Archeolodzy kopiąc dalej odkryli całe miasteczko, przykryte mniej niż 30-centymetrową warstwą gleby. Jego ruiny okazały się tak dobrze zachowane, że niektórzy zaczęli nazywać Magdalę „izraelskimi Pompejami”. Archeolog Dina Avshalom-Gorni oprowadza mnie po ruinach, wskazując pozostałości po magazynach, domach, łaźniach rytualnych, wreszcie miejsce, gdzie przetwarzano i sprzedawano ryby (w starożytnym świecie słynny był rybny sos z Magdali). – Wyobrażam sobie kobiety, które kupowały ryby na targu, o tutaj – mówi Gorni, pokazując ruchem głowy na podstawy kamiennych kramów. Kto wie? Może pośród nich była słynna córa tego miasta, Maria Magdalena? Nadchodzi ojciec Solana, wita się z nami. Pytam go, co mówi odwiedzającym, którzy chcą się dowiedzieć, czy po tych uliczkach chodził niegdyś Jezus. – Nie możemy się spodziewać odpowiedzi na to pytanie – mówi Solana – ale wiemy, że Ewangelie wielokrotnie stwierdzają, iż Jezus był w synagodze w Galilei. Skoro ta synagoga była czynna w czasach jego nauczania i wystarczyło tu przypłynąć z pobliskiego Kafarnaum, nie mamy powodu, aby zaprzeczać czy powątpiewać w to, że Pan Jezus tu bywał – podsumowuje.

W każdym z miejsc, w jakich zatrzymuję się w trakcie mojej podróży po Galilei, słabo widoczne ślady Jezusa zdają się stawać odrobinę wyraźniejsze. Lecz dostrzegam je wreszcie jak na dłoni, dopiero kiedy wracam do Jerozolimy. Wedle opisów z Nowego Testamentu ta starożytna metropolia stanowiła tło dla wielu jego cudów oraz dla najbardziej dramatycznych chwil z jego życia. W przeciwieństwie do mocno różniących się opisów narodzin Jezusa zawarte we wszystkich czterech Ewangeliach relacje na temat jego śmierci są bardziej zgodne. Jezus przybył do Jerozolimy na święto Paschy. Prowadzą go tam przed oblicze najwyższego kapłana, Kajfasza, oskarżają o bluźnierstwo i rzucanie gróźb pod adresem Świątyni. Skazany na śmierć przez rzymskiego namiestnika Poncjusza Piłata Jezus zostaje ukrzyżowany poza murami miasta i pochowany w pobliskim grobie wykutym w skale.

Miejsce, w którym wedle tradycji znajdował się ów grób, znajduje się dziś wewnątrz Bazyliki Grobu Świętego i jest uważane za najświętsze miejsce całego chrześcijaństwa. To od niego zaczęły się moje poszukiwania prawdziwego Jezusa: w 2016 r. kilkakrotnie wybrałam się do bazyliki, aby udokumentować historyczną restaurację edykuły – XIX wiecznej kaplicy mieszczącej domniemany grób Jezusa. Powracam do bazyliki w Wielkim Tygodniu i widzę edykułę wzmocnioną oraz w całości pięknie oczyszczoną z sadzy. Staję w otoczeniu pielgrzymów, którzy przyjechali na święta, i czekają przed kapliczką, żeby wejść do środka. Wspominam noce spędzone w pustej Bazylice, w towarzystwie zespołu konserwatorów. Dumam nad licznymi odkryciami archeologicznymi na terenie Jerozolimy i w innych miejscach – odkryciami, które przydały wiarygodności Pismu.

Zaledwie parę metrów od grobu Chrystusa znajdują się inne wykute w skale groby z tego okresu, co potwierdza, iż ów kościół, dwukrotnie zniszczony i odbudowany, rzeczywiście zbudowano na żydowskim cmentarzu. Pamiętam, jak niegdyś znalazłam się w tym grobie sama, w sytuacji, gdy na krótko zdjęto marmurowe płyty osłaniające skałę. Patrzyłam na jeden z najważniejszych pomników świata: prostą wapienną półkę, wielbioną przez ludzi od tysiącleci, której być może od tysiąca lat nie oglądano.

Dziś, w dniu mojej wielkanocnej wizyty, znów odwiedzam ten sam grób, wciśnięta pomiędzy trzy Rosjanki w chustkach na głowach. Marmurowa płyta spoczywa z powrotem na swoim miejscu, chroniąc półkę, na której leżało ciało zmarłego, przed pocałunkami tych kobiet i przed wszystkimi różańcami oraz kartkami ze słowami modlitw od stuleci nieustannie
ocierającymi się o powierzchnię płyty.

Najmłodsza z kobiet błaga szeptem Jezusa o uzdrowienie jej syna Jewgienija, który cierpi na białaczkę. Stojący przed wejściem kapłan głośno przypomina, że nasz czas minął, a następni pielgrzymi czekają. Kobiety niechętnie się podnoszą i wychodzą, a ja za nimi. W tej samej chwili zdaję sobie sprawę, że dla głęboko wierzących prowadzone przez naukowców poszukiwania historycznego, nie nadprzyrodzonego Jezusa mają niewielkie znaczenie. Dla prawdziwie wierzących wystarczającym dowodem będzie ich wiara w życie, śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego.