Doktor Anna Williams chętnie zobaczyłaby, jak rozkłada się twoje ciało. Nie bierz tego do siebie – chodzi o czysto naukowe względy. A ściśle rzecz biorąc, związane z tafonomią, czyli nauką o rozkładzie i fosylizacji szczątków organicznych. Dzięki obserwacji tych zjawisk dr Williams chciałaby lepiej zrozumieć ich przebieg i specyfikę, a także zwiększyć dokładność, z jaką potrafimy lokalizować i identyfikować ludzkie zwłoki oraz określać moment śmierci.

Antropolożka sądowa z Uniwersytetu Huddersfield od dawna dążyła więc do założenia ośrodka badań tafonomicznych w Wielkiej Brytanii. W 2019 r. ogłoszono, że zespół naukowców pod jej przewodnictwem, we współpracy z brytyjską armią, otworzy pierwszą w kraju farmę ciał. Szczegółów, m.in. lokalizacji ośrodka, nie ujawniono. Na świecie istnieje już dziewięć takich placówek – siedem w USA oraz po jednej w Australii i w Holandii. Po co więc zakładać kolejną?

– Cała nasza wiedza o rozkładzie zwłok pochodzi z ośrodków amerykańskich – wyjaśnia dr Williams. – Do czasu uruchomienia pierwszego z nich w 1981 r. niewiele wiedzieliśmy o przebiegu tych procesów. Prowadzone od tamtej pory badania bardzo poszerzyły naszą wiedzę. Jednym z najważniejszych wniosków jest obserwacja, że proces rozkładu w ogromnym stopniu zależy od warunków, w jakich zachodzi: temperatury, opadów, wilgotności, rodzaju gleby, obecności owadów i padlinożerców – wylicza.

Wnioski płynące z badań prowadzonych w istniejących ośrodkach są więc bardzo pożyteczne, ale nie można stosować ich bezpośrednio do analizowania przypadków brytyjskich. Mówiąc wprost, ludzie nie rozkładają się w Wielkiej Brytanii tak samo jak w innych miejscach. Co więcej, nie wszystkie zwłoki w danym kraju rozkładają się identycznie. Nie byłoby to wiadome, gdyby nie pionierskie badania antropologa dr. Williama Bassa.

Czym jest farma ciał? 

Dr Bass założył pierwszy ośrodek badań nad rozkładem ludzkich zwłok na Uniwersytecie Tennessee, gdy zauważył, jak bardzo mylące mogą być składające się na to zjawisko procesy. W 1977 r. policja poprosiła go o zbadanie szczątków ludzkich znalezionych w naruszonym grobie. Brakowało głowy denata, ale na podstawie oględzin reszty szkieletu funkcjonariusze stwierdzili, że należał on do białego mężczyzny w wieku 25–30 lat, martwego od około roku.

Wynik badań dr. Bassa okazał się sporym zaskoczeniem: zwłoki były starsze, niż sądzono. I to znacznie starsze: w grobie spoczywał żołnierz armii konfederackiej, pułkownik William Shy, martwy od ponad stu lat. Ciało zachowało się w doskonałym stanie, ponieważ zostało zabalsamowane i zamknięte w szczelnej trumnie.

Policjanci nie natrafili więc na ukryte przez mordercę zwłoki niedawnej ofiary, lecz ślady splądrowania grobu przez rabusiów. Tak wielki błąd odnośnie pułkownika Shya był dla dr. Bassa objawieniem – uznał, że należy o wiele lepiej poznać proces dekompozycji ciała i wpływające na niego czynniki. Postanowił zbadać to zjawisko kompleksowo i systematycznie, a do tego potrzebował zarówno zwłok, jak i miejsca, gdzie mógłby w spokoju monitorować ich rozkład. Miejscem tym stał się ogrodzony hektar lasu w Knoxville w stanie Tennessee. Obecnie jest to teren ośrodka badań nad rozkładem w Centrum Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee.

Od czasu uruchomienia placówki w latach 80. dr Bass i jego współpracownicy przebadali dekompozycję tysięcy ciał: pochowanych albo niepochowanych, zachowanych w całości albo rozczłonkowanych, ukrytych w bagażnikach samochodowych, zawiniętych w dywany czy zalanych betonem. Nie sposób przecenić znaczenia tych badań dla zwiększenia możliwości lokalizowania i identyfikowania zwłok, a także precyzyjnego określania momentu śmierci.

