Dlaczego tak się dzieje? – Ponieważ bardzo szybki przyrost w tej grupie notujemy dopiero w ciągu ostatnich kilku dekad, musimy przyjąć, że głównym sprawcą tego procesu są czynniki cywilizacyjne: postępy medycyny, kwestie higieny, sposobu odżywiania, zmiany świadomości – mówi dr hab. Jan Szewieczek, szef Kliniki Geriatrii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, która od pięciu lat prowadzi pilotażowe badania obejmujące ok. 10 proc. spośród 400 stuletnich mieszkańców woj. śląskiego. – I, co może zaskakiwać, nie tylko obecne, ale też te z początków XX w., gdy dzisiejsi stulatkowie przychodzili na świat. Przeciętny stulatek jest... zdrowszy niż 80-latek. Badania w woj. śląskim przyniosły potwierdzenie tej paradoksalnej tezy. Częstotliwość chorób takich jak nadciśnienie, cukrzyca czy choroba Parkinsona zwiększa się z wiekiem, zatem wśród najstarszych odsetek powinien być najwyższy. Tymczasem śląskich stulatków rzadziej nękają choroby typowe dla 80-latków. To tzw. efekt żniwiarza – ludzie, którzy cierpieli na wspomniane dolegliwości, umierają, nie zbliżywszy się do setki. Prawie wszyscy badani nie palili i byli szczupli. Choć w wypadku tego ostatniego czynnika wiek też zmienia optykę. Po przekroczeniu pewnej bariery występuje bowiem kolejny efekt – odwróconej epidemiologii, czyli zmiana interpretacji czynników ryzyka – niewielkiej nadwagi (zaczyna być korzystna), wskaźników cholesterolu, nadciśnienia. Jednym z najważniejszych odkryć śląskiego badania był właśnie fakt, że dla samopoczucia stulatka korzystne jest np. podwyższone ciśnienie, choć zagrożenia, jakie się z tym wiążą, nie znikają. A zatem walka z zagrożeniem oznacza pogorszenie dobrostanu! – Ważna jest kwestia polifarmakoterapii, czyli ilości zażywanych leków. Otóż 8 proc. badanych stulatków nie przyjmowało żadnych medykamentów, a kolejne 51 proc. 1–4 leki – wyjaśnia dr. Szewieczek. Jak na standardy przeciętnego polskiego emeryta jest to ilość więcej niż skromna. Ale oprócz wyposażenia genetycznego, zdrowego odżywiania, profilaktyki liczy się też psychika. Dlatego dobrze jest, pamiętając wszystko inne, zapomnieć o swoim wieku i jak długo się da pozostawać aktywnym. Tak jak Antoni Rosikoń, jeden z uczestników badania, który profesorem został w wieku 94 lat. Sto lat jest w naszym zasięgu. Przynajmniej niektórych z nas.