Król Kazimierz III Wielki. Dla Polaków jego przydomek jest oczywisty. Nawet trudno mówić o tym władcy w jakikolwiek inny sposób. Przydomek ostatniego Piasta utarł się do tego stopnia, że zupełnie też zapominamy o jego niezwykłości. W całych tysiącletnich dziejach Polski wielkim nie nazwano żadnego innego monarchy. Nie określono tak Mieszka I, który wprowadził kraj do Europy, ani jego syna, który uczynił z Polski mocarstwo.

Kazimierz III Wielki: przydomek

Wprawdzie pierwsi kronikarze pisali o Bolesławie Wielkim, ale miano to szybko ustąpiło miejsca Bolesławowi Chrobremu. Potem mieliśmy władców:

  • Śmiałych (albo Szczodrych),
  • Krzywoustych,
  • Otyłych,
  • Plątonogich,
  • Wysokich,
  • i Wygnanych.

Nigdy jednak Wielkich. Dla porównania – Rosjanie przynajmniej trzech swoich monarchów nazywają Wielkimi. Brytyjczycy również o trójce piszą, że byli „Great”. Podobnie w Niemczech nie brakuje „Grosse” królów. U nas jest tylko Kazimierz. I to mimo że za życia nikt go w ten sposób nie określał.

Ekskluzywny przydomek pojawił się zaskakująco późno. Nie zachował się ani jeden tekst – choćby propagandowy pean ku czci monarchy – w którym to współcześni stwierdziliby, że na polskim tronie zasiada wielki człowiek. Nie pisano tak również bezpośrednio po śmierci Kazimierza w 1370 r., gdy posypały się pochwalne nekrologi i epitafia.

Po raz pierwszy król został określony mianem Wielkiego prawdopodobnie w 1496 roku. Przydomek miał pojawić się w dokumencie jednego ze swoich następców, Jana Olbrachta. Prawdopodobnie, bo zdaniem części historyków autor dyplomu nie miał wcale na myśli, że Kazimierz był wielki, ale raczej – stary.

Tak bowiem też można interpretować łacińskie słowo magnus. Źródła zupełnie pewne pojawiają się jeszcze później, bo na początku wieku XVI – przeszło 130 lat po śmierci króla. Sławny prymas Jan Łaski w 1506 r. wypowiedział się o Kazimierzu, który zasłużył na miano wielkiego w naszym kraju.

W 1521 r. podobne zdanie padło z ust wybitnego humanisty Ludwika Decjusza. A poeta Klemens Janicki twierdził wręcz, że nie należy krzywdzić ostatniego Piasta określeniem magnus, bo zasługuje on na tytuł maximus – największego.

Kazimierz III Wielki: osiągnięcia

Nagle dla wszystkich stawało się jasne, że monarcha sprzed półtora stulecia był wielki. Ta zmiana więcej jednak mówi o atmosferze epoki renesansu niż o średniowiecznym panowaniu Kazimierza. Łaski, Decjusz i Janicki żyli w okresie politycznych przepychanek mających na celu ograniczenie roli wielkiej magnaterii i podbudowanie pozycji średniej szlachty.

Wygodnie było im wracać myślami do króla, który rzekomo rządził sprawiedliwie, kodyfikował prawo, liczył się z opinią poddanych i sprzeciwiał wszelkim oznakom despotyzmu.

Tym bardziej odpowiadał im wizerunek monarchy z czysto polskiego rodu, od którego przybyli z Litwy Jagiellonowie powinni się pokornie uczyć sztuki rządzenia. Humaniści kreowali Kazimierza na swojego idola, by tym samym wzmocnić pozycję własnego obozu oraz siłę swoich argumentów.

I choć ich postulaty szybko straciły na znaczeniu, a cała dyskusja odeszła w niepamięć, to przydomek ostatniego Piasta przyjął się już na stałe. A wraz z nim także przekonanie, że właśnie Kazimierz był najwybitniejszym z nadwiślańskich władców. Czy ten obraz odpowiada jednak opiniom ludzi, którzy istotnie obserwowali rządy Kazimierza i którzy podsumowywali je po zgonie władcy? Udzielenie odpowiedzi nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać.

