Oceanografka Sylvia Earle, jedna z inicjatorek próby przekształcenia Morza Sargassowego w pierwszy pełnomorski obszar chroniony, porównuje gronorosty do złotego lasu deszczowego. To trafna metafora, bo tworzą na powierzchni oceanu coś w rodzaju piętra koron drzew. Przywodzą mi na myśl pływającą rafę albo nawet morskie tereny trawiaste – Serengeti oceanu.

Ich splątane pukle są oparciem dla zdumiewającej różnorodności organizmów, które ukrywają się w wodorostach i na nich żerują – według jednego z badań żyją tam larwy i młode osobniki 122 gatunków ryb, a także nowo wyklute żółwie morskie, ślimaki, także nagoskrzelne, koniki morskie, kraby i krewetki. Z kolei wodorosty żywią się odchodami tych organizmów.

Większe stworzenia, takie jak ryby, znajdują mnóstwo pokarmu wśród gronorostów i przyciągają jeszcze większe drapieżniki – rogatnice, trójchwościkowate, jednorożkowate, koryfeny, karanksy i seriole, a dalej rekiny, tuńczyki, solandry i żaglice. Tropikalne ptaki, burzyki, petrele, rybitwy, głuptaki i inne gatunki otwartego oceanu nocują i żerują na sargassowych matach.

Dwa dominujące gatunki gronorostów na Morzu Sargassowym to jedyne wodorosty świata, które nie rozpoczynają życia przyczepione do dna. Na skutek takiej egzystencji bez kotwicy półprzezroczyste warstwy w kolorze złota i bursztynu są zdane na łaskę wiatrów i prądów, które rozrywają je i łączą ponownie przy lepszej pogodzie. Ich brzegi spinają się jak rzepy. Masy wodorostów mają różne wielkości, od kilku kilometrów do kawałeczków nie większych od dłoni.

Nurek pływa pod masą gronorostów przebijaną przez smugi światła w pobliżu meksykańskiego Cozumelu. Duże skupiska tych glonów były wyrzucane na brzegi Zatoki Meksykańskiej, Karaibów i innych miejsc, zanieczyszczając plaże i kurorty turystyczne. Fot. David Doubilet

– Nawet te małe kępki skrywają organizmy, które są z nimi związane – mówi Jim Franks, starszy badacz i ekspert od gronorostów z laboratorium badań wybrzeży zatoki na University of Southern Mississippi w Ocean Springs. Bujne życie połączone z wodorostami musi bezustannie dostosowywać się do łączenia i rozpadu podtrzymujących je wysp. Gronorosty, jak mówi Franks, są jednym z najbardziej dynamicznych siedlisk morskich, jakie można sobie wyobrazić.

Morze Sargassowe było od dawna kojarzone z tajemnicą. XVIII-wieczni żeglarze nazywali tę część Atlantyku końskimi szerokościami, ponieważ, jak głosi historia, cisza morska unieruchamiała tam statki i kiedy zapasy słodkiej wody malały, trzeba było wyrzucać konie za burtę. A to morze pokrywa się częściowo z mitycznym Trójkątem Bermudzkim, regionem, w którym statki i samoloty znikały ponoć bez śladu. Bez względu na to, czy wierzysz w te legendy, czy nie, będąc na Morzu Sargassowym, mimowolnie przeżywasz chwile wzniosłości.

Pewnej nocy w pobliżu Bermudów fotograf David Doubilet robił pod wodą zdjęcia ryb zwabionych przez reflektory naszego statku. Krążył wokół kilku ptaszorów, kiedy na krawędzi światła dostrzeżono dużego żarłacza tygrysiego. Ekipa pośpiesznie wciągnęła Doubileta na pokład.