Do środka wchodzi się przez Bramę Lahore, z której w dniu zdobycia niepodległości 15 sierpnia 1947 r. załopotała pierwsza indyjska flaga. Przemawiali z niej Nehru i Indira Gandhi. Brama dzieli najbardziej zatłoczoną ulicę miasta – Chandni Chowk – od boskiej ciszy za murami fortu. Nieopisana cisza i czysta, świeża zieleń. Muzeum wojskowe i koronkowa architektura kompleksu, który powstawał od 1648 r. Był wtedy najbardziej imponującym pałacem swoich czasów. W sali przyjęć mogolskiego cesarza stał słynny Pawi Tron wyrzezany ze złota i drogich kamieni. Ten, o który wybuchła wojna z Persami i którego szczątki można dziś zobaczyć w Teheranie. W sali tronowej pozostał na ścianie napis: Jeśli gdziekolwiek na świecie jest raj, jest on właśnie tutaj.

Piękne dekoracje

Teraz władców Indii ogląda się z oddali w dzielnicy ambasad. Sąsiaduje z dzielnicą milionerów. Mieszka ich w Indiach więcej niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie. Na kilkupasmowych ulicach widać najbardziej eleganckie limuzyny i ani śladu nędzy. Do pałacu prezydenckiego Rashtrapati Bhavan od Connaught Place idę taką właśnie aleją w kierunku India Gate – łuku triumfalnego, bliźniaczo podobnego do tego z Paryża. Choć oczywiście zamiast nazwisk bohaterów z wojen napoleońskich tu wyryte są nazwiska 85 tys. żołnierzy Armii Indyjskiej poległych w I wojnie światowej i wojnie afgańskiej. 

Przy łuku triumfalnym skręcam w prawo, w najsłynniejszą ulicę Delhi – Rajpath. Tu mieszczą się gmachy ministerstw, a na wzgórzu stoi pałac prezydenta. To połączenie mogolskiej architektury cesarskiej i XIX-wiecznej architektury angielskiej. Konglomerat artystycznych zdobyczy najpoważniejszych okupantów Indii w ciągu naszej ery. Zwiedzam park. Jego kolory – szafranowa ziemia, zielone krzewy i białe niebo symbolizują barwy indyjskiej flagi. W czasach, kiedy pałac był rezydencją wicekróla, w ogrodach pracowało 418 ogrodników i 50 chłopców, których zadaniem było płoszenie ptaków...

Wielki Meczet nazywany też Meczetem Piątkowym to największa muzułmańska budowla sakralna w Indiach. Fot. Istock

Rikszą jadę na Paharganj, główny bazar Delhi. To wciąż bijące serce starego miasta. Obraz i dźwięk, i zapachy prosto z książek podróżniczych z XIX w. Wszystko, czego pragniesz, choć boisz się o to zapytać, jest ukryte gdzieś tam, w labiryncie jego pawilonów, bud i stoisk. Jest też tam meczet Jama. Największy w Indiach. I największa ekstrawagancja szacha Dżahana – władcy muzułmańskiego imperium w Indiach, wykuta w jego ulubionych kamieniach – czerwonym piaskowcu i białym marmurze. I choć minarety wznoszą się na wysokość 40 m, niełatwo je wypatrzyć ponad głową, jeśli człowiek zanurzony jest w kolorowym tłumie przechodniów starego miasta.

Akshardham – hinduistyczny kompleks świątynny na wschodnim brzegu rzeki Jamuny. Fot. Istock

Chwilami myślę że to tylko dekoracje. Że prawdziwe serce Delhi bije dzisiaj w Gurugranie, w supernowoczesnym mieście wieżowców, siedzib korporacji, banków, firm deweloperskich. Hinduski Manhattan, najszybciej rozwijający się skrawek Ziemi. Ja jednak wolę marzenie o starym Delhi… Wąskie uliczki, egzotyczne zapachy, hałas, tysiące ręcznie malowanych szyldów. Na bazarze Paharganj nie trzeba nawet zamykać oczu, żeby zanurzyć się po sam czubek głowy w atmosferze podróżniczego romansu z czasów Kiplinga. Nie musimy zamykać oczu, żeby się znaleźć w samym środku XIX-wiecznego tłumu pełnego kulisów, riksz, pięknych hinduskich kobiet w sari, eleganckich mężczyzn pod parasolami, lawirujących między żebrakami i wózkami handlarzy. Mnisi buddyjscy w szafranowych szatach obracają w palcach paciorki swoich różańców, sikhowie przeciskają się w kierunku świątyni Digambara Jain, wyznawcy hinduizmu zostawiają buty przed wejściem do świątyni Gauri Shankar, a muzułmanie podążają dalej do meczetu Sunehri. Do tego święte krowy, wielbłąd zaprzęgnięty do wozu czy olbrzymi indyjski bawół przyciśnięty monstrualnym chomątem – wszystko to wymieszane ze sobą jak w gorącym tyglu.

Czas: 14 dni
Koszt: 3,7 tys. zł (w tym bilet lotniczy)

Dojazd

Najszybciej samolotem, np. z przesiadką w Moskwie. Ceny biletów w dwie strony zaczynają się od ok. 1,8 tys. zł.

Wiza i waluta

- Wizę turystyczną najszybciej wyrobić przez internet: indianvisaonline.gov.in.
- Walutą jest rupia indyjska; 100 INR = 5 zł.

Nocleg

- Jeżeli chcesz zanurzyć się po uszy w barwnym świecie backpackerów z całego świata – hostele na Paharganj biorą po 500–600 rupii (25–30 zł) za noc w sali wieloosobowej.
- Jeśli pragniesz odrobiny luksusu, to The Imperial w samym centrum ma pokoje za 1,6 tys. zł, a nieco odleglejszy Crowne Plaza jest o połowę tańszy.

Jedzenie

- Jeżeli chcesz spróbować smaków Indii – jadaj z ulicznych straganów ich nieprawdopodobnie ostre potrawy. Spróbuj marynowanego kurczaka biryani, curry, dhalu, tandoori, pierożków somosa, a także słodkiego lassi. Aby złagodzić uderzenie ostrych przypraw, nie wystarczy woda, trzeba wypić jogurt, bo zawarta w nim kazeina zamyka receptory bólu dla kapsaicyn zawartych choćby w chili. 
- Jeżeli marzy ci się wizyta w markowej restauracji, szczyt popularności przeżywa Thyme w hotelu Umrao. Dania główne od 25 zł.

Warto wiedzieć

Indie zamieszkują ludzie wielu kultur. Hindusi i Żydzi nie jedzą wieprzowiny, ale w ich lokalach wołowina i baranina są doskonale przyrządzone. Wyznawcy hinduizmu, w zależności od odłamu tej religii, często są wegetarianami.

tekst: Grzegorz Kapla