Polska Kazimierza Wielkiego

Paradoksalnie o panowaniu ostatniego przedstawiciela głównej linii Piastów wiemy… zaskakująco mało. Mniej niż o innych polskich królach i książętach żyjących nawet kilkaset lat przed nim, w naprawdę mrocznych wiekach.

Względnie dobrze w źródłach została oświetlona śmierć monarchy. W wieku 60 lat doznał on wyjątkowo pechowego wypadku na polowaniu. Następnie zignorował napomnienia lekarzy, brał gorące kąpiele, nie przejmując się głęboką raną na nodze, łykał środki na przeczyszczenie i pił lodowatą wodę ze strumienia.

A gdy poczuł, że zbliża się jego ostatnia godzina, nagle zmienił swój testament, narażając kraj na widmo wojny domowej między siostrzeńcem, któremu obiecał tron, oraz wnukiem, którego w ostatniej chwili usynowił. Co jednak było wcześniej?

Z czasów panowania Kazimierza zachowało się wiele suchych dokumentów. Król nie zadbał o to, by jakikolwiek kronikarz spisał jego biografię.

W efekcie dysponujemy tylko krótkimi notkami w ogólnych rocznikach, stronniczą relacją dotyczącą bezkrólewia po zgonie Kazimierza i… całym oceanem plotek. Właśnie w tych ostatnich kryje się osobliwy urok wielkiego Piasta.

Polska za czasów panowania Kazimierza Wielkiego / fot. Poznaniak, Praca własna na podstawie „Ilustrowany atlas historii Polski, wyd. Demart, Warszawa 2006”/Wikimedia Commons/Domena Publiczna

Kazimierz III Wielki: swawolnik i deprawator

Kronikarz Jan Długosz – tworzący sto lat po śmierci króla – zadziwiająco wiele uwagi poświęcał wadom jego charakteru. Zarzucał władcy, że ten nie tylko gardził swoimi żonami, ale też na przerażającą skalę wykorzystywał dwórki, służące i bywalczynie pałaców. Obcował z nałożnicami, których w Opocznie, Czchowie, Krzeczowie i w innych miejscowościach roje utrzymywał.

– Potworzył tu jakby domy nierządne – twierdził sławny dziejopisarz na kartach swoich „Roczników”. Według innej pogłoski podczas młodzieńczej wizyty na Węgrzech Kazimierz dopuścił się gwałtu na tamtejszej arystokratce.

Historyk opowiadał też, że monarsze zdarzyło się utopić w Wiśle księdza, który zarzucał mu grzeszne i rozpustne życie… Historycy do dzisiaj spierają się o to, które opowieści stanowiły opis faktów, które zostały przekręcone i wyolbrzymione, a które zwyczajnie wyssane z palca.

Jedno nie ulega wątpliwości. Swawolne postępowanie Kazimierza sprawiało, że bardziej niż w innych władcach widziano w nim człowieka z krwi i kości. Z fascynacją opowiadano, że zamknął swoją żonę w wieży, a następnie wygnał ją z kraju (była to prawda). Po kryjomu i wbrew prawu kościelnemu ożenił się z czeską mieszczką (też odpowiadało to rzeczywistości). Wdał się w romans z krakowską Żydówką (to akurat chyba bujda). Poddani nie tyle go potępiali, co raczej podziwiali za miłosne podboje, zawadiackość i barwne życie.

Nawet jeśli wiele z tych barw stanowiło tylko baśniowy dodatek do prawdy. Jak słusznie podkreślił mediewista Henryk Samsonowicz, sam charakter Kazimierza jakby predestynował go do zaistnienia w legendzie. Ci nieliczni kronikarze, którzy tworzyli za życia króla i mieli szansę zetknąć się z nim osobiście, nie szczędzili mu pochwał.

