Czy na Ziemi jest jeszcze coś do odkrycia? Tak! Wciąż istnieją białe plamy. Na szczęście [WYWIAD]
5/6
Udostępnij: Udostępnij
poza mapami
Dlaczego?
Kluczem do zrozumienia sytuacji jest inna ziemia, do której pretensję zgłaszają oba te państwa, czyli Trójkąt Hala’ib nad Morzem Czerwonym, z cennymi złożami ropy naftowej. Istnieją dwie wersje przebiegu granic. Obydwie narysowali zresztą Brytyjczycy. Pierwsza, z 1899 r., biegnie wzdłuż 22. równoleżnika i oddaje Bir Tawil Sudanowi, a Hala’ib Egiptowi. Druga, z 1902 r., ciągnie się blisko wybrzeża i przyznaje bogate ziemie Sudanowi. I tak oba kraje rezygnują z Bir Tawil i twierdzą, że ten pustynny teren do nich nie należy.
A nie ma szaleńców, którzy chcieliby tam zamieszkać?
Oczywiście, że są. Już kilka osób ogłosiło się książętami Bir Tawil. Zresztą ludzi, którzy chcą założyć swoje własne państwa, nie brakuje. Mikronarody to kolejne wyzwanie współczesnej kartografii. Moim ulubionym przykładem jest Sealand, a dokładnie Księstwo Sealandu. Założone w 1967 r. przez emerytowanego majora Paddy’ego Roya Batesa na starej platformie przeciwlotniczej. Stoi niedaleko brytyjskiego wybrzeża. Postawiono ją tam w czasie drugiej wojny światowej, a potem opuszczono. Dlatego Bates czuł się uprawniony, żeby wdrapać się tam z rodziną, a siebie ogłosić księciem.
Co na to władze Wielkiej Brytanii?
W 1968 r. Królewska Marynarka Wojenna wysłała statek, który miał zabrać rodzinę Batesów z platformy. „Książę” oddał strzały ostrzegawcze, jednak nie uniknął aresztowania. Przed sądem dowodził jednak, że Księstwo Sealandu nie leży na terytorium Wielkiej Brytanii.