Henry Worsley chciał zostać pierwszym w historii podróżnikiem, który przejdzie całą Antarktydę samodzielnie, bez żadnej dodatkowej pomocy. Zdecydował się na drogę, którą wcześniej wyznaczyła nieszczęśliwa ekspedycja załogi “Endurance” z początku XX wieku, dowodzonej przez Ernesta Shackletona. Worsley przez 71 dni przebył prawie 1470 kilometrów. Był wycieńczony, odwodniony, cierpiał na silne bóle brzucha. Wezwał pomoc niedaleko Lodowca Szelfowego Rossa.
 

Jego wyprawa rozpoczęła się w listopadzie. Powiedział wtedy reporterom National Geographic, że wie jak wielkie jest to wyzwanie i jak bardzo będzie cierpiał podczas tej próby. Wierzył jednak, że wystarczy mu sił by wszystko to przetrwać.
 

W ostatni piątek, gdy wzywał pomoc, mówił z jakim smutkiem musi poddać się tak blisko celu. Szybko dotarła do niego lotnicza pomoc medyczna i przetransportowała go do kliniki Clinica Magallanes w czilijskim mieście Punta Arenas. Zmarł w niedzielę.
 

Jego ekspedycja miała także cel charytatywny. Podróżnik zebrał ponad 142,000 dolarów, które otrzymał fundusz Endavour. Środki te są przeznaczone na pomoc dla chorych i rannych brytyjskich pracowników służb. Patronem Funduszu jest książę William. Po tym jak pojawiła się informacja o śmierci Worsley'a wydał oświadczenie, w którym napisał: “Straciliśmy przyjaciela, który pozostanie dla nas źródłem inspiracji.” Henry Worsley miał 55 lat.
 

Źródło: National Geographic / Adventure Blog