Śmierć z lotu ptaka

Osiągnięcia uczelni z Tennessee zachęciły inne amerykańskie uniwersytety, m.in. Uniwersytet Stanowy Teksasu, do podążenia tropem dr. Bassa. Otwartym w 2008 r. na tej uczelni Ośrodkiem Antropologii Sądowej (nazywanym FACTS) kieruje obecnie dr Daniel Wescott.

– Wielu naszych magistrantów bada najróżniejsze aspekty procesów rozkładu, sprawdzając np., co dzieje się z ciałami zawiniętymi w różne materiały – wyjaśnia. – Płachty i dywany zwiększają zwykle tempo dekompozycji, bo utrzymują ciepło oraz wilgoć a także zapewniają ochronę owadom i robakom, które mogą dzięki temu żerować intensywniej. Zawinięcie zwłok na ogół przyspiesza więc ich rozkład, ale zależy to również o tego, czy je pochowamy, czy nie.

Badacze z FACTS testują również wykorzystanie dronów do poszukiwań ciał. Jak dotąd polega się w tej dziedzinie głównie na ludziach, wyszkolonych psach i georadarach. – Na wczesnych etapach rozkładu zachodzi mnóstwo reakcji chemicznych, namnażają się bakterie i robaki – wylicza dr Wescott. – Towarzyszy temu wydzielanie ciepła. Możemy więc użyć dronów z kamerami na podczerwień, by odnajdywać takie ciała. – Na późniejszych etapach ogołocony szkielet nie wydziela już ciepła. Można jednak użyć zdjęć w podczerwieni do zlokalizowania tzw. wyspy dekompozycji zwłok, czyli miejsca, gdzie z ciała do gleby wysączyły się płyny ustrojowe. Da się je zauważyć, bo odbijają promienie inaczej niż zwyczajna gleba – dodaje uczony.

Niezależnie jednak od użyteczności tych badań, nie da się ukryć, że klimat w Wielkiej Brytanii różni się od tego w USA. – Czynniki środowiskowe mają znaczny wpływ na tempo rozkładu zwłok. Jeśli więc chcesz określić, od jak dawna dana osoba nie żyje, możesz zastosować podstawowe wnioski z teksańskich badań, ale szybkość poszczególnych procesów w Europie będzie zapewne inna – przyznaje dr Wescott. W ten sposób wracamy więc do dr Anny Williams i potrzeby stworzenia ośrodka badawczego po naszej stronie Atlantyku.

Archiwum magazynu Focus

Ciało ludzkie w badaniach naukowych

Dr Williams próbowała pogłębić naszą wiedzę o dekompozycji ciał w Wielkiej Brytanii, zakładając w 2011 r. ośrodek tafonomii zwierząt na Uniwersytecie Cranefield. Niedawne badania wykazały jednak, że truchła świń, królików, myszy, owiec czy jeleni nie są w tego typu eksperymentach dobrym zamiennikiem ludzkich zwłok. Zwierzęta te mają inną florę bakteryjną, cechy fizyczne, dietę i zachowania.

Mówiąc wprost, świnie nie palą, nie miewają cukrzycy, nie objadają się hamburgerami, nie piją ani nie zażywają narkotyków – a wszystko to ma wpływ na proces rozkładu. A skoro wniosków z badań na zwierzętach nie da się przełożyć na ludzi, to – pomijając wątpliwości naukowców – ich wykorzystanie mogłoby zostać łatwo podważone przed sądem. Wielka Brytania potrzebuje więc własnego ośrodka badań nad rozkładem ludzkich zwłok. Należy oczywiście zadbać, by akie laboratorium pod gołym niebem nie było dla nikogo uciążliwe ani nie obrażało niczyich uczuć.

– Być może zdecydujemy się działać etapami, jak było w Amsterdamie. Tamtejsza placówka bywa nazywana „cmentarzem badawczym”, bo wszystkie ciała są pogrzebane. Nie są wystawione na widoku, więc ludziom łatwiej jest zaakceptować istnienie takiego miejsca – wyjaśnia dr Williams.

