– Kiedy wydaję ci się, że twoje życie jest do kitu, zamknij oczy i pomyśl, że ja wspinam się na najwyższe szczyty Europy, mając taką ciemność przed oczami. Tyle, że ty możesz swoje oczy teraz otworzyć – mówi. No właśnie. Bo Jurek kompletuje Koronę Europy. 46 najwyższych szczytów Europy. Oczywiście, mógłby siedzieć w domu i narzekać, że jest niepełnosprawny, ale ten facet z Krakowa jest uzależniony od adrenaliny i nowych wyzwań.
 

Mont Blanc zdobył siedem lat temu, po śmierci przyjaciela, ale w sierpniu tego roku wyruszył na górę jeszcze raz, by do swoich sukcesów dołożyć Monte Bianco di Courmayeur (4748 m n.p.m.), najwyższy szczyt włoskich Alp. A ten właśnie najprościej, jakkolwiek to zabrzmi, zdobywać z francuskiego Blanca. Wyprawa, zaplanowana szczegółowo przez Michała Myszę wiodła przez wierzchołek Grauspitz, który góruje nad Lichtensteinem. Udało się go zdobyć za trzecim razem. Drogą wspinaczkową, by uniknąć grani, bo to dla Jurka najgorsza forma terenu. Jurek stanął na nim razem z Michałem Myszą i Krzysztofem Pyrciem.
 

Zobacz miejsca, które Jurek odwiedził!
 

Dzień później ekipa w pełnym składzie, czyli poszerzona o trzy Kaśki: Pyrć, Pigoń i piszącą teraz notatkę z podróży Kaśką Kachel, była już w Chamonix. Cel był prosty: pierwszego dnia dotrzeć do schroniska Tete Rousse (3167m n.p.m.), później do schroniska Gouter (3815 m n.p.m.), stamtąd na szczyt. Byliśmy nieco nonszalanccy, nie mieliśmy zarezerwowanych noclegów, mieliśmy za to wielką chęć zmierzenia się z górą. Potężną i jak się później okazało kapryśną. Pierwszego dnia szczęście nam dopisało. Spaliśmy na pryczach w Tete Rousse. Drugiego dnia po przejściu osławionego kuluaru, w którym na głowy przechodzących spadają kamienie, wspięliśmy się do Gouter. Jurek czuł się coraz gorzej, kaszlał. Szans na łóżko nie było. Nie to jednak było najgorsze.
 

Ku zaskoczeniu wszystkich, w tym także przewodników, kilka godzin przed wyjściem Blanc pokazał nam język. Prognozy pogody, które od dwóch tygodni były dla nas idealne, w jednej chwili się załamały. Szansą było wyruszenie ze schroniska przed całkowitym pogorszeniem się warunków. Tak więc ok. 22 zaczęliśmy wędrówkę w kierunku szczytu. Planowaliśmy poczekać do rana na lepszą pogodę w schronie Valot. Wiało jednak tak okrutnie, że zawróciliśmy po dwóch i pół godzinie. D
 

o rana przeczekaliśmy w składziku schroniska, przytulając się do raków i czekanów. I nie było łatwy poranek. Pogoda była kiepska, kiepsko też się czuliśmy. Byliśmy niewyspani, rozsadzało nam głowy, Jurek miał gorączkę. Zdecydowaliśmy, że pójdą najsilniejsi. Na szczycie stanęli Kasia Pigoń, Michał Mysza i Krzysztof Pyrć. Reszta spróbuje za rok.
 

Tekst: Katarzyna Kachel
 

Więcej historii o niepełnosprawnych, którzy nie tylko uprawiają sporty, realizują pasje, ale nawet zachwycają pełnosprawnych, przeczytasz we wrześniowym National Geographic Polska!
 

 


Ten człowiek jest chyba ze stali! Zobacz film o wyróżnionym przez nas nagrodą Traveler w kategorii "Wyczyn Roku"!