Na naszym kontynencie przez wieki triumfy święciło przekonanie, iż życie jest drogą pełną cierpienia, a nagroda czeka po śmierci. Jak zatem można było cieszyć się nieskrępowanym seksem? Dzieło Watsjajany, sprzeczne z naukami o czystości ciała, płonęłoby na stosach inkwizycji, gdyby tylko było znane… Tymczasem największy, najbardziej detaliczny traktat o miłości na świecie (powstał prawdopodobnie między I a V w. n.e.) zachwycił pewnego Francuza dopiero w XIX stuleciu. P.E. Lamairesse z sanskrytu przetłumaczył go na język ojczysty i wydał, opatrzywszy komentarzem (czerpiąc m.in. pełnymi garściami ze Sztuki kochania Owidiusza). I tak najstarszy podręcznik o miłości do dziś stanowi miłosny fundament.
 

Jej autor z dydaktycznym zacięciem prowadzi przez meandry związków kobiety i mężczyzny, ale też miłości homoseksualnej, podnosząc umiejętności związane z fizyczną bliskością i wytworzeniem sprzyjającej aury do rangi sztuki. Co uderza – mędrzec rozważa miłość na chłodno, z naukową precyzją, i nie wydaje się uwikłany w żaden ze stanów będących obliczem Erosa. Już w Inwokacji Watsjajana podkreśla, iż w życiu liczy się Dharma, czyli obowiązki religijne, Artha – bogactwo, i Kama – miłość. I naucza, by między nimi szukać złotego środka. Zwykle każdy wiek ma swoje prawa. Dharma powinna towarzyszyć starości, a zdobywanie bogactwa i przyjemności zmysłowe – pełni życia. Tym, którzy dążenie do materialnych korzyści przedkładają ponad obcowanie z miłą sercu osobą, przypomina, iż „rozkosz jest równie niezbędna jak pokarm”. Miłość, jak każda sztuka, wymagała nauki i poświęcenia. Prócz znajomości ciała kochanka/i, która pozwalała na zwiększenie erotycznych doznań, należało poznać 64 sztuki wyzwolone. Dopełnienie tych dwóch dziedzin pozwalało na zdobycie poczesnego miejsca w społeczeństwie.   Kurtyzana, którą natura obdarzyła dowcipem, pięknością i innymi wdziękami i która zna 64 sztuki wyzwolone, otrzymuje tytuł ganiki, czyli kurtyzany wysokiej rangi (…). Szanuje ją król i wychwalają uczeni – pisze Lamairesse we wstępie do swego przekładu indyjskiej Ars amandi.
 

Nie miejsce tu na przytaczanie całej listy sztuk miłość dopełniających, ale warto wymienić te najbardziej egzotyczne dla ucha, jak układanie turbanów, koron, pióropuszy i wieńców z kwiatów, znajomość prób złota i srebra, cech biżuterii i drogich kamieni, walk kogutów, kuropatw i baranów. Ale także rzucanie czarów i zaklęć, dobór klejnotów i ozdób na ubraniu, znajomość języków, rozrywki umysłowe i metamorfozy. Studia nad klasami kobiet i ich zaletami, skupiające się na rozważaniach odpowiednich proporcji między smukłą talią a krągłością bioder bądź też rodzajem skóry, która może być miękka jak trąba młodego słonia, ale i mieć zapach ryby, zostawiamy Czytelnikowi. Warto zaznaczyć jednak, iż reguły kodeksu miłości były wskazówkami w labiryncie doznań, których z różną intensywnością doświadczamy przez całe życie. – A z rzeczy straszliwie bulwersujących, których też nie pomija kodeks miłości, wspomnieć trzeba, że jedynie na terenie Indii obyczaj palenia wdów (obecny i gdzie indziej!) przybrał tak skodyfikowaną postać – opowiada prof. Joanna Sachse z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Były tak wychowywane, by całkowicie podporządkowywać się ojcu, mężowi, bratu, a nawet dorosłemu synowi. I czasem posuwały swoją wierność tak daleko, że wraz z mężem płonęły na stosie. Miłości i różnorakim jej przejawom Hindusi wystawili nie tylko pomnik piśmiennictwa, ale i dedykowali wspaniałe dzieła architektury. Pierwsze z nich – świątynię w Khadżuraho – pokrywają setki scen miłosnych igraszek. Ich śmiałość zawstydzić może niejednego. Próba praktyki wszelkich pozycji tam widocznych obecnie może zostać uznana nie tylko za perwersyjną, ale i skazać na społeczny bądź rodzinny ostracyzm. Dlatego wielu mających okazję widzieć dekoracje wielbiące Erosa woli poprzestać na słodkim podziwianiu kunsztu artysty.
 

Miłość, naszym wyobrażeniom chyba najbliższą, uosabia Tadź Mahal – grobowiec w Agrze będący apoteozą uczucia dozgonnego. Mauzoleum z marmuru przypomina o ukochanej kobiecie władcy, po stracie której ból był tak wielki, że nawet prawidła Kamasutry okazały się martwe.