Día de Muertos, czyli Dzień Zmarłych to wyjątkowy festiwal. Zaproszeni? Wszyscy, szczególnie zmarli.

Ma radosny charakter - jest się w końcu z czego cieszyć! Meksykanie wierzą, że 1 i 2 listopada ich bliscy-zmarli mogą powrócić do swoich domów, by nacieszyć się towarzystwem rodziny. Dlatego należy pomóc duszom znaleźć drogę do domu i jak najlepiej je powitać. 

Kolorowo i odświętnie

Meksykanie przystrajają więc domy łukami z żółtych nagietków lub aksamitek. Wznoszą ołtarze pełne kwiatów, kolorowych świeczek i owoców. Nie brakuje jedzenia, by duchy mogły się posilić po długiej podróży. Kobiety spędzają cały dzień na gotowaniu  ulubionych potraw zmarłej osoby. 

Święto to jest szczególnie ważne dla rodzin, które straciły bliską osobę w ciągu ostatniego roku.

Zobacz galerię >>>

Ważnym punktem uroczystości jest wizyta na cmentarzu. Potem odbywa się piknik - serwuje się wówczas pulque (coś w rodzaju wina z agawy) tequilę lub mezcal oraz doprawioną chili czekoladę, a także cygara. Przychodzi czas na tańce do muzyki granej przez mariachi. Skrzypce, różne rodzaje gitar, mandoliny i trąbki. Danse macabre!

Kostek na rowerze

Na ulice „wychodzą” kościotrupy ubrane w suknie, boa i kapelusze. Często przedstawiane są w trakcie wykonywania codziennych czynności: jazdy na rowerze, gry na gitarze czy podczas ślubu.

Sklepowe witryny zapełniają się miniaturowymi trumienkami, czaszkami i szkieletami. Te wykonuje się z czekolady, marcepanu, cukru, papieru lub gliny. Słodkie czaszki stały się symbolem Día de Muertos, tak samo jak wydrążone z dyni lampiony w Halloween.

A miało być tak smutno

Día de Muertos obchodzone jest w całym kraju, ale najhuczniej świętuje się na południu Meksyku. Wywodzi się jeszcze z tradycji azteckiej i może liczyć nawet 3 tysiące lat. Początkowo wypadało w sierpniu, ale kolonizatorzy przenieśli je na listopad, by przybliżyć lokalnym tradycję chrześcijańską. Próbowano narzucić miejscowej ludności pełen smutku i refleksji sposób świętowania. Nie udało się. Bo Meksykanie są ze śmiercią za pan brat.