Polska stolica salamandry plamistej

Idziemy kamienistą drogą przez bukowy las. Słońce prześwieca przez liście, zgromadzona przez noc w poszyciu wilgoć paruje. Srebrne pnie drzew lśnią jak wypolerowane. Las stopniowo rzednie, a naszym oczom ukazuje się świeżo skoszona łąka. To Polana Chowańcowa, moje najulubieńsze miejsce w Gorcach. Stoją tu dwa spore szałasy, a wyżej, nad samym Pucołowskim Stawkem, wiata dla turystów.

Choć jest dopiero 7 rano, na polanie już mocno grzeje. Jest o kilka stopni cieplej niż w lesie, z którego właśnie wyszliśmy. Tatr, które zwykle stąd widać, jeszcze nie dostrzegamy zza snujących się po dolinie Dunajca mgieł. Ale i tak jest pięknie. Pachnie sianem i rozgrzaną ziemią. Oprócz nas nie ma tu nikogo.

I to jest właśnie jedna z największych zalet Gorców: oprócz najbardziej uczęszczanych szlaków są to góry raczej puste. W szczycie sezonu w czasie ładnej pogody nie jesteście oczywiście w górach sami, ale turystów w Gorcach jest znacznie mniej niż w Tatrach czy Pieninach. A są miejsca, gdzie nadal można spotkać ledwie kilka osób w czasie wycieczki.

Tak jest choćby na czarnym szlaku z Łopusznej na polanę Jankówki, przy którym leży Polana Chowańcowa. A miejsce jest przecież urokliwe i dojść tam naprawdę nietrudno. Od szosy asfaltowej biegnącej doliną Łopuszanki, w górze wsi Łopuszna, zajmuje to około godziny.

Nie ma tu nikogo oprócz salamandry plamistej, powinnam była napisać. Ten największy w Europie płaz ogoniasty szczególnie ukochał sobie Gorce. Być może dlatego, że lubi wilgotne lasy, zwłaszcza bukowe, a takich tutaj dostatek. Salamandra ta jest czarna z pomarańczowymi plamkami, trudno jej nie zauważyć, kiedy przecina błotnistą drogę. Mamy szczęście, bo salamandry zwykle polują w nocy, a dnie spędzają zaszyte pod konarami drzew.


To tylko fragment artykułu "Bohater drugiego planu". Czytaj więcej we wrześniowym wydaniu National Geographic Traveler (9/2020).