Historia prawdziwa

Było to podczas zimowego dyżuru pełnionego w schronisku górskim na Turbaczu . Za oknem  temperatura -16 st.  Śnieg padał przez ostatnie dwa dni, przez co góry pokryte były warstwą 30 cm świeżego puchu, a całkowita pokrywa śnieżna wynosiła 120 cm. Od strony przełęczy Knurowskiej szlaki nie były przetarte, a  mgła ograniczała widoczność do zaledwie paru metrów. Do tego wiał silny wiatr, potęgujący uczucie zimna.

Wieczorem, około godziny 19:00 do ratownika GOPR pełniącego dyżur na Turbaczu dociera informacja, że skrajnie wyczerpany turysta od ponad godziny próbuje wydostać się z Hali Długiej, lecz brnąc w głębokim śniegu i mgle, nie jest w stanie odnaleźć drogi do schroniska na Turbaczu. Wcześniej mężczyzna od 1,5 godziny torował drogę w głębokim śniegu podążając szlakiem w kierunku Turbacza. Wyjście z hali na szlak biegnie wąskim przesmykiem leśnym i w takich warunkach szanse na lokalizację tego wyjścia od strony hali w praktyce były bardzo małe. Nie mając już sił na dalszą walkę z mrozem, wiatrem i śniegiem (ograniczona widoczność, brak punktów odniesienia na polanie, bardzo ciężkie warunki śniegowe) - mężczyzna wzywa pomoc.

Dyżurny przewodnik na Turbaczu po nawiązaniu rozmowy telefonicznej z poszukiwanym, poprosił go by zaprzestał dalszej walki z lokalizowaniem wyjścia z Hali Długiej i poczekał w tym miejscu, w którym się znajduje.

Po około 20 minutach ratownik wraz z trzema psami ratowniczymi dotarł do przesmyku leśnego otwierającego wejście na Długą Halę od strony schroniska. Na polecenie ratownika psy niezwykle sprawnie pokonując głęboki śnieg, ruszyły do przeszukania polany. Po przebyciu około 100 m odbiegły w prawą stronę przez śnieg, na którym nie było żadnych śladów.

Po chwili pośród zagłuszających odgłosów wiatru, dało się usłyszeć szczekanie psów sygnalizujące odnalezienie poszukiwanego turysty. Wówczas dotarcie do niego było kwestią zaledwie kilku minut.   Ratownik zabezpieczył skrajnie wyczerpanego mężczyznę, a następnie wyprowadził z go po wcześniej założonych na śniegu śladach. Turysta bezpieczne dotarł do schroniska.

Po późniejszym przeanalizowaniu tras, po których chodził mężczyzna, szukając wyjścia z Hali oraz mając na uwadze panujące warunki śniegowe oraz atmosferyczne – poszukiwania turysty na tak dużym obszarze jedynie przez jednego ratownika prawdopodobne trwałyby bardzo długo.  Być może ratownik trafiłby na ślady poszukiwanego, pod warunkiem że nie zostałyby zasypane przez śnieg ostatnią godzinę...

Krótko mówiąc – bez pomocy psów ratowniczych cała historia mogłaby nie mieć szczęśliwego zakończenia!

Psy w służbie

Ludzie szybko zorientowali się, że doskonały zmysł węchu psów oraz ich chęć do pracy można wykorzystać w pracy ratowniczej. Pierwszą rasą psów wykorzystywaną w ratownictwie górskim były bernardyny. Najbardziej znany -  urodzony w 1800 roku Barry I - uratował ponad 40 osób.

W polskich górach po raz pierwszy wykorzystano dwa psy w akcji ratowniczej w Białym Jarze w marcu 1968 roku. Zostały przywiezione przez ratowników z Horskiej Służby, a dzięki ich pracy odszukano ciała 9  z 19 osób, które poniosły śmierć w jednej z największych katastrof w polskich górach.

Dziś w Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym jest 25 psów wyszkolonych do pracy na lawinach w terenie otwartym oraz gruzach. Są to owczarki niemieckie, labradory i border coli.

Zadania, jakie wykonuje pies ratowniczy i przewodnik, są z założenia zadaniami specjalistycznymi. W taktyce przeszukania chodzi o to, by jak najbardziej ograniczyć obszar, w którym osoba poszukiwana mogłaby się znaleźć. Eliminacja (przeszukanie) takiego obszaru przez psy powoduje, że dla zespołów ludzkich zostaje coraz mniejszy obszar do przeszukania, a więc wzrasta prawdopodobieństwo odnalezienia poszukiwanego.

Mówi się, że jeden pies wykonuje na lawinisku pracę nawet 5-6 ratowników górskich. Psy pracują ok. 2 razy szybciej, a ich odwaga, wytrzymałość, doskonały węch oraz zwinność są nieocenionym atutem podczas akcji ratowniczych  w  miejscach niebezpiecznych i trudnodostępnych, a także w wysokich i gruzach.

 - Dobrze wyszkolony pies ratowniczy zwiększa szansę odnalezienia zaginionego w górach nawet o 70%. Proces szkolenia jest jednak wieloletni, wymagający i tak naprawdę nigdy się nie kończy.
W psach stale pogłębiany jest poziom posłuszeństwa, a ich sprawność psychofizyczna kształtowana jest przy pomocy treningów odbywających się na specjalistycznych torach przeszkód, w bardzo zróżnicowanych warunkach
– mówi Marcin Kądziołka, Prezes Zarządu Fundac­ji GOPR.

 

„Podaj Łapę” i pomóż psim ratownikom

Od poziomu wyszkolenia psów ratowniczych może zależeć ludzkie życie, dlatego w tym roku celem akcji charytatywnej Podaj Łapę jest wsparcie czworonożnych ratowników. Do 30 listopada kupując w sklepach Maxi Zoo bransoletkę z łapką (10 zł), każdy może przyłączyć się do akcji i wesprzeć czworonożnych bohaterów: www.maxizoo.pl/podaj-lape/ Całkowity przychód ze sprzedaży zostanie przekazany Fundacji GOPR.

- Pies i przewodnik są często narażeni na różnego rodzaju kontuzje i wypadki, dlatego tak ważne jest dla nich zaplecze profilaktyczne i medyczne oraz jakość sprzętu, na jakim pracują. Każda pomoc jest dla Nas bezcenna, a dzięki wsparciu Maxi Zoo i akcji charytatywnej Podaj Łapę możemy zadbać o to, co najważniejsze - profesjonalne przygotowanie naszych psów do akcji ratujących ludzkie życie – dodaje przedstawiciel GOPR.

Akcję Podaj Łapę wspierają polscy alpiniści, himalaiści i taternicy: Aleksander Lwow, Piotr Pustelnik, Janusz Majer  oraz Krzysztof Wielicki. Akcja objęta patronatem National Geographic Polska.