Już sama idea wydaje się podejrzana. Z czego niby mamy w ten sposób organizm oczyszczać? Z toksyn – Google odpowiada natychmiast setkami tysięcy stron. Z zanieczyszczeń środowiska, chemii dodawanej do żywności, regularnie przyjmowanych leków, detergentów i kosmetyków. Wszak nasze ciało to prawdziwy śmietnik. Cytat za pewną stroną internetową: Niektóre publikacje o charakterze wyraźnie statystycznym, powołując się na wyniki badań składu ludzkiego ciała już po śmierci, podają niewiarygodną wręcz ilość [śmieci – przyp. red.] – 4 do 6 kg! Czy to nie horror? Zaiste, horror. A tym, co przeraża najbardziej, są absurdalne opowieści o paskudztwach rzekomo zalegających w naszym ciele.

OCZYSZCZAJĄCE STRUMIENIE

Zacznijmy od końca. Przez nasz układ pokarmowy przemieszczają się kilogramy nieciekawie wyglądającej masy, która jest poddawana działaniu soków trawiennych – kwasów w żołądku czy zielonkawej żółci w jelicie. Końcowa część nie zachwyca w szczególności, czego niektórzy nie potrafią albo nie chcą zaakceptować. Dlatego od pewnego czasu triumfy popularności święci hydrokolonoterapia. Ma licznych ambasadorów wśród gwiazd Hollywood, które z dumą opowiadają o regularnym stosowaniu tego zabiegu. Jego nazwa brzmi nieco górnolotnie i bardzo naukowo, cena też jest niemała (w Polsce ok. 300 zł), ale rzeczywistość skrzeczy. Zabieg polega bowiem na płukaniu jelita grubego strumieniem wody, która tryska z rurki włożonej między pośladki. Cel pośredni: usunięcie „złogów” i „toksyn”, które utknęły w zakamarkach jelita grubego, oraz pleśni, nadmiaru śluzu i gazów, a nawet... pasożytów.

Celem podstawowym jest długie życie w zdrowiu, szczęściu i radości. Opisy dobroczynnego wpływu lewatywy na samopoczucie pacjentów znajdziemy w Przygodach dobrego wojaka Szwejka Jaroslava Haška. Doktor Grünstein chętnie leczył nią wszelkie dolegliwości (a zwłaszcza reumatyzm) nękające poczciwego wojaka i jego towarzyszy niedoli. Miłośnikom lewatywy przyjemności odmawiać nie będziemy, ale pewne jest, że stosowanie hydrokolonoterapii zdrowiu nie służy. Po pierwsze, woda wprowadzana jest na głębokość nawet dwóch metrów, a nie kilkunastu centymetrów jak w przypadku lewatywy. I na całej tej długości niszczona jest zasiedlająca jelito flora bakteryjna – cichy bohater układu pokarmowego. Dzięki niej m.in. prawidłowo wchłaniamy substancje odżywcze, nie cierpimy na wzdęcia i inne dolegliwości gastryczne. O te bakterie trzeba dbać, spożywając kefiry czy kapustę kiszoną, a nie wypłukiwać je strumieniem wody. Po drugie, nie ma żadnego naukowego dowodu, że oczyszczanie takie przynosi organizmowi jakąkolwiek korzyść.

Przywoływana w reklamówkach centrów wykonujących zabiegi paląca potrzeba usuwania tzw. kamieni kałowych u zdrowych ludzi powyżej 40. roku życia mija się z prawdą. Kamienie, jeśli w ogóle się pojawiają, to u pacjentów w podeszłym wieku i cierpiących na poważne schorzenia układu pokarmowego. Gdy człowiekowi nic nie dolega, nie ma potrzeby dodatkowego oczyszczania okrężnicy, natura dobrze radzi sobie sama. Jeśli zaś ma pasożyty, powinien zażyć odpowiednie lekarstwo, zamiast wypłukiwać robaki wodą.

Po trzecie, podczas zabiegu może dojść do perforacji jelita, a to oznacza naprawdę poważne problemy i interwencję chirurga.

ZATRUWAJĄCA GŁODÓWKA

Skoro czyszczenie od drugiego końca nie działa, to może warto zafundować sobie jakąś detoksykującą dietę? A może od razu radykalnie: głodówkę, prostą i ponoć skuteczną? – Nawet mówienie o oczyszczaniu organizmu z toksyn za pomocą diety czy głodówki jest nieprawidłowe, a co dopiero wprowadzanie tego w czyn. Toksyny to szkodliwe związki wytwarzane przez grzyby i bakterie – mówi dr Lucyna Pachocka, kierownik Ogólnopolskiego Centrum Dietetyki Instytutu Żywności i Żywienia. Rzeczywiście mogą one być obecne w dużych ilościach w spleśniałej i nieświeżej żywności, ale takiej w ogóle nie powinno się brać do ust. – Jedzenie nie może być powodem, dla którego powinniśmy nagle zacząć oczyszczać organizm – mówi dr Pachocka. Dostarczamy z nim niezbędne do życia składniki odżywcze: energetyczne (głównie węglowodany i tłuszcze), budulcowe (białko) i regulujące (czyli witaminy i składniki mineralne).

