I choć w 1450 r. ówczesny higienista Des Pars musi uciekać przed oburzonymi właścicielami łaźni, to już od końca XV w. te miejsca są oficjalnie zamykane: nikt nie może udawać się do łaźni (…) pod karą grzywny sądowej – głosił dekret prefekta Paryża, gdzie jeszcze w roku 1292 było 26 takich miejsc. W Polsce w samym tylko Krakowie w XIV w. funkcjonowało 12 łaźni, a kąpieli w publicznym przybytku zażywał nawet król. Średniowieczni Europejczycy, choć mocno niedomyci, od kąpieli wcale nie stronili. Pierwotne łaźnie słowiańskie archeolodzy odkryli na terenach Rusi, Czech i Polski. Te najstarsze mieściły się w ziemiankach, gdzie stawiano piece ulepione z gliny. W Gnieźnie odkopano szczątki łaźni z czasów Chrobrego – wybudowanej z bierwion na powierzchni ziemi, z podłogą wyłożoną płaskimi kamieniami, na których w jednym kącie rozpalano ogień. W Gdańsku w pobliżu łaźni z połowy XI w. znaleziono pęki brzozowych rózeg, którymi uderzano się w czasie kąpieli. Na polskich ziemiach łaźni przybywało. Z czasem były to już murowane domy. Stały tam kadzie i wanny, a myto się potażem z popiołu drzewnego zwanym zołą.

Łaźnie To jedne z niewielu miejsc, w których przeciętny średniowieczny Europejczyk niemający dostępu do rzeki pozbywał się brudu; zresztą nie czuł w tym względzie wielkiej potrzeby. Co prawda niektóre klasztory miały systemy wodno-kanalizacyjne, ale pełne kąpiele odbywały się tam dosłownie od święta, czyli przeciętnie trzy razy w roku. W życiu mnicha nie było miejsca na rozkosze ablucji. Czystość ducha była ważniejsza niż świeżość ciała, co w życiu niektórych ludzi przybierało formy skrajne: pragnący się umartwiać (zwykle pustelnicy) nie myli się wcale. Smród świętości rezerwowali dla siebie. Żyjąca w VI w. św. Radegunda, królowa Franków, umartwiała się, nie dbając o własną higienę, ale myła trędowatych. Na dworach wśród rycerstwa i arystokracji nie wypadało być brudasem, tyle że zabiegi higieniczne na co dzień ograniczały się do mycia twarzy i rąk. Zresztą przygotowanie kąpieli wymagało wiele trudu. Dość powiedzieć, że porządna kadź mieściła co najmniej kilkadziesiąt litrów wody, które trzeba było przynieść, podgrzać, a potem gdzieś wylać. W XV w. szlachetnie urodzeni panowie kazali sobie „sprowadzać kąpiel”. Bywała ona atrakcją przyjęć, takich jak to u księcia Burgundii Filipa Dobrego: Diuk podjął obiadem wysłannikow bogatego diuka Bawarii i hrabiego Wirtembergii i kazał sporządzić pięć potraw z mięsiwa, aby biesiadować w kąpieli. Zachowały się rachunki księcia za kąpiele w jego rezydencji – zamawiał je raz na 4–5 miesięcy. Prosty lud nie pozwalał sobie na takie ekstrawagancje. Nic dziwnego, że św. Tomasz z Akwinu zalecał używanie w kościele kadzideł, by tłumiły fetor, który może wzbudzać odrazę. Być może Europa w tamtych czasach mniej by śmierdziała, byłaby czystsza i zdrowsza, gdyby barbarzyńcy, którzy pokonali Cesarstwo Rzymskie, umieli docenić zalety kąpieli. Widać jednak uważali ją za zbędną, skoro nie zadbali o termy, czyli publiczne łaźnie, które popadły w ruinę. A były nie tylko świadectwem mistrzostwa budowniczych – pełniły też ważną funkcję w życiu Rzymian. Za panowania Augusta miały już bieżącą wodę, sprowadzaną ze źródeł akweduktami. Z czasem termy stały się wielkimi kompleksami pełnymi mozaik, rzeźb i malowideł. W budynku łaźni znajdowały się: szatnie, baseny z zimną, ciepłą oraz gorącą wodą, łaźnie parowe, sale masażu, w których namaszczano ciała olejkami, zeskrobywanymi potem za pomocą narzędzia zwanego strigilem, oraz sale do wypoczynku. Oprócz łaźni w termach były sale gimnastyczne, sale gier, biblioteki, pokoje, gdzie recytowano poezję, oraz muzyczne. Barbarzyńcy nie docenili użyteczności term, które przetrwały w Cesarstwie Bizantyjskim, gdzie z czasem przekształciły się w hammamy. Krzyżowcy, których zapach był nie do zniesienia dla dbających o czystość Saracenów, wracali z Bliskiego Wschodu, poznawszy nie tylko urok wschodnich pachnideł, ale przede wszystkim dobrodziejstwo łaźni. I tak oto publiczne zakłady kąpielowe pojawiły się w Europie via Jerozolima. Nie miały jednak dobrej opinii w oczach Kościoła. Od czasów antycznych kąpiel służyła bowiem rozkoszy. W średniowiecznych łaźniach naturalną koleją rzeczy kwitło życie towarzyskie, zwłaszcza że z początku panie i panowie bawili się i ucztowali wspólnie. Miejsca te cieszyły się coraz gorszą sławą. Zdarzały się tam różne przestępstwa, z morderstwami włącznie. Coraz powszechniejsza była opinia, że w łaźniach uprawia się nierząd. Zdaniem Kościoła profesja łaziebnego była niegodna, podobnie jak zawód właściciela burdelu. W 1441 r. urzędnicy Awinionu zakazują wchodzenia tam żonatym mężczyznom.

