Zobacz więcej zdjęć Michała Sośnickiego >>>

 

Tatry Wysokie, 6-7. września: Chata pod Rysami (2250 m) - Rysy (2499 m).

Jest wrzesień. Już w styczniu wysłałem zaliczkę za nocleg dla 14 osób na konto Chaty pod Rysmi. Wcześnie? Niby tak, ale biorąc pod uwagę jak atrakcyjne jest położenie schroniska po stronie słowackiej i fakt, że czynne jest od połowy czerwca do końca października, dysponuje 14 miejscami noclegowymi (tak podają na stronie, w rzeczywistości około...40) i rezerwacjami na rok wcześniej - nie jest to przesadą.

Nauczony doświadczeniem, na listę wpisuję nieco więcej osób, niż jest miejsc noclegowych. Zawsze ktoś wcześniej czy później - rezygnuje... Z różnych powodów...
Tak było i tym razem. Na 2 tygodnie przed terminem Świtaka, chętnych mam 11 osób. Mimo usilnych starań i zaproponowania 3 wolnych miejsc, blisko 30 osobom - ostatecznie w dniu Świtaka jest nas 12 osób. 12 sprawdzonych osób, którym nie straszna jest żadna pogoda!

Sobota, 6 września
Ewelina czeka na mnie o 5 na przystanku pod "Kolibą". Jedziemy tak wcześnie, gdyż od kliku dni, "straszą" burzami w Tatrach... Jak się ma później okazać - tylko straszą. Dzięki Bogu zresztą. O 7.30 docieramy do Popradzkiego Plesa, gdzie spotykamy się z Marysią i Michałem, którzy od tygodnia spędzają urlop w Rużemberoku. Nie ma upału, więc wędruje się wyśmienicie. 8.30 dochodzimy do schroniska nad Popradzkim Plesem. Śniadanie i czas ruszać w dalszą drogę.

Idziemy niebieskim szlakiem, Mięguszowiecką Doliną aż do rozwidlenia dróg. Skręcamy na wschód, i szlakiem czerwonym - początkowo łagodnie a potem ostro, zakosami pod górę, idziemy w kierunku Rysów. Ludzi mnóstwo!

Mamy sporo czasu, więc bez problemu dajemy się wyprzedzać kolejnym turystom, którzy w 99% przypadków, dziś wracają z powrotem lub schodzą na Polską stronę. Na łańcuchach robi się mały zator, ale cierpliwie czekamy. Zaczyna mnie martwić fakt, że coraz częściej i coraz mocniej, łapią mnie kurcze w łydkach. Mam nadzieję że niebawem miną....

O 13. docieramy do schroniska, gdzie dostajemy, przytulny pokój z 6 podwójnymi piętrowymi łóżkami. Czyli będzie pokój koedukacyjny. Ostatni z nas dochodzą do schroniska ok.18, w tym nasz "karpacki szerpa" - Piotr. Wniósł jak prawdziwy "nosicz" na plecach, prócz plecaka jeszcze 12 litrów mleka. Przemek bierze nieco mniej, ale także wnosi na plecach produkty do schroniska. Chapeau bas! Taki jest zwyczaj że jeśli ktoś z dołu przyniesie do schroniska przygotowane przy szlaku: mleko, ziemniaki, drewno, groszek itp. - w podzięce otrzyma duży kubek herbaty na górze.

Wieczór mija nam na miłych pogawędkach przy lampie naftowej (w schronisku nie ma ogólnodostępnego prądu). Idę fotografować przed schronisko bo pogoda robi się fantastyczna i oby tylko do rana wytrzymała! Jesteśmy w łóżkach przed 22. Nie mogę w to uwierzyć gdyż do tej pory rzadko który, sobotni wieczór przed Świtakiem, kończył się przed północą. Widać starzejemy się.

Długo nie mogę zasnąć. Mam problemy żołądkowe. W środku nocy podróż do toalety to nie lada wyczyn, gdyż "wychodek" oddalony jest 90 m od schroniska i usytuowany nad przepaścią. Ale za to z jakim widokiem! Jest przeszklony z jednej strony i ludzie idąc tam, biorą ze sobą aparaty. Widoki na góry z pięknie świecącym księżycem są nie do opisania!

Niedziela, 7 września
Pobudka o 4:00. Szybka toaleta i 4.40 ruszamy szlakiem czerwonym w kierunku przełęczy Waga (2340 m). Niebo bezchmurne, widać gwiazdy. Nie chcę zapeszać ale kiedy wchodzimy na przełęcz - widok jest kapitalny! Widać Łomnicę i okoliczne szczyty, a za nimi poświata pomarańczowego światła. Jeśli pogoda wytrzyma... Ależ będzie wschód!

Do tej chwili prowadziłem ale teraz mówię, by szli dalej, a sam wyciągam aparat. Nie mogę się oprzeć magii przedświtu. 5.30 docieramy na Rysy, na Polski wierzchołek. Wyciągamy aparaty, zajmujemy wygodne miejsca bo prócz naszej 12-osobowej ekipy, jest jeszcze kilka osób które weszły od Morskiego Oka.

Jest dość ciepło i nie wieje ani trochę! Ależ nam się trafiły warunki! A do tego jeszcze "morze" chmur poniżej Tatr! B A J K A!

I niechaj żałują najbardziej Ci, którzy nie wybrali się z nami z obawy o pogodę... Słońce wstaje zgodnie z planem o 6.03 i to praktycznie nad samym wierzchołkiem Łomnicy.
7.30 jesteśmy z powrotem w schronisku i dopiero teraz jest czas na przeżywanie tego, co zobaczyliśmy.

Michał Sośnicki