Topnienie lodowca – dlaczego trzeba z tym walczyć?

– Spokojnie, co? – Enric Sala uśmiecha się, podchodząc do mnie na plaży przed naszym obozem, złożonym z dwóch rzędów pomarańczowych namiotów, po 24 w każdym.

Spoglądamy na wschód, przez zamarzniętą taflę przesmyku Navy Board, w stronę oddalonej o kilka kilometrów Wyspy Byłota. To pokryte górami i lodowcami schronienie niedźwiedzi polarnych, które mają tam swoje nory, i setek tysięcy ptaków, które tam gniazdują.

Słońca nie widać, pogoda wreszcie się uspokoiła, prawie nie ma wiatru. Po ponad tygodniu czekania Sala i jego ekipa nurków chcą zbadać otwarte wody wokół kilku małych wysepek przy zachodnim brzegu Wyspy Bylota. Za kilka tygodni glony będą w rozkwicie, woda stanie się mętna i okazja do podwodnego filmowania minie. Ale teraz morze dopiero zaczyna tu tętnić życiem.

Przez kilka następnych dni Sala i inni członkowie wyprawy będą rejestrować piękno, które utracimy, jeśli nie uda się nam ocalić ostatniego topniejącego lodu Arktyki. Samo zachowanie obszaru ostatniego lodu nie wystarczy. Lodowiec dzieli się na wielkie odległości, więc jego źródła też w końcu trzeba będzie chronić.

Już teraz syberyjski lód skażony niklem i ołowiem z rosyjskiego miasta Norylsk – jednego z najbardziej zanieczyszczonych miejsc świata – dociera czasem do kanadyjskiej Arktyki. A tam, topniejący lód, zatruwa sieć pokarmową.

– To dobry znak, że widzimy białuchy, narwale i niedźwiedzie polarne – mówi San Félix. Oznacza to, że łańcuch pokarmowy wciąż jest tutaj zdrowy.

Rozmawiamy o stadzie wali grenlandzkich, które widzieliśmy pewnego dnia z helikoptera, o tym, że ich wielkie łby umożliwiają przebijanie półmetrowej warstwy lodu. Te wieloryby mogą żyć 200 lat i dłużej. Najstarsze z dzisiejszych mogły przyjść na świat za życia Napoleona.

– Wyobraź sobie! To cielę, które sfilmowaliśmy, może tu być nawet w roku 2215! O ile będziemy mieli szczęście i okażemy się wystarczająco dalekowzroczni. – To nie jest prosta, linearna historia, której zakończenie znamy – mówi Sala.