Niedomyty Europejczyk jako dobry chrześcijanin przeciwstawiany był wykąpanemu „niewiernemu”. Po zdobyciu Grenady w 1492 r. z rozkazu królów Ferdynanda i Izabeli zrównano z ziemią wiele mauretańskich łaźni. Pozostałe kazał zamknąć Filip II w 1576 r. Arabom, którzy przyjęli chrześcijaństwo, zakazano się kąpać, a dowodem na procesach inkwizycji przeciw Żydom i Maurom było to, że oskarżeni znani są z zażywania kąpieli. Hiszpańscy spowiednicy nie udzielali rozgrzeszenia kobietom, które kąpały się regularnie. A potem przychodzi dżuma i Europa pogrąża się w brudzie do cna. Aby groźne miazmaty się nie rozprzestrzeniały, kolejne miasta zamykają łaźnie. Strach przed zarazą przyniósł kolejne uzasadnienia dla unikania kąpieli. Kąpiel osłabia. Powoduje głupotę. Niszczy potęgę siły i cnoty. W łaźni można zajść w ciążę na skutek „nasączenia” spermą zabłąkaną w ciepłej wodzie: Kobieta może począć, zażywając kąpieli, w której uprzednio przebywali przez jakiś czas mężczyźni – pisano w ówczesnych poradnikach. Kąpiel wypełnia głowę waporami. Jest wrogiem nerwów i wiązadeł, które rozluźnia w takim stopniu, że ten, kto nigdy nie cierpiał na lumbago, pozna je po kąpieli. Zabija płód w łonie matki, nawet jeśli była to kąpiel gorąca. Kąpiel przydaje się jednak noworodkom, bo pod wpływem ciepłej wody kości miękną, co pomaga ułożyć członki dziecka w odpowiedni kształt. Ale nogi Ludwika XIII nie będą myte do ukończenia przez niego szóstego roku życia. Zresztą ojciec następcy tronu Henryk IV musiał cuchnąć naprawdę okrutnie, skoro zwrócili na to uwagę jego współcześni.