Może i pisali o panowaniu Kazimierza zdawkowo, może wytykali mu nieobyczajność, ale w ostatecznej ocenie widzieli w nim władcę zdecydowanie wybijającego się ponad przeciętność.

Autor „Kroniki katedralnej krakowskiej” stwierdził nawet, że ostatni Piast przewyższał wszystkich innych polskich królów. Pierwsze pośmiertne opinie też były więcej niż entuzjastyczne. Kazimierza nazywano „wspaniałym” monarchą czy wręcz… uosobieniem prawa. Nawet Długosz, który pastwił się nad rozwiązłością króla, jednocześnie uważał go za wybitnego polityka i doskonały wzór do naśladowania.

Reformy Kazimierza Wielkiego

Co, poza wymykającą się schematowi osobowością, sprawiało, że Kazimierz tak ciepło zapisał się w pamięci potomnych? Zdaniem Kazimierza Jasińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich genealogów, ogromne znaczenie miała namacalność królewskich osiągnięć.

W myśl znanego powiedzenia Kazimierz Wielki „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Maksyma nie jest zupełnie prawdziwa. Przykładowo murowane obwarowania Wawelu powstały jeszcze przed narodzinami Kazimierza, zresztą na zlecenie Czechów, przez krótki czas kontrolujących Polskę i roszczących sobie prawa do tutejszej korony.

Wiele fortyfikacji i architektonicznych pereł wznoszono też za panowania Władysława Łokietka. Kazimierz rzeczywiście jednak tchnął nowe życie w polskie budownictwo. Wzorując się na zamożniejszych sąsiadach, zainicjował konstrukcję imponującej liczby zamków i systemów umocnień. Ponad 30 miast otoczył murami, a do tego wystawił kilkadziesiąt nowych fortec stanowiących widome, a przede wszystkim trwałe symbole jego władzy zwierzchniej.

O władcy podobno już za życia mówiono też, że to „król chłopów”. Historyk Maciej Wilamowski, jeden z autorów Leksykonu polskich powiedzeń historycznych, podkreśla, że bynajmniej nie było to w szlacheckich ustach określenie królowi przychylne. Trafnie ilustruje ono jednak jedną z cech najchętniej przypisywanych Kazimierzowi – a więc wyjątkową sprawiedliwość.

Kazimierz Wielki u Esterki / fot. Władysław Łuszczkiewicz, 1870/Wikimedia Commons/Domena Publiczna

– Kmiecie i osadnicy zależni od rycerzy i szlachty, ilekroć byli uciskani przez swoich panów i dziedziców, znajdowali u króla pewną opiekę – twierdził kronikarz Jan Długosz. 

Oczywiście relacja ma posmak mitu, odbija się w niej jednak prawdziwe osiągnięcie Kazimierza: ogłoszenie „statutów” stanowiących jeden z pierwszych kodeksów w dziejach Polski. Nawet po 60 latach wciąż dobrze pamiętano, że ostatni Piast był wielkim prawodawcą.

Kazimierz III Wielki: dzieci

O szacunku, jakim darzono jego wysiłki legislacyjne, świetnie świadczy epizod, do którego miało dojść w roku 1430, po śmierci długo panującego Władysława Jagiełły. Rozgorzał wówczas spór w sprawie wyniesienia na tron małoletniego syna monarchy, Kazimierza (noszącego to imię rzecz jasna ku czci sławnego poprzednika).

Odzywały się głosy, że 10-letni chłopak to w rzeczywistości bękart, spłodzony nie przez władcę, ale przez któregoś z rzekomych kochanków królowej. Silna frakcja dworska opowiadała się za odsunięciem jego koronacji w czasie – aż do osiągnięcia pełnoletności albo… do czasu znalezienia lepszego kandydata do korony.