W takim wypadku sprzęt pomiarowy, a być może nawet okna do prowadzenia obserwacji, można by zainstalować pod ziemią i tam badać rozkład. Niewykluczone jednak, że obawy badaczy odnośnie reakcji opinii publicznej są przesadzone. Z sondażu przeprowadzonego niedawno przez dr Williams wynika, że większość ludzi popiera stworzenie w Wielkiej Brytanii placówki do badań tafonomicznych nad ludzkimi zwłokami. Zgłosiły się już nawet osoby pragnące przekazać takiej instytucji po śmierci swoje ciała. Otwarcie cmentarza badawczego mogłoby więc nie tylko ułatwić prowadzenie eksperymentów i szkoleń, ale także pomóc niektórym z nas spełnić pragnienia związane z losem naszych zwłok.

– Mnóstwo ludzi deklaruje obecnie chęć przekazania swoich zwłok instytutom anatomii na potrzeby badań i nauki przeprowadzania sekcji. Wiele wniosków jest odrzucanych, bo ich ciała nie spełniają warunków. Tymczasem do badań tafonomicznych nadają się niemal każde zwłoki, niezależnie od wcześniejszych chorób czy stanu, w jakim znajdują się po śmierci.

Badacz wyobraża sobie nawet, że dawcy mogliby nie tylko wybrać rodzaj badań, do jakich zostanie wykorzystane ich ciało, lecz również jego późniejszy los. Mogłoby ono stać się częścią kolekcji szkieletów lub zostać zwrócone rodzinie w celu przeprowadzenia pochówku lub kremacji.

– Wiele rzeczy trzeba będzie dopiero ustalić – przyznaje dr Williams. – Upłyną pewnie lata, nim przeprowadzimy pierwsze eksperymenty. Należy dokładnie zbadać teren: glebę, roślinność, wilgotność, temperaturę, zacienienie, a nawet liczbę robaków, ptaków i ślimaków. Musimy wiedzieć o tym miejscu wszystko, zanim złożymy tam ciała. Ośrodek będzie oczywiście ogrodzony, strzeżony i zamknięty dla osób postronnych. Na pewno nikt nie natknie się w czasie spaceru na rozkładające się zwłoki…

Proces rozkładu ciała

Oto co się stanie, jeśli zostawisz ciało niepochowane i nieprzykryte.

  1. Pierwsza faza trwa od kilku dni do tygodnia. Najpierw następuje rigor mortis (stężenie pośmiertne), a potem rozpad komórek, które nie są w stanie regenerować się bez dostaw tlenu i składników odżywczych.
  2. Bakterie żyjące w przewodzie pokarmowym zaczynają odżywiać się martwymi tkankami. Procesowi temu towarzyszy powstawanie gazów, które rozdymają jamę brzuszną.
  3. Gromadzący się gaz zwiększa ciśnienie wewnątrz organizmu, powodując wyciekanie płynów ustrojowych i oddzielanie się zewnętrznych warstw skóry.
  4. Nie mogąc wiązać cząsteczek tlenu, zawarta we krwi hemoglobina zaczyna łączyć się z siarką i wypełniać żyły i tętnice czarnozieloną substancją. Nadaje to zwłokom ciemny, zielonkawy odcień.
  5. Wzrastające ciśnienie wypycha płyny ustrojowe i miękkie narządy na zewnątrz przez otwory ciała. Zdarza się, że gałki oczne wypadają z oczodołów – a nawet, że zwłoki eksplodują.
  6. Związki chemiczne wydzielane przez zwłoki przyciągają muchy, które składają jaja w otworach ciała i wokół nich. Wkrótce wylęgają się larwy i zaczynają żerować na rozkładających się tkankach.
  7. Zwłokami zaczynają interesować się inne zwierzęta, m.in. chrząszcze lub nieduże ptaki. Wkrótce pojawiają się także więksi padlinożercy, którzy ogryzają z kości resztki mięśni.
  8. Ostatni etap to zeszkieletowanie, czyli całkowity zanik tkanek miękkich. Przez kolejne miesiące i lata szkielet rozpada się na osobne fragmenty i kości pod wpływem wiatru, mrozu, opadów czy osunięć ziemi.