Zobacz galerię: Mamma Mia! w Teatrze Muzycznym ROMA >>>

W taki wieczór budynek teatru przy ulicy Nowogrodzkiej jest niczym akumulator naładowany dobrą energią. Oddaje ją widzom, którzy przychodzą tu, by dać się porwać przedstawieniu, w którym miłość, morze, słońce i przeboje kwartetu ABBA tworzą zaczarowany koktajl.

Energia ta kumuluje się od wczesnego popołudnia, kiedy to panie garderobiane zaczynają szykować kostiumy artystów. Mają co robić, bo każda z występujących na scenie 28 osób zmienia strój cztery do sześciu razy w trakcie przedstawienia. A w kulisach „w odwodzie” dyżurują tancerze, żeby w razie czego zastąpić któregoś z kolegów.

Na 2 godz. przed spektaklem zjawia się ekipa techniczna. Trzeba przygotować scenografię, światła i efekty specjalne. Na małą grecką wyspę przenoszą widzów ogromne ściany LED-owe. Nowoczesna technologia tworzy iluzję błękitnego nieba i morza, które skrzy się w słońcu dzięki… lustrzanym płytkom pokrywającym podłogę sceny. Ekrany nieustannie „żyją” – obraz na nich zmienia się niemal co sekundę. Z kolei zapadnie zostały tak zaprogramowane, by mogły poruszać się również w górę amplitudowym ruchem. Dzięki temu w jednej ze scen surferzy ślizgają się na falach w bryzgach piany z dymu scenicznego.

Elementem scenografii są także platformy, na których zamontowana jest grecka tawerna. W pewnej chwili trzy elementy składające się na wielką dekorację zaczynają się obracać o 360 stopni względem środka sceny. Odległość między poszczególnymi częściami to zaledwie kilka milimetrów, a ponieważ poruszają się po nich lub biegają aktorzy, musi to być bardzo precyzyjny ruch.

Gdy technicy przygotowują scenografię, w garderobach są już główne bohaterki przedstawienia – Donna i Sophie. – Postać, którą gram, to jedno z bardziej wymagających zadań, z jakim przyszło mi się mierzyć – mówi Anna Sroka-Hryń, musicalowa Donna. – W tym spektaklu trzeba połączyć aktorstwo, śpiew, taniec i sprawić, by widz miał poczucie lekkości wykonywanego zadania. To oznacza, że muszę pracować nie tylko nad głosem, ale też sprawnością fizyczną i regeneracją.

Zosia Nowakowska, która gra rolę Sophie, przytakuje: – Mamma Mia! to dla aktorki duży wysiłek. Postać Sophie jest niezwykle energetyczna. Niemal cały czas biega lub tańczy. Na początku było to dla mnie wyczerpujące, także ze względu na emocje mojej bohaterki. Dziś już przyzwyczaiłam się do tego wysiłku, ale spektakl nadal wymaga ode mnie przygotowania, m.in. sporej ilości snu.

Z minuty na minutę garderoby zapełniają się. Pozostali członkowie obsady szykują się do występu. Godzinę przed spektaklem wszyscy „rozgrzewają się” na scenie pod okiem choreografa Agnieszki Brańskiej w rytm muzyki, którą w orkiestronie częściowo ukrytym pod sceną gra 10-osobowy zespół instrumentalistów.

Tymczasem drzwi teatru zostały otwarte dla publiczności, która niedługo pojawi się na widowni. A potem światła zgasną i sztuka iluzji przeniesie wszystkich na słoneczną wysepkę, na której tawernę prowadzi Donna, matka Sophie. Dziewczyna wychodzi za mąż i chce, by do ołtarza poprowadził ją ojciec. Problem w tym, że matka nigdy nie powiedziała jej, kim jest ów mężczyzna. Przez blisko 3 godz. widzowie będą przeżywać rozterki, smutki i wreszcie – szczęście bohaterów.

Jednak happy end to nie koniec spektaklu. Nagle scena zmienia się w telewizyjne Studio 2, w którym w 1976 r. ABBA wystąpiła w Polsce. Koncert otwierała wtedy scena zejścia z 6-metrowych schodów i piosenka Dancing Queen.

Od premiery w lutym 2015 r. w teatrze ROMA odbyło się ponad 500 przedstawień Mamma Mia!, a każde gromadzi około tysiąca widzów. Przeboje z lat 70., dzięki którym szwedzki zespół zdobył światowy rozgłos, wciąż mają moc.

Tytuł, który dotychczas obejrzało ponad pół miliona widzów, pożegnamy w czerwcu.

Tekst: Danuta Śmierzchalska