Gdzie popłyną topniejące lodowce?

Lodowce na zdjęciach satelitarnych – i być może także w naszych wyobrażeniach – błyszczące na czubku naszego świata wydają się statycznym pozbawionym wyrazu białym kontynentem, trwałym i nieruchomym. W rzeczywistości jest to przepychająca się masa kier lodowych, które, pod naporem wiatrów i prądów, dryfują z jednego końca Arktyki na drugi, co trwa lata.

– Ludzie nie rozumieją Arktyki – mówi Stephanie Pfirman, oceanografka z Barnard College i Uniwersytetu Columbia. – Uważają ją za lodową czapę. Myślą, że jest sztywna, a gdy się topi, to tylko na brzegach. Nie widzą jej dynamicznego aspektu.

W roku 2010 Pfirman wchodziła w skład zespołu, który rozpoznał najbardziej prawdopodobną lokalizację ostatniego lodowca występującego latem, co stało się wskazówką dla projektu Pristine Seas. Porównując różnorakie modele komputerowe i dane satelitarne, stwierdziła wraz z kolegami, że wiatry i prądy będą spychać dryfujący lód morski z całej Arktyki w stronę północnych brzegów Grenlandii i kanadyjskiego Archipelagu Arktycznego – w region malowniczych fiordów i ponad 36 tys. wysp, łącznie z Wyspą Ellesmere’a i Ziemią Baffina.

Rok po roku ogromne topniejące kry lodu gromadzą się w tej stosunkowo spokojnej strefie. Część tutejszego lodu ma kilkadziesiąt lat i ponad 25 m grubości. Pfirman i jej koledzy uświadomili sobie, że do połowy stulecia ta polarna przystań będzie zawierać jedyny całoroczny topniejący lód w Arktyce. Ich odkrycie było sprzeczne z pozornymi „oczywistościami”.

Według niektórych wcześniejszych modeli klimatycznych, jak mówi Pfirman, w miarę ocieplania planety arktyczna góra lodowa miała topić się równomiernie na południowych brzegach, ograniczając się w końcu do samego bieguna.

– Nie ma powodu, żeby lód zbierał się na biegunie północnym. Będzie krążył, dopóki w coś nie walnie – mówi badaczka.

Pomimo ostrego spadku w ciągu kilku następnych dekad długi, wąski pas stałego lodowca będzie się utrzymywał aż do schyłku naszego stulecia. Jeśli zdołamy uniezależnić się od paliw kopalnych, które podgrzewają planetę, może przetrwać nawet dłużej – do czasu (to tylko przypuszczenie), kiedy wymyślimy sposób usunięcia z atmosfery takiej ilości CO2, by znów ją ochłodzić.

– Lodowe modele nie spadają do zera – wyjaśnia Pfirman. – Niektórzy mówią, że to beznadziejne, bo jesteśmy na drodze do całkowitej utraty lodu. Ale jeśli spojrzeć na modele klimatyczne, widać, że jego ilość ostro spada, po czym pojawia się długi ogon, który daje nam trochę czasu na działanie potencjalnie łagodzące ocieplenie.

Lód, który pozostanie w Arktyce, może stanowić stabilne, choć ograniczone środowisko dla organizmów od niego zależnych.

Dla ludzi, którzy zajmują się siedliskami ważne jest to, że letni lód nie będzie występował raz na wybrzeżach Syberii, a innym razem na Morzu Beauforta. Siedlisko nie może się utrzymać, jeśli lodowiec ciągle będzie topnieć. Będzie on dość konsekwentnie spiętrzony u brzegów Grenlandii oraz Kanady.