Blokada jest częścią wysiłków rządu na rzecz ograniczenia dostępu do stron z pornografią i hazardem, które zgodnie z przepisami dotyczącymi cyberprzestępczości w Tajlandii, są nielegalne – wyjaśnia tamtejszy minister ds. cyfryzacji, Puttipong Punnakanta.

Strony pornograficzne zostały wyłączone w poniedziałek wieczorem. Na reakcję użytkowników nie trzeba było długo czekać. Początkowo głosy sprzeciwu wobec nowych przepisów pojawiły się na Twitterze. Pod hashtagiem #SavePornhub internauci krytykowali zamknięcie stron. Grupa pod nazwą Anonymous Party napisała: „Chcemy odzyskać Pornhub. Ludzie mają prawo wyboru”.

Protesty szybko przeniosły się na ulice. Kilkudziesięciu aktywistów protestowało przed ministerstwem cyfryzacji, trzymając transparenty z hasłami „Free Pornhub” czy „Save Pornhub”.

Na Twitterze pojawiło się też inne hasło. Hashtag, który tłumaczy się jako #HornyPower, zyskał nagłą popularność. Towarzyszy najczęściej komentarzom lub memom sugerującym, że rząd powinien liczyć się z rosnącym sprzeciwem społecznym.

Rząd Tajlandii od miesięcy zmaga się z protestami młodzieży i studentów, domagających się usunięcia premiera Prayutha Chan-ochy, byłego przywódcy junty, a także reform mających na celu ograniczenie uprawnień króla Maha Vajiralongkorna.

„Jeśli ktoś nie nienawidzi obecnego rządu wojskowego, teraz prawdopodobnie to się zmieni” – napisał jeden z użytkowników.

Niektórzy internauci sugerują, że wprowadzenie blokady nie ma na celu ochrony moralności, a raczej „przykrycie” kolejnych doniesień niekorzystnych dla króla.

Pornhub w Tajlandii

Nic dziwnego, że Tajlandczycy domagają się przywrócenia Pornhubu. Ze statystyk publikowanych okazyjnie przez serwis wynika, że Tajlandia znajduje się w pierwszej 20. pod względem źródła dziennego ruchu na platformie. Tajlandzcy użytkownicy spędzają też na stronie więcej czasu niż użytkownicy z innych krajów – w ubiegłym roku średnia wyniosła 11 minut i 21 sekund.

Oprócz protestów nagle wzrosło także zainteresowanie sieciami VPN, które pozwalają obejść rządową blokadę – podaje CNN. Firma Top10VPN stwierdziła, że o 640 proc. wzrosła liczba zapytań o wirtualne sieci VPN, w porównaniu ze średnią z września i października. Wzrost odnotowano po tym, jak Pornhub stał się oficjalnie niedostępny.

– Decyzja pokazała, że Tajlandia jest krajem cyfrowej dyktatury, w której konserwatyści będący u władzy próbują kontrolować, co młodzi ludzie mogą oglądać, co mogą powiedzieć i co mogą robić w internecie – oceniła Emilie Pradichit, dyrektorka Fundacji Manushya, która prowadzi kampanię na rzecz praw cyfrowych, cytowana przez Reuters.