Jeszcze skóra na baranie, a już rzeźnik pije za nię.

Przysłowie

31 sierpnia 2015

Dzwoni znajomy wójt.

– Takie szczęście nas spotkało, Złoty Pociąg mamy, a ty nie wierzysz, że on istnieje – mówi z wyrzutem.

– To nie kwestia wiary, tylko wiedzy. Swoją drogą, bardzo bym chciała, żeby był – odpowiadam zgodnie z prawdą. Rozum ciągle walczy z nadzieją. I mnie udziela się ta gorączka złota.

– Oczywiście, że jest! Rosjanie i Żydzi chcą go nam już zabrać. To musi być. Oni wiedzą lepiej.

Zaglądam do Internetu. Rzeczywiście, wygląda na to, że ktoś zamierza nam to „szczęście” sprzątnąć sprzed nosa. Wszystko dzieje się według schematu obowiązującego od kilku dni. Nikt jeszcze nie wie, z czego został upieczony ten tort, ale każdy jest przekonany, że będzie mu smakował. Roszczenia pojawiają się niemal tuż po wystąpieniu Generalnego Konserwatora Zabytków Piotra Żuchowskiego. Są czyny i są konsekwencje. Oświadczenie wiceministra, że „pociąg na 99 procent istnieje”, to pierwszy przełom w złotej sprawie. Temperatura wciąż rośnie, choć wydawać by się mogło, że już nic nie jest jej w stanie podnieść. „Rosja chce położyć łapę na ładunku »złotego pociągu «” – grzmi niezależna.pl. „Ukradną Polsce ZŁOTY POCIĄG? Rosjanie i Żydzi wyciągają ręce po skarb” – alarmuje „Super Express”: „Rosyjski prawnik dowodzi, że ukryte przez nazistów skarby należą się Kremlowi i innym uczestnikom koalicji antyhitlerowskiej. Szef Światowego Kongresu Żydów nie ma wątpliwości, że powinny trafić w ręce jego ziomków. Tylko patrzeć, jak zgłoszą się Niemcy, bo przecież pociąg należał kiedyś do nich...”* Robert Singer, szef Światowego Kongresu Żydów, w oświadczeniu wydanym w Nowym Jorku podkreśla, że wartościowe przedmioty, które może kryć tajemniczy Złoty Pociąg, mogą pochodzić z grabieży żydowskiej własności: „W przypadku, gdyby nie odnaleźli się żadni spadkobiercy, jakiekolwiek złoto i inne znalezione rzeczy, będące własnością żydowskich rodzin lub firm, powinny trafić do polskich Żydów, którzy przetrwali, a nie otrzymali od Polski odpowiedniej rekompensaty za cierpienie i straty ekonomiczne, jakich doznali w czasie Holokaustu”.

– Mamy wielką nadzieję, że polskie władze podejmą właściwe kroki w tym zakresie – mówi Singer. Na internetowej stronie The Israeli Project toczy się zażarta dyskusja o prawach własności do ładunku pociągu. Moderator, który rozpoczął wątek, zwraca uwagę, że w 1939 roku we Wrocławiu, z którego miał rzekomo wyjechać pociąg, mieszkało około dziesięciu tysięcy Żydów. Heather Gaskell, jedna z najbardziej aktywnych uczestniczek internetowej rozmowy, uważa, że skarb ze Złotego Pociągu powinien zostać przekazany: „1) osobom, które przeżyły Holokaust, 2) dzieciom i potomkom tych, którzy ocaleli, 3) państwu Izrael, żeby ludność żydowska miała większą zdolność do obrony własnego kraju”.

Do Wałbrzycha dzwonią z konsulatu generalnego USA w Krakowie. Z „powodu presji amerykańskich środowisk żydowskich” proszą o informowanie na bieżąco, jak rozwijają się sprawy. Ale i zza wschodniej granicy wysuwa się żądania równego podziału łupów.

– Bez wątpienia mienie musi zostać opisane i udostępnione krajom uczestniczącym w antyhitlerowskiej koalicji. Przedstawiciele Rosji niewątpliwie powinni brać udział w odkrywaniu ładunku. Jeżeli to mienie zostało wywiezione z terytorium ZSRR, to dany ładunek zgodnie z prawem międzynarodowym musi zostać przekazany stronie rosyjskiej – dodaje rosyjski prawnik Michaił Joffe. Ale Piotr Żuchowski uspokaja.

– Analiza naszych prawników jednoznacznie stwierdza, że jeśli nie pojawią się osoby, które będą mogły udowodnić swoje właścicielstwo pociąg i jego zawartość będzie własnością skarbu państwa. Anna Żabska, dyrektor Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia w Wałbrzychu, wysyła do Małgorzaty Omilanowskiej, ówczesnej minister kultury i dziedzictwa narodowego, oraz do Andrzeja Czerwińskiego, ministra skarbu państwa, list zapewniający o gotowości przyjęcia pociągu i jego ekspozycji na terenie Centrum.

