Mario Alfonso „Poncho” Cuéllar, skazany członek Zetas: Jak się zorientowałem, że mam kłopoty? Bo przechowywałem dla kartelu 596 kilo kokainy, a 40 przysłał jakiegoś gościa, żeby je ode mnie odebrał. To było coś, co widywałem już wiele razy. Ilekroć 40 zamierzał zabić kogoś z organizacji, najpierw dbał o odebranie mu towaru.

Przysłał mi swoje zdjęcie całe pokryte rysunkami żab. U dołu napisał:

„Zobacz, te cholerne żaby zastrzeliły mnie”.

Żaby to ich określenie donosicieli.

Zadzwoniłem do 40 i zapytałem: „Hej, o co tutaj chodzi?”. Nie odpowiedział. Stwierdził tylko: „Muszę się z tobą zobaczyć. Gdzie będziesz?”. Powiedziałem mu, że wybieram się na wyścigi konne. Ale nie pojechałem tam. Zadzwoniłem do kilku moich gości i poprosiłem, by sprawdzili, co się dzieje. Gdy tam dotarli, oddzwonili, mówiąc: „Masz przerąbane”. Jeden z ludzi 40 był na torze i klął na mnie, bo się nie pokazałem. Wtedy wiedziałem, że muszę wyjechać. Zacząłem dzwonić do przyjaciół, ostrzegając ich, żeby też się wynosili. Niestety żaden mnie nie posłuchał. Kiedy 40 nie mógł znaleźć mnie, wziął się za nich.

Vasquez, skazany członek Zetas: Héctor [Moreno] zadzwonił do mnie i powiedział, że rozpętało się piekło. Zapytał, co zrobiłem z numerami. Powiedziałem, że przekazałem je DEA. Zadzwoniłem do Richarda [Martineza], pytając: „Co zrobiłeś z numerami?”. „Trafiły do Meksyku” – odparł. A ja na to: „Chłopie, jak mogłeś do tego dopuścić? Mówiłem ci, co się stanie, jeśli te numery trafią do Meksyku”. Richard się tłumaczył: „Człowieku, to nie ja. To nie była moja decyzja tylko szefa. Zrobili to nade mną. Wysłali numery do Meksyku, bo myśleli, że mają tam kogoś, komu mogą ufać”.

Gdy masakra się rozpoczęła, Vasquez, Moreno i Cuéllar uciekli do USA i zgodzili się współpracować z wymiarem sprawiedliwości w zamian za łagodne potraktowanie. Ich wstrząsające relacje
o tym, co działo się w Allende, uświadomiły amerykańskim władzom, jakie skutki wywołał przeciek.

Cuéllar, skazany członek Zetas: Pamiętam moje pierwsze spotkanie z DEA. Opowiadałem im o tym, co się działo w Coahuili. Pamiętam, jak Ernest [Gonzalez] wstał od stołu, wyszedł z pomieszczenia i stanął przed jednym z szefów DEA. Zaczął na niego wrzeszczeć. Krzyczał coś w rodzaju: „Słyszałeś, co się dzieje? Wszystko dlatego, że wysłałeś te numery do Meksyku”.

Gonzalez, asystent prokuratora: Powiedziałem mu, że to skandal. Sprawy nigdy nie powinny się tak potoczyć. Mieliśmy informacje, które mogły nam pomóc w schwytaniu tych facetów, ale z powodu naszego postępowania wszystko się spruło. I teraz został tylko cholerny bałagan.