Idlib było dużym, ruchliwym miastem w Syrii, gdzie życie toczyło się typowym, hałaśliwym rytmem właściwym aglomeracjom Bliskiego Wschodu. Na ulicach tłoczyli się sprzedawcy najrozmaitszych drobiazgów, a kierowcy nadużywali klaksonów.

Lana przyszła na świat we wrześniu 2015 roku. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy, ile wysiłku kosztuje jej ojca utrzymanie całej rodziny. Starsi bracia, Hamada i Ayham, chodzili już do szkoły, siostra – Massa, spędzała czas bawiąc się w domu w towarzystwie mamy. Rodzice mieli plany na przeprowadzenie się do większego domu.

Ahmad, ojciec Lany, wiedział, że jego najmłodsza córeczka będzie potrzebować stałej, dodatkowej opieki i leczenia, urodziła się z wrodzoną deformacją wargi, co utrudniało karmienie dziewczynki.

Lana czeka na protezę, która umożliwi jej normalne funkcjonowanie (fot. PPM)

 

Z każdym kolejnym miesiącem coraz częściej do łóżeczka, gdzie spała Lana docierały nerwowe głosy rodziców i starszego rodzeństwa. Do Idlib zbliżała się wojna. Nieuchronnie. Jak się zachować? Uciekać czy zostać? Jeśli szukać schronienia w innym miejscu, to gdzie? Rozmowy krążyły wciąż wokół tych samych tematów, różniły się tylko większą lub mniejszą nerwowością rozmawiających ludzi.

W końcu zaczęły się naloty. Bomby spadały na kolejne budynki. W czasie bombardowań tynk sypał się z sufitu, ściany pękały, z ram wypadały szyby. Rodzina Lany w tych chwilach zbierała się razem w pokoju i próbowała przeczekać, pokonać strach. Niestety, w 2017 roku jedna z setek bomb spadła na dom, w którym mieszkała rodzina Lany. Dom zawalił się.

Sąsiedzi wydobyli spod gruzów rodzinę Lany, ale nigdzie nie było widać śladu dziewczynki. Hamada, najstarszy brat, nie poddawał się, ale kolejne próby znalezienia Lany nie kończyły się sukcesem. Hamada, niezmordowany dwunastoletni ratownik, obsypany kurzem z tego, co do niedawna było jego domem, walczył nieustępliwie i w końcu usłyszał głos swojej najmniejszej siostry. Tak, to nie przesłyszenie, to była ona gdzieś głęboko pod ruinami. Odrzucał kamienie coraz szybciej, aż w końcu wydobył ją spod gruzów.

Kiedy opatrywano rannych, Ahmad z żoną Saną i trójką rodzeństwa z przerażeniem patrzyli na prawą nogę Lany. Było jasne dla wszystkich, że noga jest bardzo poważnie pogruchotana. Lekarze musieli amputować dziewczynce część nóżki, ale udało im się ocalić kolano. Lana nie miała czasu na rehabilitację. Rodzina musiała szukać schronienia. Nie mieli już przecież domu.

Jak tysiące innych Syryjczyków wciągnął ich ten wir, który gna kolejne rzesze uchodźców przez syryjską pustynię na północ. Szli, jechali, potem znów szli, by w końcu zamieszkać w prowizorycznym domu blisko granicy z Turcją. Są tu do dzisiaj. Nie mają kontaktu z dawnymi znajomymi. Są samotni i zdesperowani. Hamada i Ayham porzucili szkołę, razem z ojcem pracują w warsztacie, gdzie produkuje się miotły.

Zarabiają w trójkę piętnaście dolarów tygodniowo. Brakuje im na wszystko, a przecież Lana potrzebuje specjalnego karmienia ze względu na wrodzoną wadę ust.

Polska Misja Medyczna pomogła już blisko 320 dzieciom po amputacjach. W 2017 roku podjęliśmy się niezwykle trudnej pracy, która polega na zebraniu środków finansowych na zakup protez, a potem na długiej rehabilitacji, która pozwala okaleczonym dzieciom wrócić do życia.

Dzięki naszym darczyńcom oraz ofiarnej pracy lekarzy w Syrii i Turcji te dzieci zaczynają ponownie chodzić, mogą kontynuować naukę, zawierać przyjaźnie i po prostu opuszczać dom.

Nasi syryjscy lekarze spotkali Lanę niedawno. Dziewczynka już jest naszą pacjentką. Potrzebujemy teraz tylko zebrać środki na zakup protezy. Wierzymy, że kolejne syryjskie dziecko uwierzy w otwarte serca Polaków. My, w Polskiej Misji Medycznej jeszcze nigdy się nie zawiedliśmy na Waszej dobroci i solidarności!

Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wesprzeć Polską Misję Medyczną, wejdź na stronę www.pmm.org.pl.