Spór udało się rozwiązać, dopiero gdy jeden z wysokich dostojników znalazł w wawelskim księgozbiorze zbiór statutów ostatniego Piasta. A w nim zapisy wskazujące, że koronować można także dziecko. Gdy członkowie rady monarszej dowiedzieli się, że jest to księga króla Kazimierza, wszyscy zgodzili się na rychłą koronację, bo taką jeszcze pamięcią i uczuciem miłości cieszył się dawno już zmarły król – twierdził Jan Długosz.

Kazimierza pamiętano jako króla chłopów również z tego względu, że jego panowanie stanowiło okres wyjątkowej prosperity gospodarczej. Władcy udało się zerwać z wojenną tradycją ojca i zawrzeć pokój z największymi wrogami: królestwem czeskim oraz zakonem krzyżackim.

Trudno przecenić skalę wyzwania, jakie stało przed władcą, gdy przejmował tron w roku 1333 jako zaledwie 23-letni chłopak. Wtedy nikt za bardzo nie wierzył w jego możliwości. Matka, dumna królowa Jadwiga Kaliska, wprost zaprotestowała przeciwko koronowaniu żony Kazimierza, twierdząc, że w kraju może być tylko jedna władczyni… I że wyłącznie ona nadaje się do tej roli.

Nie zamierzała wypuszczać z rąk steru rządów, bo też Kazimierz dotąd częściej kompromitował rodziców, niż dawał im powody do dumy. Jego wyjazd na Węgry w 1329 r. zakończył się dworskim skandalem i próbą zamachu na życie monarszej pary podjętą przez ojca kobiety ponoć zgwałconej przez polskiego następcę tronu.

Także o chrzcie bojowym Kazimierza konsekwentnie milczano. Chłopak wziął w 1331 r. udział w walnej bitwie pod Płowcami, nie dotrwał jednak do jej końca. I właściwie nie ma znaczenia, czy uciekł z pola walki, czy też oddalił się z niego na rozkaz zaniepokojonego przebiegiem starcia ojca. Szacunku poddanych i wojennej chwały sobie nie zaskarbił.

Nie wyglądało na to, by Kazimierz mógł zostać wybitnym wodzem.

Kazimierz III Wielki: ciekawostki

Chłopak nie dawał też nadziei, że osiągnie status mędrca. Z badań źródłowych przeprowadzonych swego czasu przez wybitnego mediewistę Janusza Bieniaka jasno wynika, że ostatni Piast nigdy nie nauczył się czytać. I warto podkreślić, że był jedynym polskim władcą przynajmniej od czasów Bolesława Chrobrego, o którym wprost możemy powiedzieć, że nie posiadał książkowego wykształcenia.

I to mimo że ze słowem pisanym obcowali nawet podrzędni książęta dzielnicowi, a także pierwsi polscy przywódcy, panujący przeszło 300 lat wcześniej… Być może także w tym braku widomego potencjału kryje się cząstka kazimierzowskiej tajemnicy. Król tym bardziej wydaje nam się wielki, że musiał przejść prawdziwie filmową drogę od zera do bohatera. W 1330 r. Polska była zrujnowana nieustannymi kampaniami zbrojnymi.

Miasta leżały w gruzach, granica ciągle płonęła, a skarbiec świecił pustkami. Kazimierz, zamiast ciągnąć niemożliwą do wygrania wojnę na dwa fronty, zdecydował się na krok, do którego nigdy nie dopuściłby jego ojciec: na pertraktacje. Wykorzystując pośrednictwo swojej siostry, królowej węgierskiej Elżbiety, doszedł do porozumienia z Czechami.

Sporo go ono kosztowało. Za to, by sąsiedzi z południa zgodzili się zrezygnować z roszczeń do polskiej korony, zgodził się zapłacić 20 tys. kop groszy praskich. W przeliczeniu – 3,5 tony srebra. Za taką ilość kruszcu można było wówczas kupić np. 4 tys. koni, 17 tys. mieczy albo… 40 tys. krów. Suma, jakiej oczekiwali Czesi, wystarczyłaby też do nabycia 20 okazałych zamków lub nawet 60 miasteczek. W tym jednak konkretnym przypadku wystarczyła do zawarcia trwałego pokoju.