Kąpiel w tamtych czasach była zabiegiem niebezpiecznym i skomplikowanym, ale nie dawało się całkiem jej uniknąć. Zażywał jej właśnie minister Sully, gdy wezwał go do siebie król Henryk IV. W tej dramatycznej sytuacji, po zasięgnięciu rady swego osobistego lekarza Du Laurensa, monarcha zabrania ministrowi, którego darzył przyjaźnią, opuszczać dom.

Elżbieta I kąpała się raz w miesiącu, niezależnie od tego, czy to konieczne, czy nie. Ale to za jej panowania wynaleziona została pierwsza w Europie toaleta ze spłuczką (Chińczykom była znana setki lat wcześniej). Jest to dzieło… poety. Chrześniak królowej, sir John Harington, w przerwie między pisaniem wierszy zaprojektował i zainstalował w swoim domu sedes, nad którym znajdował się zbiornik z wodą uwalnianą na życzenie. Królowa kazała zbudować u siebie podobną instalację, ale wynalazek nie przyjął się szerzej. Ze względu na ówczesną prymitywną kanalizację pierwsze toalety cuchnęły. W 1775 r. Alexander Cummings opatentował model z lepszą spłuczką, a Joseph Bramah ją ulepszył i toalety stały się powszechne w Anglii. Problemem pozostawało usuwanie nieczystości, bo przepełnione kloaki przeciekały do gruntu. W Wersalu toalet nie było aż do roku 1768. Potrzebę załatwiano w ogrodach, a nocniki opróżniano przez okna. Mówiono, że smród Wersalu na tle europejskich pałaców był wyjątkowy.

Być może trochę lepiej pachniało w tym czasie w Gdańsku. Krzysztof Dyrda, archeolog, który prowadził badania tamtejszych latryn, mówi, że były one regularnie opróżniane. – Dbały o to odpowiednie służby i oczywiście trzeba było wnosić związane z tym opłaty. Każda parcela musiała mieć latrynę. Najstarsze, średniowieczne, to konstrukcje głębokości 4–6 m, ocembrowane, być może zadaszone. Do ich budowy nie żałowano dębiny, ale często wykorzystywano też elementy z odzysku, np. belki z więźby dachowej spalonych domów. Dla archeologa to cenne stanowiska badań, pozwalające odnaleźć świadectwa dawnej kultury materialnej. – W średniowieczu i później latryny traktowano też jako śmietniki, wrzucając do nich potłuczone naczynia, ubrania – wyjaśnia Krzysztof Dyrda. W XV-wiecznej latrynie przy ulicy Kleszej w Gdańsku odnalazł on pasek pergaminu, który okazał się stroną XII –wiecznej Biblii. – Opróżnianie latryn musiało być mocno nieprzyjemne dla mieszkańców – ciągnie archeolog. – Znajdowały się one na podwórkach w kwartałach zamkniętych kamienicami i droga do nich wiodła przez sień, korytarz, kuchnię.