Powinniśmy jeść pięć niewielkich posiłków dziennie, pierwszy najpóźniej godzinę po wstaniu z łóżka. Tylko tak jesteśmy w stanie zapewnić m.in. stałe stężenie glukozy w surowicy krwi. W trakcie głodówki poziom cukru we krwi się bowiem podnosi. Następuje też wiele zmian hormonalnych, które prowadzą do zaburzenia metabolizmu. Jednocześnie w organizmie wytwarza się też większa ilość ketonów. Zamiast oczyszczać organizm, zatruwamy go. Mimo to powszechne jest przekonanie, że regularne głodówki lub restrykcyjna dieta to sposób na zapewnienie długiego życia w zdrowiu. Tymczasem w Nature z 30 sierpnia br. Przedstawione zostały wyniki badania wpływu ograniczenia kalorycznego diety o 10–40 proc. Prowadzono je długo, przez 23 lata. Z oczywistych względów przedmiotem obserwacji nie byli ludzie, lecz małpki rezusy. Okazało się, że regularne głodowanie życia wcale nie przedłuża, w porównaniu z grupą kontrolną, żywioną racjonalnie.

W DIECIE NADZIEJA?

Według Światowej Organizacji Zdrowia człowiek do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje w ciągu dnia co najmniej 60 składników odżywczych. – To sprawa bezdyskusyjna. Jeśli przez kilka dni będziemy pić np. wyłącznie sok grejpfrutowy, nie pokryje on zapotrzebowania na witaminy z grupy B, nie będzie dostarczony magnez, wapń i wiele innych składników. Tymczasem sam wapń odpowiada za ok. 300 zadań w naszym organizmie – mówi dr Pachocka. Nie można z niego tak po prostu nagle zrezygnować, tym bardziej że niedobór tego pierwiastka w diecie jest powszechny. Odbija się szczególnie na zdrowiu kobiet, prowadząc do osteopenii, a później do osteoporozy. Okazuje się, że radykalny brak dostaw wapnia może być groźny nawet po dwóch, trzech dniach stosowania diety. – A gdy osoba z chorobą serca w efekcie innej diety nie dostarczy w odpowiedniej ilości potasu, może wystąpić u niej problem z czynnością serca – ostrzega doktor.

Tymczasem sokowych diet oczyszczających jest mnóstwo. W internecie można odnaleźć weekendową wersję dla odważnych. Wystarczy kupić kilka saszetek specyfiku na bazie m.in. dyni i papai, które spożywa się wraz z sokiem owocowym, do tego zalecane są lekkie posiłki. Wieczorem należy wypić 200 ml soku oraz (uwaga!) 100 ml oliwy, już bez dodatku specyfiku z saszetki. Czy zadziała? Efekt murowany. Po takiej ilości oleju przeczyszczenie gwarantowane, niezależnie od cudownej zawartości saszetki. Nic dziwnego, że producent przestrzega, by na dietę zarezerwować cały weekend. Takie „oczyszczanie” jest tym groźniejsze, że nie tylko nie zapewnia odpowiednich składników odżywczych, ono wymusza biegunkę: odwodnienie organizmu i utratę mikroelementów.

Niebezpieczne dla zdrowia są też rozmaite niekonwencjonalne diety, np. popularna niedawno dieta białkowa. Zgodnie z racjonalnymi zasadami żywienia składnikami energetycznymi są węglowodany (55–75 proc. całkowitej wartości kalorycznej diety) i tłuszcze (do 30 proc.). Na białko pozostaje niewiele, 12–15 proc., a nie 30 proc. jak w diecie białkowej. Składnik ten powinien być głównie budulcem. I właśnie brak odpowiednich proporcji jest głównym problemem przy stosowaniu diety wyoskobiałkowej. W dodatku gdy dostarczamy organizmowi zbyt dużo białka, nerki, które je przetwarzają, zaczynają się przepracowywać. Stają się mało szczelne i białko wycieka do moczu. Dieta taka wywołuje nie tylko problemy związane z pracą nerek. Szkodzi też na układ kostny i sprzyja powstaniu osteoporozy, gdyż powoduje nadmierne wydalanie wapnia z organizmu. Czasem dochodzi też do hiperurykemii (podwyższenia stężenia kwasu moczowego w osoczu krwi) lub ataku dny moczanowej. Nie jest to jednak regułą, dolegliwości pojawiają się tylko u osób mających ku temu predyspozycje genetyczne.

MINIRADY NA MINIOCZYSZCZANIE

Na koniec rozprawmy się i z nimi. Popularne są np. rady, żeby rano na czczo pić szklankę wody z cytryną. Czy warto? Tak. Wodę pić warto zawsze, tyle że w odpowiednich ilościach, dostosowanych do potrzeb organizmu. Dodatek cytryny, podobnie jak innych substancji o odczynie kwaśnym, na przykład żurawiny, hamuje rozwój bakterii w moczu. A co z powszechną w Hiszpanii metodą oczyszczania wątroby: łyżka oliwy z oliwek z kroplą cytryny rano? Oliwa przyjmowana w takich ilościach nie ma dla naszego zdrowia żadnego znaczenia. Na pewno warto dodawać ją do warzyw, bo pozwala przyswoić karotenoidy, prekursorów witaminy A. To może chociaż oczyścimy organizm z kofeiny? To akurat da się zrobić – wystarczy nie pić kawy czy herbaty. Tylko po co ich sobie odmawiać? Kofeina jest zdrowa, wspomaga działanie serca, nerek, trzustki.

Pora na wniosek końcowy: nie ma czegoś takiego jak oczyszczanie organizmu z mitycznych toksyn za pomocą drakońskich diet, przeczyszczeń, głodówek. Jeśli dojdzie do prawdziwego zatrucia, konieczna jest interwencja farmakologiczna. Na co dzień wystarczy racjonalna dieta.

Paulina Szczucińska