Jeśli ktoś odwiedzający Stany Zjednoczone lubi zwiedzać starożytne ruiny, najwięcej znajdzie ich w Nowym Meksyku. W Historycznym Parku Narodowym kultury Kanion Chaco, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO, znajduje się aż 4 tys. stanowisk archeologicznych. Wśród nich wyróżniają się rozległe kompleksy zwane Wielkimi Domami. W Kanionie Chaco, centralnej części parku, jest ich kilkanaście. 

Wielkie Domy budowali Indianie Pueblo około tysiąca lat temu. Były ogromnymi strukturami, mającymi kilka piętek i setki pomieszczeń. Charakteryzowały je niewielkie okna i drzwi, które zapewniały ich mieszkańcom chłód. Większe od nich budowle powstały w Stanach Zjednoczonych dopiero w XIX wieku. 

Zagadka Wielkich Domów 

Do dziś po Wielkich Domach pozostały ściany, podłogi, obrysy zabudowań. A także drewniane belki, ciągle stanowiące fragmenty ścian. Z drewna budowano też sufity. Materiału nie było na miejscu – trzeba go było transportować m.in. z odległego o ok. 75 km górskiego regionu Chuska. Naukowcy policzyli, że do zbudowania Wielkich Domów trzeba było zgromadzić ponad 200 tys. belek różnych gatunków drzew. 

W jaki sposób przetransportowano je na teren dzisiejszego parku narodowego? To tajemnica, nad którą naukowcy głowili się od lat. – Nie korzystano wtedy ze zwierząt pociągowych, koła ani żadnych współczesnych metod transportu – mówi James Wilson, student z Uniwersytetu Colorado Boulder. 

Wilson wspomógł w rozwiązaniu zagadki Rodgera Krama, emerytowanego profesora fizjologii i miłośnika joggingu. Kram kilka lat wcześniej znalazł informację, że typowa belka ze stropu Wielkiego Domu ważyła 275 kg. Wydawało mu się, że to o wiele za dużo. Sam dokonał obliczeń, tnąc i ważąc kawałek pnia. Wykazał, że wysuszone pięciometrowe belki ważyły ok. 85 kg.

Jak transportowano drewno do Kanionu Chaco? 

Następnym pytaniem, jakie zadali sobie Kram i Wilson, było: w jaki sposób rdzenni mieszkańcy Ameryki transportowali tak wielkie kłody drewna? Badacze przetestowali potencjalne rozwiązania na własnej skórze. Wpierw próbowali dźwigać belki na ramionach. – To było wyniszczające – wspomina Kram. – Taki sposób noszenia drewna był po prostu głupi. 

Wpadli więc na inny pomysł. W wielu rejonach świata ludzie dźwigają ciężary nie na ramionach, ale na kręgosłupie. Pomagają w tym zakładane na głowę opaski (po angielsku zwane tumpline). W ten sposób radzą sobie tragarze w Nepalu i wielu mieszkańców Afryki. Kram i Wilson doszli do wniosku, że tą metodę mogli stosować również konstruktorzy Wielkich Domów. 

Dwadzieścia pięć kilometrów z belką na kręgosłupie 

Tylko czy da się nieść ważącą kilkadziesiąt kilogramów belkę przywiązaną jedynie do szerokiej opaski owiniętej wokół czoła? Kram i Wilson znów postanowili sprawdzić to osobiście. Wpierw jednak przeszli trzymiesięczny trening. Pod okiem certyfikowanego fizjoterapeuty ćwiczyli marsz z mniejszymi i większymi ciężarami zaczepionymi na głowie sześć albo siedem dni w tygodniu

Kiedy w końcu byli gotowi, przeprowadzili prawdziwy test. Wzięli na plecy belkę sosnową o wadze 55 kilogramów i pokonali z nią nieco ponad 24 km. Tempo marszu było niewysokie. Wynosiło tylko niecałe pięć kilometrów na godzinę. Badacze wspomagali się specjalnymi kijkami używanymi również dzisiaj przez Szerpów. Te tzw. tokmas pozwalają zatrzymać się na odpoczynek bez konieczności kładzenia niesionego ciężaru na ziemi. 

Wysiłek okazał się opłacalny. Badacze wykazali, że co do zasady możliwe jest noszenie drewnianych belek z wykorzystaniem szerokich opasek na czole. Belki mogły być dźwigane poziomo z użyciem opasek z juki. Test wykazał, że jedna osoba może przenieść ciężar wynoszący około 30 kg na odległość 25 kilometrów w mniej niż dziesięć godzin. 

Cały projekt i płynące z niego wnioski naukowcy opisali w artykule opublikowanym w czasopiśmie „Journal of Archaeological Science: Reports”. 

Źródło: phys.orgJournal of Archaeological Science: Reports