Pierwsze badanie wykonane na myszach przyniosło świetny efekt: tak, można z pomocą nanotechnologii wszczepić siatkówce komórki umożliwiające widzenie kolorów bliskich podczerwieni. Skoro udało się na nich, to czemu nie na ludziach? Oczywiście na tych, którzy nie będą bali się zastrzyku w oko. 

Budowa naszego oka odrobinę przypomina mechanizm camera obscura: gdy na siatkówkę pada całe spektrum odbitego światła jej komórki uruchamiają reakcje chemiczne, które skutkują naszym postrzeganiem kolorów i ich nasycenia. Pręciki odbierają jasność światła, silnie reagują na fale świetlne długości około 500 nanometrów, ale przy 640 nm jest im już znacznie trudniej. Do tego mamy w oczach trzy rodzaje czopków, które odpowiadają za rozpoznawanie konkretnej części spektrum światła. Te jednak nie radzą sobie ze światłem o długości fali dłuższej niż 700 nanometrów, poza czerwonym nie jesteśmy w stanie zobaczyć kolejnych. 

Istnieje kilka gatunków zwierząt, których budowa oka pozwala na widzenie w warunkach bardzo słabego oświetlenia, co ułatwia polowanie w nocy. To między innymi żaby i węże. Ludzie nie mieli tyle szczęścia, a myszy na przykład mają jeszcze gorzej od nas, mając tylko dwa rodzaje czopków. 

Siły specjalne i wojsko pomagają sobie w sytuacjach operacyjnych goglami noktowizyjnymi, ale każdy, kto miał z nimi styczność przyznaje, że są duże i niewygodne. Urządzenie to potrafi wychwycić promieniowanie i wzmocnić je do fal, które zobaczą nasze oczy. Nie może być jednak używane przy świetle dziennym, za każdym razem należy je zdjąć. To, jak sprawdza się w działaniu można prześledzić choćby w finałowej scenie thrillera „Milczenie owiec”. Nie, nie zdradzimy zakończenia. Wróćmy do widzenia w ciemności zatem. 

Za pomocą specjalnych białek naukowcy zbudowali nanocząsteczki, które umożliwiają  fotoreceptorom w oczach myszy do reagowania na fale większej długości. Można powiedzieć, że czopki i pręciki nauczyły się je „tłumaczyć na swoje”. Te malutkie białkowe urządzenia działają jak antenki, które wciągają niewidzialne promieniowanie podczerwone i zamieniają je na kolor, który aktywuje pręciki i czopki – sprawiając, że widzimy je jako kolor zielony w różnych odcieniach – zupełnie jak przez noktowizyjne gogle. 

Fot. Pixabay

Efekt na mysz był zaskakująco dobry. Nanoantenka sprawdziła, że siatkówka reagowała na fale długości 980 nanometrów, emitowane ze słabiutkiej lampy LED. Wraz z tym obserwowano reakcje w mózgach zwierząt odpowiadające widzeniu. Przy kolejnej, bardziej praktycznej próbie, myszy rozpoznawały kształty wyświetlane przez lampę LED w różnych warunkach. Jednocześnie nie zmieniła się zdolność laboratoryjnych zwierząt do widzenia w dzień. Po prostu zyskały nową umiejętność, a na dodatek nie zaobserwowano skutków ubocznych, jedynie wizualne „zamglenie” - zmianę zabarwienia. 

Można się spodziewać, że zaraz po badaniach laboratoryjnych pojawią się grupy chętnych do testowania tego na własnych ciałach biohackerów. Kilka lat temu miał miejsce ciekawy precedens, gdzie niejaki  Gabriel Licina pozwolił sobie wprowadzić do oczu za pomocą kropli Chlorin e6 (Ce6), który znacznie poprawił jego zdolność widzenia w ciemności i na dłuższe dystanse. 

Źródło: Science Alert