Pergaminowym dokumentem wystawionym 27 lutego 1336 r. w Sandomierzu król Kazimierz Wielki zobowiązał się urządzić w Kazimierzu skład soli, ołowiu i miedzi. Jedną z największych zasług monarchy było prawno-organizacyjne uporządkowanie życia gospodarczego kraju. Archiwum Narodowe w Krakowie, Zbiór dokumentów pergaminowych, sygn. 29/657/19

Wkrótce Kazimierz zdołał się dogadać także z Krzyżakami, chętniejszymi do rozmów, odkąd stracili wsparcie ze strony czeskiej dynastii Luksemburgów. Warunki nie były lekkie – Polska na dobrą sprawę wyrzekła się Pomorza i wielu krzyżackich zdobyczy z lat ostatniej wojny. Układ pozwolił jednak na nowe otwarcie w polityce.

Władca mógł odtąd koncentrować swoją uwagę na rozwoju gospodarczym kraju. A że miał głowę do interesów, szybko powetował sobie straty na starych frontach. Kazimierz wiedział, jak wycisnąć ostatni grosz z zarządców monarszych folwarków, sprawnie manipulował monetą, zmuszając poddanych do wymieniania pieniędzy na coraz to mniej warte i podfałszowane, a nawet potrafił odnaleźć się w roli z pozoru nieznaczącego pośrednika.

Zbijał pieniądze chociażby na wydobyciu ołowiu, bo wiedział, że bez niego Czesi nie są w stanie wytapiać ze swojego srebra nowych monet. Gdy sytuacja tego wymagała, potrafił być bezwzględny. Za oszustwa podatkowe karał na gardle. O tym jednak po latach nie pamiętano. Przetrwała za to wizja kraju uporządkowanego, zamożnego i cieszącego się wewnętrznym pokojem.

Sukcesy Kazimierza Wielkiego

Dzięki swojej zapobiegliwości król znacząco podniósł dochody państwa i potroił armię. Podczas gdy jego ojciec, Władysław Łokietek, był w stanie zmobilizować najwyżej 6 tys. zbrojnych, on dysponował niemal 20 tys. Niewątpliwie wykazał się talentem.

Królowie Polski Władysław Łokietek i jego syn Kazimierz III Wielki, miedzioryt z Series Chronologica Ducum et Regum Polonorum. Źródło: Bridgeman images/Photopower
 

Do trwałej sławy nie wystarczyłby jednak łut szczęścia. Tym bardziej nie wystarczyłoby przekonanie najniższych warstw, że za króla Piasta ich życie było lepsze, dostatniejsze i bardziej szczęśliwe. To nie chłopi, lecz synowie szlacheckich rodzin spisywali historię i kreowali polską tradycję.

I oni też mieli powody, by z tęsknotą wspominać wielkiego Kazimierza. Mogli oglądać jego murszejące zamki i miejskie mury; przede wszystkim jednak mogli liczyć własne fortuny, puchnące właśnie za sprawą ostatniego przedstawiciela rodzimej dynastii.

Bodaj największym politycznym sukcesem Kazimierza było rozszerzenie dotąd niewielkiego kraju na wschód – zajęcie Lwowa i Rusi Czerwonej. Za sprawą ofensywy, postępującej stopniowo od roku 1340, liczba mieszkańców królestwa podwoiła się. Dwukrotnie wzrosły też przychody. Polska z zaściankowego, rozparcelowanego państewka urosła do rangi niemal równorzędnego z sąsiadami gracza.

Ogromnie zaczęły się bogacić rody możnowładcze, zdobywające na wschodzie nowe tytuły, majątki i możliwości. I dobrze pamiętające, że ich własny sukces był zasługą konkretnego króla. Władcy, którego nie można by nazwać inaczej, jak tylko Wielkim.