Jakie historie sobie opowiadaliście?

O podróżowaniu pieszo. Od razu zrozumieliśmy, że jako podróżnicy szliśmy pieszo, jak nikt inny. Oczywiście byli turyści z plecakami, ale oni na plecach nieśli cały swój dom: namiot, przybory kuchenne, karimatę, śpiwór. Co tylko przyjdzie ci do głowy. My tego nie robiliśmy. Mieliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. To zmuszało nas do połączenia się ze światem.

Kiedy jechałem z Monachium do Paryża, moja manierka była pusta już o 10 rano. To był bardzo gorący, suchy dzień. Nigdzie nie było strumienia, rzeki ani kranu. Nic. O 17:00, kiedy byłem już bardzo spragniony, musiałem zapukać do drzwi wiejskiego domu. Kiedy żona gospodarza otworzyła drzwi, zapytałem po prostu, czy może napełnić moją manierkę. Ale ludzie natychmiast rozpoznają coś wyjątkowego w tych, którzy podróżują pieszo. Zapraszali mnie do domów i opowiadali historie ze swojego życia, których nikomu nie zdradzali. Więc to był rodzaj podróży, który obaj praktykowaliśmy.

Nie mógłbyś mieć takich doświadczeń bez chodzenia? Dlaczego chodzenie jest dla ciebie tak ważne jako sposób podróżowania?

W ten sposób zostaliśmy stworzeni jako homo sapiens. Jesteśmy zaprogramowani biologicznie, aby pokonywać odległości pieszo. To właśnie robiliśmy przez dziesiątki tysięcy lat, zanim zaczęliśmy używać koni, oczywiście, aż do wieku mechanicznego. I nie nazwałbym tego „chodzeniem”, ponieważ nie jest to wyjście na spacer, „spacer siłowy” czy spacerowanie po mieście. To „podróżowanie pieszo” (ang. travelling on foot). Czytasz świat, uczysz się istoty świata. Chatwin zawsze lubił moje powiedzenie: „Świat objawia się tym, którzy podróżują pieszo”.

Wydaje się, że Chatwin nie wybierał interesujących miejsc do odwiedzania, raczej gonił za pomysłami, które doprowadzały go do interesujących miejsc. Czy takie podejście było dla ciebie czymś, co rezonowało z twoim?

To postawa ciekawości. To twoje poczucie esencji. To twoje poczucie absurdu. Czasami jest to pogląd, który kształtuje światopogląd. Miał to w sobie. Rozpoznaliśmy się, bo w pewnym sensie ja mam to w sobie. Spójrz na przykład na „Conquest of the Useless”. To jest książka, którą powinieneś przeczytać.

Książka o twoich doświadczeniach przy tworzeniu „Fitzcarraldo” w Amazonii.

To nie jest książka o tworzeniu filmu. Chodzi o gorączkowe sny w dżungli. Codziennie przeżywaliśmy katastrofy. A kiedy mówię o katastrofach, mam na myśli te prawdziwe. Mieliśmy dwie katastrofy lotnicze. Dotarliśmy do wojny granicznej między Peru a Ekwadorem. I kolejny incydent, mój obóz dla 1100 osób został zaatakowany i doszczętnie spalony. I w kółko, dzień po dniu, gdy przenosiłem statek w góry.