Sam do końca nie wiem, kiedy noc zawładnęła moją wyobraźnią. Może wtedy, gdy jako dziecko oglądałem Miasteczko Twin Peaks.
 

A może nieco później, gdy przeglądając album National Geographic, natknąłem się na prace Michaela Frye’a. Na pewno jednak miało to związek z obrazem. Ciemność zmusza do wyostrzenia zmysłów. Światło księżyca sprawia, że rzeczy mają kształty, ale są prawie pozbawione kolorów. W półmroku oko przyjmuje mniej bodźców, świat wydaje się spokojniejszy.
 

Zobacz galerię "Barwy mroku"
 

Gdy tylko zobaczyłem nocne odsłony Dzikiego Zachodu autorstwa Frye’a, wiedziałem że podobnie chcę pokazywać Góry Stołowe, blisko których mieszkam. Z pierwszych prób z czasem wyłonił się projekt kontynuowany do dziś, także w innych miejscach – w Rogalinie, nad Renem i Bałtykiem. Kolory na zdjęciach uzyskuję w prosty sposób. Wbrew pozorom poza standardową obróbką nie ma tu za wiele miejsca dla komputera. Lampę błyskową albo latarkę przesłaniam barwnym filtrem i kieruję snop światła na interesujące mnie obiekty. Nie używam filtrów żelowych, tylko kawałków szkła do witraży, które dają bardziej surowe odcienie. To tylko w połowie świadoma decyzja, a w połowie zrządzenie losu, bo mój kolega Tomasz Pućkowski zajmuje się właśnie robieniem witraży.
 

Dla mnie niebo pełne gwiazd to uzupełnienie oświetlanego motywu. Ale często specjalnie szukam ciemnego nieba, bo wolę, gdy stanowi płaszczyznę jednolitego koloru. Większość moich zdjęć nocnych powstaje 0,5-1,5 godziny po zachodzie słońca, gdy dostępne są jeszcze resztka światła dziennego. Noc przywodzi myśli o czasach pierwotnych. Dobierając kolory, zwykle szukam powiązań z taką atmosferą. Zgaszony fiolet jest barwą cienia. Niebieski i czerwony są symbolami mroku i chłodu nocy oraz ognia, który je rozbija. Myślę, że te skojarzenia towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów.
 

Tekst i zdjęcia Przemysław Ziemacki