– Nie uważasz, że teraz kiedy przedstawiciel potwierdził, że Złoty Pociąg istnieje, ta cała sprawa nabrała wagi? – pyta mnie dziennikarka amerykańskiej telewizji.

Sytuacja rzeczywiście robi się coraz poważniejsza. Przynajmniej tak to wygląda z perspektywy światowych mediów. Zaraz po konferencji wiceministra Żuchowskiego prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej wystąpił do wojewody o zwołanie sztabu kryzysowego. Prezydent poprosił również wojewodę o zabezpieczenie terenu, gdzie ma znajdować się pociąg, i sprawdzenie go pod względem saperskim, radiacyjnym i chemicznym. Oni COŚ muszą wiedzieć, inaczej nikt nie podejmowałby takich ruchów. Dlatego teraz wszyscy z niecierpliwością czekają na konferencję prasową zapowiedzianą tym razem przez Tomasza Smolarza, wojewodę  dolnośląskiego. Już wiemy, że pociąg jest, teraz wojewoda powie dokładnie gdzie. Skoro cały świat chce ukraść nasz skarb, prezydent z wojewodą z pewnością będą go bronić jak niepodległości.

Jest poniedziałek 31 sierpnia 2015. Powtarza się sytuacja z piątku. Tak jak w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim również stawiają się tłumy dziennikarzy. Przy mikrofonach wojewoda Tomasz Smolarz, prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej i wojewódzka konserwator zabytków Barbara Nowak-Obelinda. Wszyscy czują, że to wyjątkowo ważna chwila. Historyczny moment. Zaczyna pan wojewoda.

– Na podstawie dokumentów, które otrzymaliśmy, nie można jednoznacznie stwierdzić, że pociąg w tym miejscu, gdzie wskazują potencjalni znalazcy, istnieje.– Nie zostały nam przekazane żadne materiały fotograficzne ani inne, poza nieczytelnymi, starymi mapami. W związku z powyższym nie możemy w żaden sposób potwierdzić istnienia niczego, co można byłoby nazwać Złotym Pociągiem – dodaje prezydent Wałbrzycha.

Jak to nie ma? Przecież jeszcze w piątek był!

Z takimi oświadczeniami jest jak ze sprostowaniami w prasie. Tekst, który się prostuje, na ogół pojawił się na pierwszej stronie gazety, natomiast sprostowanie – gdzieś małym druczkiem na końcu. Właściwie nikt go nie czyta. Wysokiej temperatury nie daje się zbić tak od razu, tym bardziej że wszyscy już zdążyli przyzwyczaić się do myśli o tym, że Złoty Pociąg istnieje. Nawet wojewoda nie jest w stanie zniszczyć marzeń – gospodarz regionu informuje, że wojsko sprawdzi „podejrzane miejsce” za pomocą georadaru. Wniosek w tej sprawie wędruje do Ministerstwa Obrony Narodowej. 1 września Tomasz Siemoniak, ówczesny minister obrony narodowej, wyraża zgodę na użycie sił zbrojnych w miejscu, gdzie ma się znajdować Złoty Pociąg. Polscy żołnierze nie idą na wojnę, na razie mają wykonać jedynie rekonesans. Jednak nawet te nieznaczne ruchy wojsk obserwuje z niepokojem Antoni Macierewicz, poseł PiS i obecny szef Ministerstwa Obrony Narodowej. Na swoim profilu na Facebooku pisze:

„Tomasz Siemoniak posłał wojsko do Wałbrzycha, by podtrzymać złudzenia i nadzieje mieszkańców na odnalezienie Złotego Pociągu i na hossę turystyczną. Minister reklamuje Złoty Pociąg jako rekompensatę dla Wałbrzycha za zniszczenie kopalń na początku lat 90. XX wieku, a zapomina, że był wówczas ważnym działaczem UW i KLD, które podejmowały te decyzje. Gwoli wyjaśnienia – Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej, przygotowywał się do startu w wyborach parlamentarnych z listy Platformy Obywatelskiej. Jest »jedynką« właśnie w Wałbrzychu. Siemoniak musi wiedzieć, że Złotego Pociągu nie ma, musi mieć dostęp do dokumentów St. Żelichowskiego, G. Kołodki i G. Czempińskiego, którzy zajmowali się tą sprawą jeszcze w latach 90.”

Tą wypowiedzią Antoni Macierewicz wywołuje duchy.

 

Fragment pochodzi z książki "Złoty pociąg. Krótka historia szaleństwa" autorstwa Joanny Lamparskiej. Książkę można kupić tutaj >>>
złoty pociąg - książka fragmenty. wyd. Burda, National Geographic Polska