Firma Netscape, która stworzyła oprogramowanie „przeglądarkowe”, umożliwiające użytkownikom poruszanie się po internecie, sprzedawała akcje niecały rok po wypuszczeniu autorskiego produktu na rynek. Chociaż Netscape był przedsiębiorstwem z zerową historią i ogromnym ryzykiem inwestycyjnym, spółka osiągnęła wartość rynkową 2,9 mld dolarów. Pierwsza oferta publiczna firmy Netscape zapoczątkowała bańkę internetową, która wyniosła na szczyt firmy takie jak Amazon i Yahoo! Poruszenie wywołane tym, co można zrobić przez internet – sprzedawać makijaż, wynająć ciężarówkę, umówić się na randkę itp. – napędziło spekulacyjny rynek akcji. W 1999 r. na giełdę weszło ponad 400 firm, w większości związanych z technologią.

 ZDJĘCIE LAURA MORTON

Rynek zawalił się w 2000 r. Ponad 200 tys. miejsc pracy zniknęło. Zakłopotanie. Cierpienie. – Wszystkie te startupy miały rację – przekonywał mnie Wozniak, współzałożyciel Apple. – Nie mylili się, że to wszystko można zrobić przez internet. Chodzi o to, że zmiana stylu życia musi trochę potrwać. Dolina Krzemowa używa własnej terminologii, która zmienia porażkę w coś pozytywnego. „Iteracja” oznacza wprowadzenie na rynek niedopieszczonego produktu – poprawki pojawią się później. „Obrót” to gwałtowna zmiana kierunku działania, nim skończą się fundusze. Niepowodzenie i kryzys są podstawą nowych pomysłów i okazją dla wejścia nowych graczy. Google zajmuje dziś część przestrzeni należącej niegdyś do Silicon Graphics, Inc. Facebook zaanektował i unowocześnił starą siedzibę Sun Microsystems. Próby mariażu internetu i telewizji były bolesne. Aż pojawił się YouTube. Rozpoczęła się era mediów społecznościowych. Współzałożyciel Facebooka Mark Zuckerberg przeniósł się do Palo Alto, aby rozwinąć Facebooka w myśl hakerskiego credo „Move Fast and Break Things”. W San Francisco grupa przyjaciół i współpracowników znalazła sposób, aby ludzie mogli informować o przebiegu dnia w 140 znakach – narodził się Twitter.

Wielkie korporacyjne zmiany Doliny Krzemowej maskują to, co dzieje się z jednostkami. Wielu nie ogląda innowacyjnego cyklu „twórczej destrukcji” z lotu ptaka, ale doświadcza go osobiście. Utrata pracy. Umiejętności niedopasowane do rynku. Rodzinne kryzysy. Apple wyciągnęło kolejny szablon: wielki powrót. Steve Jobs zasiadł za sterami ponownie w 1997 r. i Apple rozpoczął marsz w górę. Firma wypuściła iPoda, powstał cyfrowy sklep iTunes. IPhone pojawił się w 2007 r., jako spełnienie obietnicy firmy sprzed ponad
dekady. Skok w przyszłość, do teraźniejszości – firmy technologiczne zmagają się z konsekwencjami swojego wpływu na życie ludzi. Szefowie zeznają przed Kongresem na temat wykorzystania danych klientów, wykorzystywania cennych technologii przez zagraniczne podmioty do zakłócenia wyborów oraz potencjalnej stronniczości w algorytmach kontrolujących to, co widzimy.

Wraz z pojawieniem się sztucznej inteligencji – komputerów uczących się myśleć jak ludzie – to dane (oraz szybkość obliczeniowa) stały się najważniejszym zasobem. Odpowiednikiem ropy naftowej. Co się stanie, gdy pewnego dnia komputery zaczną „myśleć” i podejmować decyzje? Ponad 3 tys. pracowników Google podpisało się pod sprzeciwem wobec przedłużenia umowy z amerykańskim Departamentem Obrony. Chodziło o wykorzystanie sztucznej inteligencji do analizy obrazów pozyskiwanych przez drony. Następnie, w listopadzie, 20 tys. pracowników Google opuściło stanowiska pracy, by zaprotestować przeciwko sposobowi potraktowania przez spółkę przypadków molestowania seksualnego i problemów związanych z równością płac.

 ZDJĘCIE LAURA MORTON

Spotykam się z Johnem Hennessym, przewodniczącym Alphabetu, spółki macierzystej Google. Tłumaczy, że sytuacja w branży skłania do głębszych pytań o cel istnienia Doliny Krzemowej. – Spółki muszą znaleźć sposób na przyjęcie odpowiedzialności i zarządzanie sobą tak, że będzie to zgodne nie tylko z interesem akcjonariuszy, ale też ogólnym interesem społeczeństwa – mówi. Napływają młodzi. – Siedzisz w kawiarni i słyszysz sprzedażowe gadki – o kryptowalucie i Google. Niektórych to odrzuca. Ja nawet to

lubię – opowiada Shriya Nevatia, menedżer produktu z Nowego Jorku. To jej trzeci rok w Dolinie Krzemowej i trzecia praca. – Brzmi kiepsko, ale wolę małe startupy – przekonuje. W zielonej dzielnicy Palo Alto przy basenie domu, w którym Zuckerberg spędził lato 2004 r., gdy portal społecznościowy startował, spotykam się z Joshuą Browderem. Wewnątrz koledzy Browdera pracują przy stole nad aplikacją DoNotPay – automatycznym prawnikiem walczącym z mandatami za parkowanie i znajdującym luki cenowe w rezerwacjach biletów lotniczych i hoteli. Kuchnia – z patelnią oblepioną sosem pomidorowym na pierwszym planie – odzwierciedla żywot hakera: życie, praca, jedzenie i spanie w jednym miejscu, gdy ścigasz się z czasem, aby uruchomić produkt.

Przeszłość i teraźniejszość uosabiają legendy technologii – ludzie, którzy żyją, pracują i inwestują w technologię. Wozniak jest rozchwytywanym mówcą: dostaje ponad tysiąc zaproszeń rocznie. Woz, bo tak go nazywają, może i jest geniuszem, ale sam uważa się za zwykłego faceta. Często przypomina jedną z najbardziej znanych historii o sobie: w okresie oferty publicznej frmy w 1980 r. sprzedał część swoich akcji Apple prawie 80 pracownikom po cenach sprzed IPO. – Dystrybucja bogactwa nie jest dla mnie pustym frazesem – podsumowuje.

KULTURA KUMPLI

Dolina Krzemowa to dziś również Dolina Imigrantów. Napływ osób urodzonych za granicą pomaga zrównoważyć odpływ do innych części USA. W niektórych dziedzinach, takich jak komputery i matematyka, pracownicy urodzeni za granicą stanowią obecnie ponad 60 proc. zatrudnionych. W przypadku kobiet w tych dziedzinach to jeszcze więcej – 78 proc. z nich urodziło się za granicą. Hindusi, Chińczycy i Wietnamczycy to główne rupy obcokrajowców w branży technologicznej w regionie, ale są też przedstawiciele kilkudziesięciu innych krajów: w 2015 r. były 42 osoby z Zimbabwe pracujące w technologiach, a 106 z Kuby.