Marc Lipsitch, epidemiolog z Harvard School of Public Health, razem z Alison Galvani, epidemiolożką z Uniwersytetu Yale, przekonywali, że ryzyko takich badań może przeważać nad korzyściami. Twierdzili, że wcześniej czy później niebezpieczne zarazki wymkną się z najbardziej chronionego laboratorium i rozprzestrzenią po świecie. Zawini zwykły ludzki błąd. Uczeni oszacowali, że ryzyko (na 10 laboratoriów najwyższego zabezpieczenia w USA, które prowadzą eksperymenty z groźnymi zarazkami), iż w ciągu 10 lat co najmniej jedna osoba zostanie zainfekowana, wynosi aż 20 proc. Pół biedy, jeśli natychmiast się zorientuje i zostanie poddana kwarantannie. A jeśli opuści laboratorium? Ilu ludzi zakazi po drodze przyczyniając się do wybuchu kolejnej epidemii?

Marc Lipsitch najbardziej obawia się eksperymentów nad tzw. zdobywaniem funkcji zarazków. Polegają one na tworzeniu ich bardziej zakaźnych form niż te, które są w naturze, i studiowaniu materiału genetycznego w zaciszu laboratoriów. Są to np. mutacje, które pozwalają wirusom zagnieździć się w górnych drogach oddechowych człowieka, co ułatwia im rozprzestrzenianie się podczas kaszlu czy kichania.

Są również korzyści z takich badań. Uczeni mogą pracować nad mutacjami, które czynią wirusy bardzo niebezpiecznymi, nie czekając na to, „co by było, gdyby było”. I szybciej zapobiegać wybuchowi kolejnej wielkiej epidemii. Mogą przygotować się na taką okoliczność i np. spróbować zwiększyć przeżywalność zakażonych osób. Takie doświadczenia mogą też przyspieszyć tworzenie szczepionek. Ale ich przeciwnicy twierdzą, że „podkręcone” zarazki nie są do tego potrzebne. A szczepionki można tworzyć bez materiału zakaźnego. Światowa Organizacja Zdrowia także po raz szósty odłożyła datę zlikwidowania próbek wirusów ospy prawdziwej oficjalnie przetrzymywanych w dwóch laboratoriach na świecie. Wirus jeszcze nie zostanie zniszczony, bo potrzebny jest do badań nad nowymi lekami przeciwwirusowymi. To na wypadek, gdyby ktoś chciał wykorzystać ospę jako broń biologiczną. Poza tym, według WHO, nie wiadomo, czy ktoś jeszcze nie przechowuje wirusa ospy – celowo lub nieświadomie, w zapomnianych magazynach, ryzykując wybuch epidemii.

Niszcząc wirus, możemy stracić coś, o czym jeszcze nie wiemy – bronią próbek zwolennicy ich przechowywania. Niektórzy też nie wierzą, że wirus da się usunąć raz na zawsze. Miliony ludzi zmarło na ospę, wszędzie są ich groby. A nikt tak naprawdę nie wie, jak długo wirus ospy może przetrwać w ludzkim ciele po śmierci swej ofiary.

Historia dżumy – co się zmieniło po epidemii czarnej śmierci? 

Kiedyś choroby zakaźne były istotnym czynnikiem selekcyjnym w ludzkiej populacji. Czarna śmierć, czyli światowa epidemia dżumy, między 1347 a 1351 r. uśmierciła 50 mln Europejczyków. Tym samym w ciągu kilku lat Europa „odchudziła” się o 30–50 proc. ludności. Jaki to miało wpływ na tych, którzy ocaleli? Po epidemii żyjący poradzili sobie doskonale. Ich potomkowie żyli znacznie dłużej i byli zdrowi jak nigdy dotąd. Naturalna katastrofa, jaką była globalna epidemia, wyeliminowała z populacji osoby starsze i schorowane. Zostawiła młode, w okresie rozrodczym i prawdopodobnie bardziej odporne na tę chorobę (i tę lepszą odporność ludzie przekazali potomstwu).

Sharon DeWitte z Uniwersytetu Karoliny Południowej badała, w jaki sposób śmierć tylu osób wpłynęła na życie tych, którzy przetrwali na terenie Londynu. Z wcześniejszych badań wiadomo, że jego mieszkańcy przed wybuchem epidemii wiedli ciężkie życie. Część zbadanych przez uczonych ofiar dżumy miała oznaki krzywicy, anemii, zęby w fatalnym stanie i była niedożywiona. Dr DeWitte przebadała 600 szkieletów należących do londyńczyków pochowanych na cmentarzach z XI–XIII w. Okazało się, że warunki ich życia po kataklizmie bardzo się poprawiły. Ponieważ tuż po epidemii nie było komu pracować, skończyła się era wyzysku, przynajmniej na terenie Anglii.

– Rosło wynagrodzenie za pracę, a spadały za to ceny jedzenia czy rzeczy materialnych – tłumaczy dr DeWitte.

Podaje też, że między początkiem XIV w. a końcem XV płace wzrosły ponad trzykrotnie. I na takim poziomie utrzymywały się aż do czasów rewolucji przemysłowej. Ci, którzy przetrwali epidemię czarnej śmierci, wygrali więc podwójny los na loterii. Żyli, a ich stan zdrowia powodowany rosnącym dobrobytem znacznie się poprawił. Wzrosła też długość życia. Odbyło się to jednak ogromnym kosztem i współczesny świat nie przyjmuje do wiadomości, że coś takiego mogłoby się powtórzyć.

W świecie, w którym wydawałoby się, że to człowiek jako gatunek ma nad wszystkim kontrolę, karty rozdają mikroby i wirusy ryzykując powstawanie kolejnych wielkich epidemii. Toczy się wojna światów.