od początku grudnia panuje tu atmosfera przypominająca wielki rodzinny festyn. Miliony lampek rekompensują brak światła. Czerwono-zielono-złote dekoracje dodają energii, a świąteczne kiermasze zorganizowane pod gołym niebem i działające do późnych godzin nocnych zapewniają rozrywkę i małym, i dużym. Norwegowie szczycą się swoim przywiązaniem do tradycji, więc pośród straganów obwieszonych rękodziełem próżno szukać wyrobów made in China – znajdziemy za to sterty wełnianych skarpet, rękawiczek czy swetrów, poroża reniferów, drewniane zabawki, choinkowe ozdoby i wreszcie imbirowe ciasteczka domowej roboty, których aromat unosi się w powietrzu. Kumulacja świątecznych atrakcji czeka jednak w Norweskim Muzeum Ludowym, skąd nie jest w stanie mnie wyrwać ani czerwony nos, ani do bólu zgrabiałe palce. Chodząc po tym jednym z największych skansenów świata, gdzie zgromadzono ponad 150 zabytkowych budynków z całej Norwegii i gdzie co roku urządzany jest największy świąteczny targ, z ponad 100 stoiskami, miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie i na dodatek wędruję przez różne epoki, a nawet bajki. Raz jestem w chłopskiej chałupie i patrzę, jak gospodyni przyrządza lefse – rodzaj podpłomyka zrobionego z mąki, ziemniaków i mleka. Po chwili karmię owieczki, po czym przenoszę się do sklepu sprzed wieku, gdzie pani uczy dzieci jak z wosku wykonać świece. Kwadrans później zwiedzam dom zamożnego mieszczanina, oprowadzana przez lokaja w liberii. I tylko czekam, aż zza jakiegoś rogu wyjdzie królewna Śnieżka w towarzystwie siedmiu krasnoludków i poczęstuje mnie pięknym czerwonym polukrowanym jabłkiem. Niemiecki socjolog Hans Magnus Enzenberger napisał 30 lat temu, że Norwegia to największy skansen w Europie i równocześnie wielkie laboratorium przyszłości. I kiedy jechałam supernowoczesnym pociągiem na lotnisko pomyślałam, że miał rację.

 

Miniprzewodnik po Oslo

 

Podobno Jednym z Marzeń Norwegów jest mieć dom w takim miejscu, żeby z jego okien nie było widać dymu wydobywającego się z komina sąsiada. W Oslo trudno byłoby takie marzenie urzeczywistnić, jednak i tak 600 tys. mieszkańców stolicy Norwegii żyje na powierzchni niewiele mniejszej od trzy razy liczniejszej Warszawy. A widoku z okien też możemy im pozazdrościć. Położone amfiteatralnie miasto przegląda się w granatowych wodach Oslofjorden, a opiera się o grzbiety wzgórz porośniętych sosnowymi lasami. I choć stolica Norwegii leży na tej samej szerokości co Petersburg i niewiele niżej od Anchorage, za sprawą Golfsztromu klimat jest tu znacznie łagodniejszy. Dlatego warto ją odwiedzić i zimą, kiedy dosłownie tonie w świątecznych dekoracjach, i latem, bowiem w sąsiedztwie Oslo znajduje się 30 plaż, 40 wysp i aż 343 jeziora.

 

Opera Narodowa To najnowocześniejszy, największy i najdroższy budynek, jaki wzniesiono w Norwegii od 700 lat. Jego koszt w przeliczeniu znacznie przekroczył 2 mld złotych, powierzchnia dolnego poziomu mogłaby pomieścić 3 boiska piłkarskie, a widownia 1750 osób. Jej surowa bryła przypomina lodową krę wynurzająca się z odmętowi Oslofjorden. Została zaprojektowana przez Snohettę – firmę architektoniczną, która odpowiada też za projekt pomnika, który stanął w Nowym Jorku w miejscu wież WTC i Bibliotekę Aleksandryjską w Egipcie. Inauguracja obiektu nastąpiła w 2008 r. i tylko czekać, aż stanie się on dla Oslo tym, czym jest gmach opery dla Sydney. Z tym że po dachu tej norweskiej każdy może pospacerować.

 

Karl Johans Gate, głównym deptakiem Oslo, przechadza się dziennie nawet 100 tys. osób. Zaczyna się on tuż przed Dworcem Centralnym, gdzie docierają pociągi z lotniska, a kończy na Pałacu Królewskim. Na tę kilometrową nitkę nanizane są niczym paciorki inne atrakcje Oslo; katedra z XVII w., gmach parlamentu oraz Grand Hotel, w którym mieszkał Henryk Ibsen, a który co roku gości laureatów Pokojowej Nagrody Nobla przyznawanej przez Norweski Komitet Noblowski, a wręczanej 10 grudnia.

 

Bygdøy Z Oslo związany jest Fridtjof Nansen – polarnik, laureat pokojowej Nagrody Nobla, Thor Heyerdahl, legendarny podróżnik, który na tratwie Kon-Tiki pokonał Pacyfik, a papirusową łodzią Ra Atlantyk, no i oczywiście Roald Amundsen, zdobywca bieguna południowego. Pamiątki po wielkich badaczach i odkrywcach zgromadzono w Muzeum Fram (mieści najsłynniejszy polarny statek świata), Norweskim Muzeum Morskim, Muzeum Kon-Tiki i Muzeum Łodzi Wikingów. Na szczęście wszystkie placówki znajdują się blisko siebie, na półwyspie Bygdoy, gdzie można dotrzeć z miasta np. promem.

 

Gustav Vigeland, norweski rzeźbiarz, jest autorem medalu wręczanego laureatom Pokojowej Nagrody Nobla, jednak rozsławił go zupełnie inny projekt. Na terenie Frogner Park stworzył on największe na świecie muzeum rzeźb wykonanych przez jednego człowieka. Pierwsze z ponad 200 granitowych i brązowych dzieł stanęły tam w 1924 r., a ostatnie 25 lat później. Są to nagie postaci ludzkie ukazane w rożnych pozach. Co wyrażają? To już zależy od naszej wrażliwości i wyobraźni. Dzieło mistrza wieńczy monolit – 121 splątanych ciał tworzących 14-metrową kolumnę. Osobliwe koło życia, które toczy się od narodzin do śmierci.