Równe gładkie ściany tworzą z płaską jak powierzchnia stołu górą kąt 90 stopni. Dostrzeżona na wschodnim wybrzeżu Półwyspu Antarktycznego, unosiła się na wodzie niczym wyjęte z formy ciasto.

 

Ostre brzegi i płaska powierzchnia, tłumaczy NASA, wskazują na niedawne odłamanie się tego kawałka od pokrywy lodowej. W tym przypadku chodzi o lodowiec szelfowy Larsena.

Poproszony o ocenę rozmiarów góry, Ted Scambos z University of Colorado w Boulder określił je na przynajmniej 40 metrów wysokości i nawet do 3 km długości.

- Jeżeli liczyć tony lodu jakie się w niej siedzą, kilkukrotnie wypełniłaby każdy basen w Kaliforni po sam brzeg – stwierdził w rozmowie z National Geographic. A to i tak, dodał, tylko drobinka w zestawieniu z tym, co pływa wokół bieguna południowego.

Ten kawałek lodu jest tak równy, a przynajmniej wydaje się takim z dystansu, bo lodowiec od którego się odłamał (Larsena) jest wystarczająco masywny, by jego powierzchnia mogła się ładnie i płasko uformować.

 

 

- Góry lodowe odłączające się od Larsena C są tak duże, że zachowują idealnie proste linie długich na setki kilometrów pęknięć w lodowcu wzdłuż których się formowały. Na Grenlandii czegoś takiego byśmy nie znaleźli, bo tam jest cieplej i lód pęka na mniejsze kawałki, lodowce też są mniejsze – tłumaczy Eric Rignot z NASA.

Jan Sochaczewski