Wielkość skupisk ludzkich i gęsta zabudowa europejskich miast praktycznie uniemożliwiały utrzymanie higieny – nie nadążano z usuwaniem nieczystości, które płynęły rynsztokami, a obawa przed skutkami kontaktu nagiego ciała z ciepłą wodą będzie trwać jeszcze przez cały XVII w. Czy to znaczy, że ówcześni Europejczycy akceptowali brud? Można powiedzieć, że na swój skomplikowany sposób dbali o czystość. Służyła temu tzw. sucha toaleta. Aby zapobiec odorowi spod pach, które cuchną capem, należy dotykać skóry i nacierać ją gałkami różanymi – czytamy w XVI-wiecznym poradniku. Twarz trzeba wycierać, bo jej mycie powoduje bóle zębów, katar, a nawet szkodzi na wzrok. Z kolei higienista Jean du Chesne pisał w XVII w.: Po wypróżnieniu trzeba przede wszystkim uczesać się i natrzeć sobie głowę, a to zawsze od przodu ku tyłowi, czyścić szyję stosownymi szmatkami czy gąbkami, i to tak długo, aż głowa cała będzie oczyszczona z wszelkiego brudu; w czasie tego nacierania głowy można się nawet przechadzać, aby nogi i ręce rozruszały się nieco. Przykre zapachy niemytych ciał tłumiono perfumami. Mimo tak  skomplikowanych starań wszelkie robactwo miało się bardzo dobrze. A że jest nieprzystojne i niezbyt przyzwoite drapać się w głowę przy stole i zabijać na szyi czy plecach wszy, pchły i inne robactwo w przytomności innych ludzi, jak w 1555 r. pisał w poradniku dobrych manier J. Sulpizio, pojawił się zawód iskaczki. Obecności insektów nie wiązano zresztą z brudem. Uważano, że wszy i pchły lęgną się w substancjach wydzielanych przez człowieka i po prostu… wydostają się ze skóry. Druga połowa XVIII w. przynosi odkrycie związku między czystością a kondycją fizyczną. Doceniono rolę wody w tej sprawie i korzyści płynące z kąpieli. Podczas gdy Ludwik XIV zamiast myć się, wolał zmieniać koszule, to w pałacyku pani de Pompadour, kochanki jego następcy Ludwika XV, był już bidet, zwany wówczas krzesłem czystości, i pokój kąpielowy, w którym spędzała z królem miłe chwile. Maria Antonina miała zwyczaj kąpać się co rano. W rezydencjach bogaczy pojawiają się łazienki. Lekarze zalecają zimne kąpiele dla nabycia zdrowia i tężyzny. W mniej zamożnych domach spotyka się fajansowe naczynia – dzbany i misy – służące do częściowych ablucji. Prosty lud jednak myje się z rzadka albo wcale.

Na pocz ątk u wiek u XIX w. słowo „higiena” nabiera nowego znaczenia. Określa teraz całość środków służących utrzymaniu zdrowia. Jednym z nich jest kąpiel. Badania przeprowadzone przez higienistów doprowadziły do odkrycia, że człowiek oddycha również przez skórę, zatem powinna być utrzymana w czystości. Włosy to co innego: Aby utrzymać w porządku włosy, wystarczy je pielęgnować, natłuszczać odrobinę czy oczyszczać otrębami lub pudrem ryżowym – radził w 1855 r. Auguste Tessereau w traktacie Cours d’hygiene. W Polsce widać jego zaleceń nie czytano, skoro sklejony łojem i wydzieliną wysiękową, np. z powodu wszawicy, kłąb niemytych i nieczesanych włosów nazwany został plica polonica – kołtunem polskim.

Podstawy mikrobiologii stworzone przez Ludwika Pasteura zmieniły spojrzenie na czystość, która zaczyna oznaczać aseptyczność. Żyjące na skórze chorobotwórcze mikroby trzeba usunąć poprzez kąpiel. Walkę drobnoustrojom wydają lekarze, a nawet kaznodzieje – powstają w tej sprawie listy pasterskie do nędzarzy. Gdy trzeba wykąpać dużą grupę ludzi – żołnierzy, więźniów czy uczniów w internacie, najbardziej przydatny okazuje się prysznic. Pierwsze natryski sanitarne testował w latach 50. XIX w. 33. Pułk Liniowy w Marsylii, a że metoda jest ulepszana, można w ten sposób wykąpać cały pułk (1300 ludzi) w piętnaście dni, za centyma na osobę. Kąpiele nie rozwiązywały jednak do końca problemu odpadów i nieczystości, z którym od wieków borykały się miasta. Do dziś na warszawskiej Starówce przewodnicy pokazują Gnojną Górę – nadwiślańską skarpę, która przez prawie 400 lat była miejskim wysypiskiem ulokowanym niemal dosłownie pod bokiem króla. Wydzielała ona straszny fetor i stanowiła doskonałe środowisko dla  szczurów. W XVII w. jej wielkość zagroziła sąsiednim budynkom. W końcu władca zarządził likwidację wysypiska. Problem wysypisk i likwidacji odpadów nie przestał istnieć do dziś.