LOKALSI

Na fali debat o wakacjach w dobie koronawirusa popularność zyskują tzw. „staycation”. „Stay” to z angielskiego „zostać”, a „staycation” to nic innego, jak wakacyjny wypoczynek w swoim najbliższym otoczeniu.

Niekoniecznie musi to być lato w mieście albo na RODos – jak żartobliwie nazywamy rodzinne ogródki działkowe, ale „staycation” nie obejmują wyjazdów zagranicę. Wakacje we własnym kraju mogą okazać się jednak równie egzotyczne i fascynujące, co wojaże do odległych krajów.

Polska ma bowiem wiele do zaoferowania i każdy znajdzie coś dla siebie. Miłośnicy samotnych podróży mogą wybrać się w góry, a wielbiciele złotego piasku nad morze. A ci, którym nie odpowiada wybór między północą i południem mają do wyboru szereg atrakcji między nimi. Na przykład zapomnianą, choć wyjątkowo piękną polską krainę wygasłych wulkanów, wyprawę pod namiot na Pustynię Błędowską, czy lot balonem nad Biebrzą. A do tego w każdym zakątku kraju czekają na nas historyczne ciekawostki!

Co ważne – wybierając wypoczynek w kraju nie musisz martwić się odwołanym lotem albo powakacyjną kwaratnanną.

 

KORONA-DOMATORZY

Jest pandemia, więc zostajemy w domu. Na balkonie rozstawimy basen, a w przedpokoju rozsypiemy trochę piasku. W tle możemy puścić szum morza. Brzmi jak wspaniała zabawa?

Wszystko wskazuje na to, że koronawirus zostanie z nami na dłużej, więc nie pozwólmy, żeby strach przed nim sparaliżował nasze życie. Wystarczy zachować zdrowy rozsądek – pamiętać o zachowaniu higieny, przestrzeganiu dystansu i zakładaniu maseczki w miejscach publicznych. Problemem może być znalezienie ośrodka wczasowego czy restauracji, w których rzeczywiście wszystkie te normy będą surowo przestrzegane, bo – niestety! – coraz lżej podchodzimy do zakazów.

Jeśli ze względów zdrowotnych chcesz zostać w domu, pamiętaj o ruchu i przebywaniu na świeżym powietrzu. Spacer nad rzekę, wizyta w parku, wycieczka rowerowa po okolicy. Wszystko to może sprawić, że choć spędzisz wakacje w domu, naprawdę odpoczniesz!

Zadbaj też o wakacyjny klimat – kolorowe letnie ubrania, lody, obiad w ulubionej restauracji (możesz zamówić na wynos, albo z bezkontaktową dostawą) to wszystko małe przyjemności, które składają się na to, co nazywamy wakacjami. Nie pozwól, żeby zmieniły się w serialowy maraton na kanapie.

Plus – zaoszczędzone pieniądze możesz przeznaczyć na przyszłoroczny wyjazd!

 

PODRÓŻNICY „ALL INCLUSIVE”

Nie ma rozdrabniania się i małych celów. Jeśli wybierają kierunek, to od razu „na bogato”. Najlepszy hotel w najpopularniejszym mieście i w ofercie „all inclusive”. Plany początkowo są ambitne, a w nich zwiedzanie, wycieczki krajobrazowe i poznawanie lokalnego kolorytu. Niejednokrotnie kończy się na jednym spacerze, a resztę czasu spędzają wylegując się nad hotelowym basenem, mimo że plaża jest zaledwie 200 metrów od niego.

Dla urlopowiczów spod znaku „all inclusive” o tym, czy wakacje były udane, świadczy wysokość rachunku – im wyższa, tym lepiej – liczba gwiazdek w hotelu i bogaty bufet.

A że nie przywiozą z podróży żadnej ciekawej historii, a jedynie opaleniznę? W końcu każdy odpoczywa tak, jak lubi. Najważniejsze, żeby pamiętali o kremie z filtrem!

 

FIT-TURYŚCI

Spośród spacerowiczów wyróżnia ich szybki chód, sportowy strój i ulotki reklamujące zajęcia nurkowania w dłoniach. Oni nie wybierają się na wakacje, żeby wylegiwać się  na ręcznikach, ale żeby podbijać świat i poprawiać swoje życiowe rekordy.

Bieg po górach w Szwajcarii, podwodne odkrywanie raf koralowych, rajd rowerowy przez parki narodowe – oto, co pozwala im naładować baterie. W hotelu praktycznie tylko nocują, bo tyle jest jeszcze do obiegnięcie i opłynięcia. Wstają przed innymi wczasowiczami – są pierwsi na śniadaniu i ostatni na kolacji, a napędzają ich sportowe endorfiny.

I choć znajomi zawsze słuchają o ich wakacyjnych podbojach z niedowierzaniem, to trochę zazdroszczą im kondycji.

 

SPONTANICZNI

Na ile to spontaniczność, a na ile chaos – trudno ocenić. Pytani o wakacyjne plany przez cały rok powtarzają, że jeszcze nie zdecydowali, ale kiedy zdecydują, muszą działać błyskawicznie. Znalezienie hotelu na ostatnią chwilę jest ogromnym wyzwaniem, więc – wbrew pozorom – koronawirus może okazać się dla nich sporą nadzieją, że w tym roku uda się coś zarezerwować. Jeśli nie – zawsze pozostaje namiot, albo kanapa z couchserfingu.

Dni planowania i organizacji to na pewno ogromny stres, ale później mogą cieszyć się odkrywaniem nowego miasta, o którego istnieniu jeszcze miesiąc temu nie mieli pojęcia. Przynajmniej dopóki nie przyjdzie czas, żeby zaplanować powrót do domu.

KORONA-SCEPTYCY

„Koronawirus nie istnieje” – kto jeszcze nie słyszał tego zdania, niech pierwszy rzuci testem na COVID-19. Turyści, którzy „nie wierzą” w koronawirusa, podkreślają to na każdym kroku, robią dużo hałasu i żądają, żeby inni „przestali się wygłupiać”. Od obsługi hotelu albo restauracji wymagają natychmiastowego usunięcia plastikowych przesłon, nieprzyjemnie pachnących żeli dezynfekujących i krzykliwie żółtych tablic ostrzegających o epidemii.

Jako pierwsi kierują się do najbardziej zatłoczonych miejsc, żeby pokazać innym, że się nie boją, bo nie ma czego. A jeśli po powrocie z wakacji zaczynają odczuwać gorączkę, dzwonią po pogotowie.

 

YOGINI

Dla nich wakacje to nie tyle czas na zregenerowanie sił, co na „podróż w głąb siebie”. Potrafią godzinami medytować na wzgórzu albo u źródła rzeki. Zieleń, czyste powietrze, przejrzysta woda – szum drzew i potoku. To wszystko pozwala im uwolnić się od natłoku codziennych myśli i stresu.

Poznasz ich po zamyślonym spojrzeniu, w którym niemal odbija się świat niezauważalny dla zwykłego śmiertelnika, który przyjechał tu tylko po to, żeby objeść się lokalnymi makaronami i opić regionalnym winem.

Znajomi tego typu podróżników mogą być pewni, że po wakacjach zostaną uraczeni barwnymi i pełnymi duchowych wrażeń opowieściami.