Rayyan urodził się bez kości piszczelowej i stawu kolanowego, grozi mu amputacja nogi, a jedyną szansą na jej uratowanie i uzyskanie większej sprawności jest kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych. Jednak problemy ze zdrowiem nie odebrały 7-latkowi marzeń, od dawna pragnął zdobyć Rysy. Chłopiec wraz z mamą był już w tatrzańskich dolinach, a ostatnio wyjechał kolejką na Kasprowy Wierch. Ale największego wyczynu dokonał w miniony wtorek, kiedy dzięki zaangażowaniu sportowców, blogerów, lokalnej społeczności i sponsorów, mógł dotrzeć na upragniony szczyt.

ZOBACZ GALERIĘ Z WYPRAWY >>>

Do pomocy zgłosiło się prawie 100 osób, niestety musieliśmy zrezygnować praktycznie z 90 proc. chętnych, bo tak duża liczba uczestników powodowałaby problemy organizacyjne i wpływałaby na bezpieczeństwo w górach – mówi w rozmowie z national-geographic.pl Dariusz Pachut, jeden z uczestników i głównych organizatorów wyprawy, sportowiec, doświadczony wspinacz i ratownik medyczny.

Głównymi pomysłodawcami akcji Górale dla Rayyana byli Krzysztof Drabik, znany z programu Mam Talent, a prywatnie przyjaciel rodziny chłopca oraz Łukasz Rajba, czyli bloger Góral w podróży. Wyszli oni z pomysłem wniesienia chłopca na szczyt, a do ekipy szybko dołączyły kolejne osoby – w tym uznani i utytułowani sportowcy jak Robert Cyrwus, Łukasz Jarosz, Tomasz Grodzicki, czy Wojciech Machnik, a także Maciej Spectra z programu MasterChef, który został kucharzem wyprawy. Łącznie w ekipie znalazło się kilkanaście osób.

Największym wyzwaniem dla organizatorów wyprawy okazała się logistyka całego przedsięwzięcia, które wymagało skoordynowania działań wielu osób – zorganizowania transportu dla chłopca oraz członków ekipy, zakupu i dostosowania niezbędnego nosidełka, zapewniania bezpieczeństwa czy kontaktu z mediami. Ciężar organizacji w dużej mierze wziął na siebie Dariusz Pachut, ale jak sam przyznaje, największym zmartwieniem dla wspinaczy była pogoda.

– Najważniejsza była pogoda, musiała być praktycznie idealna. Początkowo mieliśmy wyruszyć w poniedziałek 5 października, ale wiedzieliśmy, że może pojawić się deszcz albo burza, a na to nie mogliśmy pozwolić ze względu na Małego, musieliśmy go chronić przed wyziębieniem i niekorzystnymi warunkami. Zdecydowaliśmy o przełożeniu wyjścia na wtorek, co było doskonałą decyzją, bo pogoda była praktycznie idealna – mówi sportowiec.

Pachut podkreśla, że sama wspinaczka przebiegła sprawnie, a to dzięki doskonałemu przygotowaniu ekipy. W jej składzie znajdowali się bowiem w większości doświadczeni wspinacze, którzy przygotowują się m.in. do wspinaczki w góry wysokie i marzą o zdobyciu ośmiotysięcznika.

Głównym wyzwaniem było, aby nie stracić koordynacji niosąc na plecach wyjątkowy żywy ładunek – czyli 7-letniego Rayyana.

To ogromna różnica, kiedy niesie się Młodego w nosidełku, w porównaniu ze zwykłym obciążeniem. Nawet jeśli niósłbym plecak o takiej samej wadze, to jednak byłby on stabilny. Chłopiec się poruszał, przekręcał, oglądał. Nawet, kiedy spał – praktycznie podczas całego zejścia na dół – przekręcał się na jeden bok. Musiałem czas na niego uważać. Musieliśmy go przewracać na jeden bok, na drugi, co jakiś czas wyjmować z nosidełka, żeby rozmasowywać mu nogi, bo po dłuższym czasie spędzonym w nosidełku drętwiały – opisuje przebieg wyprawy Pachut.

Mimo tych utrudnień, zarówno Rayyan, jak i niosący go ratownik, nie tracili wiary w powodzenie całej akcji.

Mały cały czas współpracował z nami, cały czas był uśmiechnięty, nie przeszkadzał mu wiatr, ani to, że musi siedzieć w nosidełku. Kiedy dotarliśmy na szczyt, był szczęśliwy. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, że udało się zdobyć szczyt, ale cały czas z tyłu głowy mieliśmy myśl, że powroty są najtrudniejsze, bo pojawia się zmęczenie. Musieliśmy być do końca skoncentrowani i nie popadać w euforię, bo zdobycie szczytu to tak naprawdę połowa drogi. Dopiero gdy dotarliśmy do Morskiego Oka, emocje opadły – mówi sportowiec.

Niestety mamie chłopca nie udało się zdobyć szczytu wraz z synem. Była to jej pierwsza piesza wyprawa w Tatry. Po dotarciu do Czarnego Stawu, wraz z dwiema innymi osobami, wróciła do schroniska, jednak cały czas pozostawała w kontakcie z ekipą.

Teraz Rayyan jest bogatszy o nowe doświadczenia, a Dariusz Pachut – który na swoim profilu na Facebooku podzielił się z użytkownikami bogatą relację z wyprawy – zapowiedział, że gdy chłopiec będzie mógł stanąć na własnych nogach, chętnie będzie towarzyszył mu w kolejnej wspinaczce na Rysy.

Jednak aby tak się stało i aby Rayyan mógł odzyskać sprawność, niezbędna jest kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych. Rayyan urodził się z bardzo rzadką wada układu kostnego – brakiem kości piszczelowej – zwaną Tibial Hemimelia (TH). Do tego chłopiec nie ma stawu kolanowego, ma narośl kostną oraz stopę końsko-szpotawą. W Polsce lekarze nie mogą pomóc chłopcu, jedyna opcja to amputacja. Jednak w Stanach Zjednoczonych ma szansę na operację.

Pierwszy zabieg przeszedł w 2015 roku, dzięki darczyńcom i z pomocą NFZ udało się przeprowadzić operacje, podczas których zrekonstruowano kolana i stopy oraz wydłużono nóżki Rayyana. Chłopiec potrzebuje kolejnej operacji, jednak tym razem nie przyznano mu dofinansowania, a koszt leczenia wynosi blisko milion złotych. Czas goni, bo operacja planowała miała odbyć się rok temu, a stan chłopca systematycznie się pogarsza.

„Idąc na Dach Polski chcemy wypromować zbiórkę chłopca na operację. Rodzina chłopca przyznaje, że jeśli nie uda się zebrać pieniędzy, to nie uda się uratować nóżki oraz kręgosłupa Rayyana i trzeba ją będzie amputować. Naszą akcją chcemy również pokazać, że nawet w takich sytuacjach warto mieć marzenia” – mówią organizatorzy akcji Górale dla Rayyana i proszą o wsparcie zbiórki na rzecz chłopca.

Jak można pomóc? Wpłacając pieniądze, udostępniając link ze zbiórki na operację lub udostępniając informację o akcji. Link do zbiórki znajdziecie tutaj: www.siepomaga.pl/ostatni-ratunek