Z reguły przed każdym wylotem znacznie wcześniej wiem, jakie tematy chciałbym fotografować. W przypadku Barangay 128 było jednak inaczej. Wybrałem się w to miejsce bez fotograficznych planów. Po prostu chciałem zobaczyć, jak po latach wygląda Smokey Mountain, wielkie wysypisko śmieci zamknięte w połowie lat 90. Powodem tamtej decyzji była tragedia, która odbiła się na świecie szerokim echem. Pod osuwiskami odpadów zginęło wtedy kilkudziesięciu biedaków szukających wśród śmieci czegoś choćby trochę wartościowego.
 

Dziś Smokey Mountain to wielki kopiec porośnięty trawą, na którym gdzieniegdzie stoją małe chatki. Żyjące w nich rodziny uprawiają niewielkie poletka lub wypalają węgiel drzewny. Tuż obok tej góry śmieci wyrosło około 10 kilkupiętrowych bloków – efekt rządowego programu budowy tanich mieszkań. Znaleźli tam schronienie biedacy ze slumsów Smokey Mountain. Ponieważ mieszkania są małe, ciemne i duszne, codzienne życie przeniosło się na klatki schodowe i wewnętrzne tarasy. Atmosferę tego miejsca tworzą wszechobecny hałas bawiących się dzieci, gwar rozmów, odgłosy prac domowych, takich jak pranie czy zmywanie, automaty do gier i drobny hazard – karty czy bingo.
 

 

Ludzie są tam niezwykle otwarci, zwłaszcza dla osób, które naprawdę chcą ich poznać, a nie traktują jedynie jak obiekty fotograficzne. Dlatego na każdym z pięter czekały mnie miłe niespodzianki. Gromady dzieci zapraszające do zabawy, dorośli częstujący jedzeniem czy chcący sie podzielić łykiem piwa, wszechobecne uśmiechy. Filipińczycy uwielbiają koszykówkę i tatuaże. Jako że tatuaże posiadam, a w kosza gram od małego, mieliśmy uniwersalne wspólne tematy do rozmów.
 


W centrum Barangay 128 jest duże zadaszone pole do gry w koszykówkę, dlatego w czasie pobytu tam tyle samo czasu, co na robieniu zdjęć, spędzałem na boisku. Miałem tam i małe treningi rzutowe z nastolatkami, i poważne mecze z tłumem kibiców. I mam nadzieję, że to nasze otwarcie się na siebie zdołałem pokazać na zdjęciach.
 

 

Tekst i zdjęcia: Mariusz Janiszewski