Sampat Pal Devi ma 50 lat, twarde rysy i badawcze spojrzenie. Kiedy bierze do ręki laathi, bambusowy kij używany w jej stronach jako broń, budzi respekt. Choć nie sprawuje oficjalnej władzy, ma wiele do powiedzenia w indyjskim stanie Uttar Pradeś, gdzie wspierają ją dziesiątki tysięcy tak samo uzbrojonych kobiet. Tymi kijami wymierzają sprawiedliwość – na przykład mężom maltretującym żony albo policjantowi, który odmówił interwencji w sprawie gwałtu. Nazywają siebie Gulabi Gang, co znaczy „różowy gang”, bo ich znakiem rozpoznawczym jest sari w tym kolorze. – Policja   i urzędnicy są skorumpowani, dlatego czasem bierzemy prawo w swoje ręce. Nie jesteśmy grupą przestępczą. Walczymy o sprawiedliwość – wyjaśnia Sampat Pal.

Gang powstał w 2006 r. w ubogim rolniczym regionie Bundelkhand, gdzie przemoc i korupcja to zjawiska powszechne. Któregoś dnia Sampat Pal dowiedziała się, że pewien mężczyzna maltretuje żonę. Skrzyknęła kilka sąsiadek i za pomocą kijów dały brutalowi nauczkę.  Wieść o tym wydarzeniu szybko rozeszła się po okolicy, a Sampat coraz częściej była proszona o interwencję w podobnych sprawach. Gdy zaczęło się do niej przyłączać coraz więcej kobiet, stwierdziła, że czas nadać ruchowi bardziej formalną postać. Na strój organizacyjny wybrały różowe sari, bo to kolor niezwiązany z barwami żadnej partii, a podczas demonstracji pozwala się wyróżniać.

Gulabi Gang przeprowadził spektakularne akcje, takie jak porwanie ciężarówek ze zbożem przeznaczonym dla ubogich, które skorumpowani urzędnicy chcieli sprzedać na targu. Innym razem zmusił urzędników elektrowni, by przestali domagać się łapówek za włączenie prądu. Urzędnika odpowiedzialnego za budowę dróg kobiety wywlokły z biura na zakurzony trakt, by pokazać mu, że musi wziąć się do pracy. Na przywódczyni różowego gangu ciąży 11 oskarżeń, m.in. o napaść na urzędnika państwowego, organizowanie zamieszek i bezprawnych zgromadzeń, ale w trudnej polityczno-biurokratycznej rzeczywistości największej demokracji świata Sampat najwyraźniej nie obawia się więzienia. Stała się sławna nie tylko w całych Indiach. Gulabi Gang ma wsparcie zagranicznej organizacji non profit, która pomaga mu gromadzić fundusze wykorzystywane m.in. na tworzenie szwalni i szkół dla kobiet. Sampat Pal Devi mówi, że to nie bambusowe kije stanowią o jej sile, ale liczba ludzi, którzy do niej dołączają. – Pewnego dnia będziemy w stanie wstrząsnąć Delhi – zapowiada.

W ubogim rolniczym regionie Bundelkhand ludzie żyją krótko i nadal zdarza się,  że umierają z głodu. Praca dzieci jest normą, a większość kobiet to analfabetki. Tradycyjny system kastowy jest tu nadal przestrzegany, a ok. 20 proc. mieszkańców stanu stanowią członkowie najniższej kasty – nietykalnych. W takich warunkach kobiety w różowych  sari stały się ludowymi bohaterkami. Żołnierki Sampat Pal są w różnym wieku i należą  do rozmaitych grup społecznych, ale łączy je uczucie buntu i chęć zmiany swojego losu.

Sampat Pal Devi chciała się uczyć, ale w wieku 12 lat wydano ją za mąż za sprzedawcę lodów. Szybko została matką pięciorga dzieci. Pracowała w służbie zdrowia i właśnie tam odkryła w sobie naturę społecznika. Dziś na starym rowerze codziennie jeździ od wioski do wioski i spotyka się z mieszkańcami, wysłuchując  ich skarg. Niczym ludowy sędzia zasiada wtedy na ziemi pod drzewem i grozi mężczyznom, którzy krzywdzą żony. Czasem osobiście demonstruje członkiniom różowego gangu (powyżej), jak należy używać kija laathi.

Tekst: Danuta Śmierzchalska (teks pochodzi z 2010 roku, Gulabi Gang wciąż działa